czwartek, 5 maja 2016

Sześćdziesiąta siódma recenzja: 35 lat Lady Pank

Lady Pank to zespół, który może sobie pozwolić właściwie na wszystko. Wiadomo, że raczej tak wielkiej płyty jak „Lady Pank”, „W transie” czy „Na na” już nie nagrają, ale na pewno warto sprawdzić, co prezentuje jeden z naszych najważniejszych zespołów lat osiemdziesiątych. Poprzedni album pt. „Maraton” pokazał, że kapela z Wrocławia wciąż świetnie gra i dobrze się sprzedaje. Jak jest tym razem? Zapraszam do czytania.

Aktualny skład grupy Lady Pank gra ze sobą już piętnaście lat. Można więc śmiało powiedzieć, że „najnowsi” członkowie zespołu napisali już spory kawałek historii formacji z Wrocławia. Od paru płyt kapela gra typową dla siebie rockową i przebojową muzykę. Już początek kolejnego albumu grupy pokazuje, że klimat będzie taki, do jakiego przyzwyczaiła nas band Jana Borysewicza. „Miłość” to piosenka idealnie pasująca na singiel i bardzo chwytliwa. Kontynuacją otwierającego utworu jest „Władza”. Propozycja z ciekawym, ostrzejszym riffem i ambitnym tekstem mówiącym o charakterze Polaków. Od pierwszego usłyszenia spodobał mi się „Trochę niepamięci”. To może być kolejny przebój naszej legendarnej formacji. Świetnie gra Borysewicz, którego gitara momentami przypomina lekko folkowe klimaty. Natomiast umiejętności wokalne pokazuje niezawodny Janusz Panasewicz. Jeszcze dynamiczniej robi się w „Lizusach”. Muzycy znów skupiają się w tekście na nowoczesnym podejściu do życia. Lady Pank zawsze lubił nagrywać utwory, które były swego rodzaju manifestami i trzeba przyznać, że do tej pory nieźle im to wychodzi. W następnych dwóch kawałkach muzycy wprowadzają nostalgiczny nastrój. Pochwalić muszę szczególnie romantyczną propozycję „Mogę sobie pójść”. Troszkę nudniej robi się przy numerze siódmym. „Droga”, mimo kilku dokładnych przesłuchań, wciąż niczym mnie do siebie nie przyciąga. Inaczej jest z „Momentem”, w którym możemy usłyszeć najdłuższą solówkę na albumie. Trochę szkoda, że partii gitarowych Borysewicza na „Miłości i władzy” jest tak mało, a kiedy już się pojawiają to są tylko kilkusekundowe. Na wyróżnienie z końcówki albumu zasługuje jeszcze na pewno ostatni utwór. „Czarne myśli” wciągają podobnie jak „Trochę niepamięci”. Koniec jest znów jest bardzo przyjemny i przebojowy.

Odsłuchując album, przy właściwie każdym utworze zapisywałem sobie przymiotnik „przyjemny”. To słowo najlepiej opisuje kolejny krążek Lady Pank. „Miłość i władza” to na pewno dobre pół godziny muzyki. Warto zatrzymać się trochę przy tekstach Jana Borysewicza, które jak zwykle odnoszą się do rzeczywistości i trafiają w sedno. Radość z nowej płyty czerpać będą zarówno starzy, ortodoksyjni fani, jak i młodzież, która jest ciekawa, jak nagrywają dziadkowie. 
OCENA: 6,5/10

1 komentarz:

  1. Ciekawa recenzja, tyle że Jan nigdy nie pisał tekstów. Zawsze zajmował się tylko muzyką.

    OdpowiedzUsuń