sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie wydawnicze 2016

Podsumowanie 2015 roku rozpocząłem od zdania „Kolejny piękny muzyczny rok dobiegł końca”. Niestety teraz podobnie napisać nie mogę. W 2016 roku, w bardzo krótkich odstępach czasu, do największej orkiestry świata odchodzili kolejni wielcy. Zaczęło się od wydarzenia, które niezwykle mnie dotknęło –śmierci Davida Bowiego. Skończyło się równie tragicznie, bo odejściem jednego z najwspanialszych wokalistów rocka progresywnego – Grega Lake’a.

czwartek, 29 grudnia 2016

Osiemdziesiąta dziewiąta recenzja: Świeża muzyka od jednego z najstarszych zespołów na świecie

Do „coverowych” płyt podchodzę z bardzo dużym dystansem. Mogliście to zauważyć chociażby po tym, że album uwielbianego przeze mnie Davida Bowiego z piosenkami innych artystów oceniłem najgorzej spośród jego wszystkich zrecenzowanych albumów. W małej wojence pomiędzy fanami Beatlesów a Stonesów zawsze trzymałem stronę czwórki z Liverpoolu. Tak więc we wstępie do recenzji ciężko napisać coś innego niż to, że „Blue & Lonesome” był u mnie od razu skazany na pożarcie. Jednak przy przesłuchiwaniu płyty wielokrotnie bardzo pozytywnie się zaskoczyłem.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

"I'm never gonna dance again..." [POŻEGNANIE]

Ostatnio, gdy tylko próbuje się zebrać do napisania dla Was kolejnej recenzji, przychodzi następna, niezwykle dobijająca wiadomość. W radosny dzień Bożego Narodzenia dotarła do nas informacja, która na pewno odmieni obraz świąt wielu fanom muzyki. 25 grudnia odszedł od nas kolejny wielki, niesamowity głos. Rozpoczęliśmy rok od śmierci Davida Bowiego, kończymy odejściem George’a Michaela. Dziękuję George za każdy kawałek Twojej przepięknej muzyki…

piątek, 9 grudnia 2016

"Confusion will be my epitaph..." [POŻEGNANIE]

Cóż powiedzieć… niech ten 2016 kończy się jak najszybciej. Genialni artyści chyba nigdy nie odchodzili tak masowo jak w kończącym się roku. Tym razem przyszła kolej na wielkiego wirtuoza rocka progresywnego. Jednego z najlepszych i najmagiczniejszych wokalistów, którzy kiedykolwiek pojawili się na scenie muzycznej.

niedziela, 20 listopada 2016

Osiemdziesiąta siódma recenzja: Królowie trashu powracają z dziesiątym albumem

Przyszedł więc czas na zdecydowanie najbardziej wyczekiwaną płytę drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Członkowie Metalliki w każdym kolejnym wywiadzie mówili, że wciąż nagrywają i album ukaże się w najbliższym czasie. Jednakże po pewnym czasie fanów zapewnienia przestały interesować, bo żadne nowe kawałki się nie ukazywały. Muzykom udało się osiągnąć efekt zaskoczenia, ponieważ pierwszy singiel i informację o premierze płyty opublikowali, gdy już właściwie nikt się tego nie spodziewał. Od samego początku było wiadomo, że czeka nas kolejny spór między ortodoksyjnymi fanami, a słuchaczami, którym podobają się czasy po „czarnej płycie”. Czy wszyscy twierdzący, że Metallica skończyła się na „Master of Puppets”, będą musieli w końcu odwołać swoje słowa? Zapraszam do recenzji.

