poniedziałek, 5 września 2016

Osiemdziesiąta recenzja: Przemiana Blues Pills

Kapela Blues Pills wejście do świata muzyki miała niesamowite. Ich pierwszy album niezaprzeczalnie był jednym z najlepszych krążków 2014 roku, a grupę okrzyknięto mianem największego rockowego talentu ostatniej dekady. Artyści postanowili nie cieszyć się za długo sukcesem debiutanckiego wydawnictwa. Po dwóch latach od premiery „Blues Pills” muzycy wręczają nam „Lady in Gold”. Album zupełnie inny i niezwykle intrygujący.


Drugi album szwedzkiej grupy był dla mnie szczególnie trudny do ocenienia. Przesłuchałem go wiele razy i spokojnie mogę powiedzieć, że moje zdanie dotyczące oceny tego krążka może się jeszcze niejednokrotnie zmienić. Płyta jest po prostu zdecydowanie inna, niż się spodziewałem. Zacznijmy jednak od początku. Otwierający wydawnictwo numer tytułowy nie zwiastuje jeszcze tak sporej metamorfozy. Dostajemy w nim jedynie sygnał, że może się tutaj pojawić więcej klawiszy. Wokal Elin Larsson wciąż jest niezwykle głęboki, a tempo rośnie z każdą kolejną sekundą. Inaczej jest już w „Little Boy Preacher”. Gitary Sorriauxa i Andersona są tutaj tłem dla świetnego głosu.  Ważną rolę odgrywa również Andre Kvamstrom, który moim zdaniem prezentuje się dużo lepiej niż pracujący z Blues Pills przy pierwszym albumie Cory Berry. W „Burned Out” ponownie zahaczamy troszkę o poprzednią płytę. Słyszymy tutaj kolejne dobre partie perkusyjne oraz bluesowe fragmenty na gitarze elektrycznej. Jeżeli ktoś chce się przekonać, że na „Lady in Gold” muzyka grupy zmienia się diametralnie, to od razu proponuję przesłuchanie czwartego kawałka. W balladzie „I Felt a Change” znajdujemy klawisze i fantastyczny głos. Larsson pokazuje nam tutaj piękno swojego wokalnego talentu, a poruszający tekst dodatkowo dodaje uroku utworowi. Następne dzieło mamy już chwilkę później. „Gone So Long” kompozytorsko jest jednym z najlepszych w historii zespołu. Piąty numer to porcja klasycznego rocka ze świetnymi zagrywkami Sorriauxa. Szczególnie dobrze brzmi końcówka, w której propozycja jest już naprawdę ostra i rozpędzona. Słuchacze bardzo różne zdania będą mieli na pewno też co do wariującego „Bad Talkers”. To kompozycja eksperymentalna z mieszanką stylów oraz ciekawym zastosowaniem chórków. Bluesa można poczuć w „You Gotta Try”. Pojawia się charczący głos oraz zadziorna gitara. Energia wylewa się z ósmego w kolejności „Won’ t Go Back”. Ten kawałek zdecydowanie ma potencjał na koncertowy hit. Do przyłączenia się do szalejącego zespołu zachęca Larsson, a instrumentaliści ponownie kombinują i serwują bardzo nieprzewidywalne fragmenty. „Rejection” to kolejny utwór, gdzie niezwykle ważną rolę odgrywają klawisze. Należy w tym miejscu pochwalić Richarda Nygrena oraz Pera Larssona za to, że w tak znaczącym stopniu zaangażowali się w tą płytę. Przedostatni przebój jest idealnym przykładem na to, jak idealnie łączyć szybki, perkusyjny rock z takimi klasycznymi elementami. W ostatniej, bardzo klimatycznej kompozycji słychać echa debiutanckiej „Blues Pills”. Muzycy serwują więc nam na koniec niezłą zagadkę i wręcz wymuszają zadawanie sobie pytania „w jakim kierunku Szwedzi pójdą tworząc następną płytę?”

Ostatnią rzeczą, którą mogę zrobić, to szczegółowo porównać pierwsze i drugie wydawnictwo Blues Pills. Muzycy zaserwowali nam coś zupełnie innego. Blues pojawia się tylko sporadycznie, a dostajemy za to bardzo dużo fantastycznego soulu. Coraz bardziej na pierwszy plan wychodzi niesamowita Elin Larsson. Płyta jest na pewno równiejsza od poprzedniczki. Widać, że zespół dojrzał i chce ciągle nas czymś zaskakiwać. Na razie ta niespodzianka wyszła im jak najbardziej na plus. Szwedzi pobijają kolejne rekordy sprzedaży, a fani cieszą się ich nową, ale równie dobrą muzyką. 
OCENA: 8/10

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie BP stracili trochę swojej magii którą mieli na pierwszej płycie. Tutaj brzmią bardzo komercyjnie i nie sądzę, aby szło to w dobrą stronę. Nie sądzisz, że za bardzo wybija się tutaj wokalistka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że takim soulowym albumem kapela miała na celu zarówno zdobycie nowej publiczności, jak i zaskoczenie tych, którzy z radością wsłuchiwali się w pierwszą płytę. Na pewno nie jest to komercja przepełniona elektroniką i pustymi, nic nie znaczącymi dźwiękami, jakich mamy w dzisiejszej muzyce zdecydowanie za dużo. A co do wokalistki... nie da się nie zauważyć, że Larsson coraz bardziej myśli o karierze solowej. Oby tylko chęć zdobycia jeszcze większej sławy, czy też ambicja nie odbiła się na zaniedbaniu przez nią tak świetnego i dobrze się zapowiadającego projektu jakim niewątpliwe jest Blues Pills.

      Usuń