środa, 9 listopada 2016

Osiemdziesiąta szósta recenzja: Następne gitarowe popisy Synestera Gatesa

Avenged Sevenfold zawsze był dla mnie zespołem od bardzo dobrych utworów. Jednakże, jeśli chodzi o całe albumy, to ta grupa podchodziła mi niespecjalnie. Przy każdym krążku w pewnym momencie, trafialiśmy na nudniejsze fragmenty. Tytułowy singiel pokazał, że zapadające na długo w pamięć kompozycje znów się pojawią. Pozostawało, więc istotne pytanie: czy grupie uda się utrzymać wysoki poziom przez cały „The Stage”?

piątek, 4 listopada 2016

Osiemdziesiąta piąta recenzja: Kosmiczna i koncepcyjna Coma

Przed premierą nowej płyty grupy Coma byłem pewny tylko jednej rzeczy. Mianowicie tego, że po opublikowaniu wydawnictwa w Internecie znowu rozpęta się spór pomiędzy wielkimi fanami zespołu, a, wcale nie będącymi w mniejszości, krytykantami kapeli. W Polsce chyba nie ma wokalisty, który budziłby tak skrajne odczucia jak Piotr Rogucki. Jedni kochają go za jego charakterystyczną manierę w głosie, a inni nienawidzą właściwie za wszystko. Co ją sądzę o twórczości muzyków z Łodzi? Wszystko w dzisiejszym poście.

czwartek, 13 października 2016

Osiemdziesiąta czwarta recenzja: Trzeci z rzędu progresywny album Opeth

Przemiana, która nastąpiła w grupie Opeth, nie wpłynęła drastycznie na poziom wydawnictw zespołu. Jednakże od dłuższego czasu brakuje Szwedom tak dobrego albumu jak np. „Blackwater Park”. Najnowsze dzieło to kolejny rozdział w historii artystów ze Sztokholmu pozbawiony elementów muzyki deathmetalowej.  Po niezłych singlach oczekiwałem na „Sorceress” czegoś więcej niż tylko trzymania solidnego, progrockowego poziomu.

środa, 28 września 2016

Osiemdziesiąta trzecia recenzja: Fantastyczny i poruszający nowy krążek grupy Marillion

Muzycy grupy Marillion nikomu nie muszą już niczego udowadniać. Stworzyli tyle przepięknych dzieł, że tylko głupiec mógłby przeciwstawiać się uznaniu ich za jeden z najlepszych zespołów wszech czasów. Mimo tego artyści  promowali swój album konkretnym hasłem mówiącym o tym, że jest to ich najlepszy album w historii.

piątek, 23 września 2016

Osiemdziesiąta druga recenzja: Kolejna lekcja historii z grupą Sabaton

Sabaton jest kolejnym zespołem, który nigdy mnie przesadnie nie porywał. Ciężko mi było zachwycić się ich którąkolwiek płytą. Jeżeli chodzi o tworzenie wojennych tekstów czy zastosowanie chórków, to oczywiście uważam, że są w tym jednymi z lepszych w power metalu, ale muszę przyznać, że ich kolejne dzieła stają się po pewnym czasie nudne. Do tej pory najbardziej przeszkadzały mi monotonne partie gitarowe i perkusyjne. Jak jest tym razem? Zapraszam do czytania.

poniedziałek, 5 września 2016

Osiemdziesiąta recenzja: Przemiana Blues Pills

Kapela Blues Pills wejście do świata muzyki miała niesamowite. Ich pierwszy album niezaprzeczalnie był jednym z najlepszych krążków 2014 roku, a grupę okrzyknięto mianem największego rockowego talentu ostatniej dekady. Artyści postanowili nie cieszyć się za długo sukcesem debiutanckiego wydawnictwa. Po dwóch latach od premiery „Blues Pills” muzycy wręczają nam „Lady in Gold”. Album zupełnie inny i niezwykle intrygujący.

środa, 24 sierpnia 2016

Siedemdziesiąta dziewiąta recenzja: Iron Maiden - Killers (1981)

Skład z pierwszego wydawnictwa Iron Maiden za długo się nie utrzymał. Przez odmienne poglądy na muzykę z kapeli wyleciał Dennis Stratton. Artystom z Londynu w końcu udało się namówić do współpracy Adriana Smitha, założyciela zespołu Urchin oraz przyjaciela Dave’a Murray’a. Od 1981 roku koledzy ze szkolnej ławy mieli stanowić o sile gitar prowadzących jednego z największych heavy metalowych bandów.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Siedemdziesiąta ósma recenzja: Billy Talent z nowym albumem i perkusistą

Grupa Billy Talent cały czas eksperymentuje. Muzycy z Mississauga na każdej kolejnej płycie serwują nam coś nowego. Moim zdaniem grupa powinna zająć się tworzeniem energicznych, punkowych i alternatywnych kawałków. W wolniejszych, czy poprockowych propozycjach Kanadyjczycy wypadają zdecydowanie gorzej. Na nowy album musieliśmy poczekać cztery lata. Po najdłuższej przerwie wydawniczej w historii zespołu mieliśmy prawo oczekiwać dobrego krążka.

sobota, 13 sierpnia 2016

Siedemdziesiąta siódma recenzja: Iron Maiden - Iron Maiden (1980)

Tak jak obiecałem, zaczynam nową serię. Pomyślałem, że warto przeplatać albumy Davida Bowiego z krążkami innego zespołu zwłaszcza, że do końca przygody z dyskografią Brytyjczyka trochę nam zostało. Pewnie łatwo mogliście się domyślić, która kapela w najbliższym czasie będzie gościła na blogu. Emocje po koncercie Iron Maiden we Wrocławiu wciąż jeszcze trochę mnie trzymają, więc stwierdziłem, że to odpowiedni moment aby przybliżyć Wam ich studyjne krążki.

sobota, 6 sierpnia 2016

Siedemdziesiąta szósta recenzja: David Bowie - Station to Station (1976)

Z powodu wakacyjnych wyjazdów postów na blogu ostatnio nie było, ale w zamian za to niedługo pojawi się drugi cykl recenzji „starych” płyt. Dzisiaj jednak kolejne spotkanie z twórczością zmarłego w styczniu artysty. Następny arcyważny album zarówno dla muzyki funkowej, jak i soulowej. Krążek króciutki (zaledwie sześć utworów), ale jednak bardzo ambitny pod względem treści. „Station to Station” zajmuje także 323. miejsce na niezwykle prestiżowej liście najlepszych albumów magazynu Rolling Stone.

wtorek, 19 lipca 2016

Siedemdziesiąta piąta recenzja: David Bowie - Young Americans (1975)

Diamond Dogs” bez wątpienia okazał się wielkim sukcesem. Ku zaskoczeniu wielu fanów kolejny krążek okazał się płytą o klimacie soulowym. Taka zmiana wymagała zaangażowania w produkcję zupełnie innych artystów niż wcześniej. Bowie zrezygnował z surowego glam rocka i zaczął tworzyć łagodniejsze kompozycje. Można by rzec, że Brytyjczyk (nie pierwszy już raz) porwał się z motyką na słońce, ale prawda jest taka, że dzięki temu stworzył jedno z najpiękniejszych soulowych wydawnictw lat siedemdziesiątych.

środa, 13 lipca 2016

Siedemdziesiąta czwarta recenzja: Orkiestrowe Radiohead

Radiohead to kapela, która, mimo swojego długiego istnienia, wciąż potrafi nas zaskakiwać. Dziewiąty studyjny krążek ekipy z Abingdon jest kolejnym wielkim eksperymentem. „A Moon Shaped Pool” ukazuje się po jednym z najgorszych (choć wcale nie słabym) albumów w historii grupy. „The King of Limbs” był albumem trochę za prostym jak na Radiohead . Pojawiały na nim utwory, które legendzie rocka alternatywnego nie przystoją. Brytyjczycy są kapelą, od której bardzo dużo się oczekuje. Czy moje wymagania spełnili? Zapraszam.

czwartek, 7 lipca 2016

Relacja z koncertu Iron Maiden we Wrocławiu (3.07.2016)

Wielkie emocje po fantastycznym spektaklu Iron Maiden powoli opadają. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że było to najbardziej widowiskowe wydarzenie, w którym miałem przyjemność uczestniczyć. Show dopracowany i odegrany perfekcyjnie. Dla takich chwil, które przeżyłem w niedzielny wieczór, warto wydać każde pieniądze.

środa, 29 czerwca 2016

Relacja z koncertu Saxon na Rock Hard Ride Free w Goleniowie (25.06.2016)

Powiem szczerze, że dość mocno się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się o koncercie grupy Saxon w zachodniopomorskim Goleniowie. Biorąc pod uwagę fakt, iż kilka dni wcześniej Brytyjscy muzycy występowali na belgijskim festiwalu Graspop Metal Meeting, ich udział w Rock Hard Ride Free był dla mieszkańców niewielkiej miejscowości bardzo przyjemną niespodzianką. Zdecydowanie należy się ukłon w stronę organizatorów, którzy na festiwal ściągnęli świetnych artystów.

piątek, 24 czerwca 2016

Siedemdziesiąta trzecia recenzja: Przedsmak Openera, czyli nowa płyta Red Hot Chili Peppers

Fani Papryczek na pewno odczuwali spory niedosyt przy słuchaniu „I’m with You”. Było to spowodowane głównie tym, że pięć lat wcześniej został wydany jeden z najlepszych albumów w historii grupy – „Stadium Arcadium” i Amerykanom nie udało się powtórzyć tego wielkiego sukcesu. Na nowy krążek zespołu z Los Angeles musieliśmy czekać kolejne pół dekady. „The Getaway” to zarówno troszkę nowości od Red Hotów, ale także nawiązania do przeszłości formacji.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Siedemdziesiąta druga recenzja: David Bowie - Diamond Dogs (1974)

PinUps” nie okazał się tak wielkim sukcesem, jak wcześniejsze krążki Davida Bowiego. Porównując wszystkie dzieła Brytyjczyka, siódmą płytę można zakwalifikować do tych jego „gorszych dzieci”. Na „Diamond Dogs” Bowie musiał ponownie wznieść się na wyżyny swoich kompozytorskich umiejętności. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że na kolejnym wydawnictwie David często wraca do swoich poprzednich genialnych longplayów.

sobota, 11 czerwca 2016

Siedemdziesiąta pierwsza recenzja: Intrygująca Monika Brodka

Monika Brodka w końcu znalazła pomysł na siebie. Przyznaję, że pierwsze dwie płyty artystki z Twardorzeczki mi się nie podobały. Brakowało w nich solidności i trochę pomysłowości. Brodka była zwykłą polską artystką. Wszystko zmieniło się wraz z wydaniem trzeciego wydawnictwa – „Grandy”. Monika zaczęła wykonywać bardzo nieszablonową i wciągającą muzykę.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Siedemdziesiąta recenzja: Eksperymenty grupy Hey

Ciężko powiedzieć, że grupa Hey nagrała kiedyś słabą płytę. Można oczywiście zestawiać np. „Fire” z „Ekosystemem”, jednak to bez wątpienia dwa zdecydowanie odmienne wydawnictwa, tworzone w zupełnie innym czasie. Zespół Katarzyny Nosowskiej od wielu lat gra na równym poziomie, do którego trudno się przyczepić, ale jednocześnie po kolejnych krążkach można odczuwać niedosyt, że nie są to dzieła rewelacyjne. Szczecińska grupa niejednokrotnie podkreślała, że na najnowszym albumie będzie chciała dać fanom coś zupełnie nowego, coś, czego jeszcze od nich nie słyszeli.

piątek, 27 maja 2016

Relacja z koncertu Organka i Dawida Podsiadło na szczecińskich juwenaliach (2016)

Jeżeli czytaliście recenzję najnowszego albumu Dawida Podsiadło na moim blogu, to zapewne wiecie, że koncertu jednego z najbardziej utalentowanych artystów młodego pokolenia nie mogłem się doczekać. Niestety na swojej trasie Dawid nie przewidywał występu w mojej okolicy. Pomocną dłoń w sprawie naszego spotkania wyciągnęli twórcy szczecińskich juwenaliów, którzy zorganizowali koncert na Łasztowni. Warto pochwalić twórców wydarzenia, bo line up w tym roku był naprawdę dobry.

środa, 18 maja 2016

Sześćdziesiąta dziewiąta recenzja: David Bowie - PinUps (1973)

David Bowie po sukcesach na „Ziggym Starduście” i „Alladin Sane” potrzebował zmian, swoistego powiewu świeżości w swojej muzyce. Nowy rozdział w karierze Brytyjczyka zaczął się od coverowego albumu „PinUps”. Siódme studyjne wydawnictwo Bowiego to przede wszystkim pożegnanie z Mickiem Ronsonem, który towarzyszył artyście od „The Man Who Sold the World”.

sobota, 7 maja 2016

Sześćdziesiąta ósma recenzja: Od Was: Vapes - Carte Blanche

Vapes to kolejny młody, perspektywiczny zespół na polskiej scenie muzycznej. Gliwicka kapela powstała dokładnie rok temu, ale w obecnym składzie funkcjonuje od października 2015 roku, kiedy to dołączył do nich wokalista. Jest to drugi band, który polecacie mi do zrecenzowania, więc bardzo zachęcam do wysyłania mi kolejnych propozycji. Zapraszam na spotkanie z EPką „Carte Blanche” – debiutanckim wydawnictwem młodej formacji.

czwartek, 5 maja 2016

Sześćdziesiąta siódma recenzja: 35 lat Lady Pank

Lady Pank to zespół, który może sobie pozwolić właściwie na wszystko. Wiadomo, że raczej tak wielkiej płyty jak „Lady Pank”, „W transie” czy „Na na” już nie nagrają, ale na pewno warto sprawdzić, co prezentuje jeden z naszych najważniejszych zespołów lat osiemdziesiątych. Poprzedni album pt. „Maraton” pokazał, że kapela z Wrocławia wciąż świetnie gra i dobrze się sprzedaje. Jak jest tym razem? Zapraszam do czytania.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Sześćdziesiąta szósta recenzja: Luxtorpeda nagrała kolejny dobry album

Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem, że w tym roku nie pisałem Wam o nowym polskim albumie. W ostatnim czasie wyszły krążki m.in. Lady PankWilków czy Hey, więc na pewno sporo naszej rodzimej muzyki na blogu się pojawi. Zacznę jednak od recenzji zespołu, którego ostatni album opisywałem na samym początku istnienia bloga.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Sześćdziesiąta piąta recenzja: David Bowie - Aladdin Sane (1973)

Po „Ziggym StarduścieDavid Bowie stanął przed arcytrudnym zadaniem. Musiał nagrać album, który po tak znakomitym krążku będzie co najmniej bardzo dobry. Artysta jak zwykle postanowił zmienić styl. Dźwięki na „Aladdin Sane” są dużo bardziej drapieżne. To płyta zdecydowanie dla fanów mocnych, rockowych riffów. Warto jednak wsłuchiwać się również w teksty, bo poruszają one istotny problem rozpadu społeczeństwa.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Sześćdziesiąta czwarta recenzja: TLSP wracają po ośmiu latach

Everything You’ve Come to Expect” to jedna z tych płyt, do których dni do premiery odliczałem z zapartym tchem. Projekt The Last Shadow Puppets na swój nowy album kazał nam czekać całe osiem lat. Muzycy przez ten czas dojrzeli i stali się jednymi z najpopularniejszych muzyków indie rockowych na świecie. Nic więc dziwnego, że album jest zupełnie inny niż „The Age of the Understatement”.

czwartek, 31 marca 2016

Sześćdziesiąta trzecia recenzja: Zupełnie nowa Asking Alexandria

Na wstępie powiem, że Asking Alexandria to zespół, do którego mam spory szacunek. Kapela ta towarzyszyła mi w najważniejszym okresie dojrzewania mojego gustu muzycznego (choć oczywiście pewnie nigdy się ono nie skończy). Lubię wrócić sobie niekiedy do „Stand Up and Scream”, czy „From Death to Destiny”, jednak nie jest to dla mnie muzyka ponadczasowa. Cholernie się przestraszyłem, gdy dowiedziałem się, że z zespołu odchodzi Danny Worsnop, czyli świetny frontman zespołu. Zmiana wokalisty często oznacza kompletną zmianę bandu. Jak jest w przypadku wciąż młodej brytyjskiej kapeli? Zapraszam.

wtorek, 29 marca 2016

Sześćdziesiąta druga recenzja: David Bowie - The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars (1972)

Przyszedł więc czas na nasze spotkanie z legendą. W dzisiejszym poście będziemy mieli do czynienia z jednym z pięknych wcieleń Davida Bowiego. Według „Rolling Stone” 35. najlepszy album wszechczasów, platyna w Wielkiej Brytanii i złoto w USA. Album, o którym powiedziano i napisano już wszystko, a mimo to i tak nie jest do końca rozszyfrowany.

sobota, 19 marca 2016

Sześćdziesiąta pierwsza recenzja: Stary Iggy pokazuje pazur

W 2012 roku Iggy Pop wydał album „Apres”. Jego fani w tym momencie się podzielili. Wielu uważało, że to jeden z najlepszych coverowych albumów w historii rocka, a inni, że dziadek już się starzeje i zaczyna nagrywać luźne, niezobowiązujące piosenki. Oczywiste więc było to, że Iggy na nowym albumie pokaże pazur i będzie chciał udowodnić niedowiarkom swoją rockową wielkość.

środa, 16 marca 2016

Sześćdziesiąta recenzja: Senny krążek The 1975

Swoim długo oczekiwanym debiutanckim albumem grupa The 1975 świetnie wbiła się w klimaty rocka alternatywnego. Przy pierwszym krążku grupy ciężko było się nudzić, aczkolwiek muszę przyznać, że na drugiej płycie oczekiwałem od młodych muzyków bardziej wyrafinowanych dźwięków.

środa, 9 marca 2016

Pięćdziesiąta dziewiąta recenzja: David Bowie - Hunky Dory (1971)

Mimo sporego sukcesu, jakim niewątpliwie okazał się „The Man Who Sold The World”, David Bowie postanowił wrócić do radosnych, folkowych klimatów. Znów spotykamy się z wesołymi kompozycjami zawierającymi dużą ilość instrumentów klawiszowych i gitary akustycznej. „Hunky Dory” to pierwszy album nagrany w wytwórni RCA Records. Mimo tego David brzmi po staremu, czyli bardzo dobrze.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Pięćdziesiąta ósma recenzja: Powrót Joey'a wychodzi Anthraxowi na dobre.

Anthraxowi kolejny raz przyszło udowadniać, że do „Wielkiej czwórki” jest zaliczany słusznie. Po świetnych albumach od Megadeth i Slayera słuchacze oczekiwali, że „For All Kings” będzie przynajmniej zbliżony poziomem do „Dystopii” i „Repentless”. Wydany w 2011 roku „Worship Music” był dobrym krążkiem, ale na nowej płycie oczekiwałem od zespołu znacznie więcej. Jak wyszło? Wszystko w dzisiejszym poście.

środa, 24 lutego 2016

Pięćdziesiąta siódma recenzja: Dziesiąty krążek od The Cult

Można powiedzieć, że The Cult to zespół, który mimo bardzo długiego stażu na scenie muzycznej wciąż szuka miejsca dla siebie. Każda kolejna płyta przynosi nam sporo nowości. Czasem wypadają one świetnie, a czasami naprawdę ciężko się tego słucha. Dawno mnie na blogu nie było, więc postanowiłem przybliżyć Wam moje zdanie na temat najgłośniejszej rockowej płyty ostatnich tygodni.

wtorek, 9 lutego 2016

Pięćdziesiąta szósta recenzja: David Bowie - The Man Who Sold The World (1970)

David Bowie po balladowym, nostalgicznym „Space Oddity” stwierdził, że przyszła pora na coś ostrzejszego. „The Man Who Sold the World” rozpoczyna hardrockową przygodę londyńskiego artysty. Oprócz diametralnej zmiany stylu na trzecim albumie w dyskografii możemy dostrzec sporo kontrowersji. Najlepszym tego przykładem jest okładka, na której Bowie uwidacznia powszechne zamieszanie dotyczące orientacji rockmanów w latach siedemdziesiątych.

środa, 3 lutego 2016

Pięćdziesiąta piąta recenzja: David Bowie - Space Oddity (1969)

Po sukcesie artystycznym, w karierze Bowiego przyszedł czas na zwycięstwo komercyjne. „Space Oddity” diametralnie różni się od debiutanckiego krążka Davida. Artysta postanowił postawić na mniejszą liczbę utworów jednocześnie wydłużając swoje kompozycje. Nie da się ukryć, że to zabieg bardzo udany, bo na drugim albumie londyńskiego muzyka nie znajdujemy kawałków niepotrzebnych.

środa, 27 stycznia 2016

Pięćdziesiąta czwarta recenzja: Wielka czwórka wzięła się do roboty!

Teza o tym, że Megadeth jest słabą podróbką Metalliki jest tak samo fałszywa, jak ta mówiąca o tym, że Meta skończyła się na „Kill em All”. Dave Mustaine  i jego ekipa przez ponad trzydzieści lat utworzyli styl, który pozwala zaliczać Megadeth do wielkiej czwórki trashmetalu. Trzeba jednak przyznać, że amerykański zespół nagrywa krążki bardzo zróżnicowane. Potrafią nagrać płytę fantastyczną, ale też stworzyć album nie do przesłuchania. Jak jest z „Dystopią”? Zapraszam do czytania.

sobota, 23 stycznia 2016

Pięćdziesiąta trzecia recenzja: David Bowie - David Bowie (1967)

Wszystko rozpoczęło się niezwykle prosto. Płyta została nazwana po prostu „David Bowie”.  Dzisiaj rozpoczynamy cykl z dyskografią niedawno zmarłego wielkiego artysty. Debiutanckiego albumu Brytyjczyka zdecydowanie nie można uznać za sukces komercyjny. Jego światowa kariera zaczęła się właściwie od „Space Odity”. Nie ulega jednak wątpliwości, że pierwszy longplay to również porcja bardzo dobrej muzyki.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Skończyła się pewna epoka... [POŻEGNANIE]

Ehhh... To niemożliwe. Dwa dni temu kupowałem płytę, wczoraj pisałem recenzję a dzisiaj wszystko się skończyło. Niebywale skończyła się pewna piękna epoka, bo czas tworzenia Bowiego zdecydowanie można nazwać epoką. David był jednym z największych. Dzisiaj przychodzi mi napisać dla Was post, który jest jednym z ostatnich, jakie kiedykolwiek chciałem napisać.

niedziela, 10 stycznia 2016

Pięćdziesiąta druga recenzja: Kolejne wspaniałe eksperymenty Davida Bowiego.

David Bowie swoim niesamowitym głosem czaruje nas już prawie od pięćdziesięciu lat. Przez całą swoją piękną  karierę zaskakiwał nas wiele razy. Każdy nowy album brytyjskiego artysty obfituje w coraz to śmielsze aranżacje utworów. Nie inaczej jest w przypadku już dwudziestej ósmej studyjnej płyty Bowiego. „Blackstar” to płyta, jakiej jeszcze nie było i zdecydowanie nie mogliśmy się jej spodziewać. Najnowszy krążek od legendarnego twórcy jest jeszcze śmielszy od „The Next Day” i jeszcze piękniejszy.

sobota, 2 stycznia 2016

Podsumowanie wydawnicze 2015

Kolejny piękny muzyczny rok dobiegł końca. 2015 był naprawdę udany, jeżeli chodzi o poziom wydanych albumów. W moich recenzjach przyznałem dwie „dziesiątki”, co w 2014 się nie zdarzyło. Pojawiło się wielu nowych, dobrze zapowiadających się wykonawców. Obserwowaliśmy również wiele spektakularnych powrotów wydawniczych oraz pożegnania niektórych zespołów. Najważniejsze, a zarazem najsmutniejsze wydarzenie roku przyszło nam przeżyć niestety na sam koniec. 29 grudnia odszedł jeden z największych rockmanów w historii.

piątek, 1 stycznia 2016

Legendarne Płyty: 17. Ace of Spades [POŻEGNANIE]

Szczerze? Myślałem, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Przecież, kto jak to, ale Lemmy jest niezniszczalny. Niestety to się stało. 29 grudnia na pewien czas umarła muzyka. Zaledwie kilka dni po okrągłych siedemdziesiątych urodzinach zmarł legendarny artysta. Lemmy Klimister przez swój tryb życia mógł już umrzeć tyle razy, że jego śmierć wydawała się wręcz niewyobrażalna.