poniedziałek, 29 lutego 2016

Pięćdziesiąta ósma recenzja: Powrót Joey'a wychodzi Anthraxowi na dobre.

Anthraxowi kolejny raz przyszło udowadniać, że do „Wielkiej czwórki” jest zaliczany słusznie. Po świetnych albumach od Megadeth i Slayera słuchacze oczekiwali, że „For All Kings” będzie przynajmniej zbliżony poziomem do „Dystopii” i „Repentless”. Wydany w 2011 roku „Worship Music” był dobrym krążkiem, ale na nowej płycie oczekiwałem od zespołu znacznie więcej. Jak wyszło? Wszystko w dzisiejszym poście.



Bardzo dobrym posunięciem było ponowne nawiązanie współpracy pomiędzy Anthraxem a Joey’em Belladoną. Nowojorczyk jest arcyważną postacią dla grupy i można powiedzieć, że w dużym stopniu przyczynił się do powrotu kapeli na właściwe tory. O solidność płyty byłem spokojny, zastanawiałem się tylko, czy będziemy mieli do czynienia z genialnymi kawałkami. Świetnie jest już na samym początku. Symfoniczny wstęp, a następnie potężne wejście gitar i pięknej perkusji Charliego Benante. Całość pięknie dopełnia idealnie wpasowujący się chwytliwy wokal. „Monster at the End” pokazuje, że muzycy wciąż są głodni odkrywania nowych dźwięków. Brzmią w tym utworze bardzo świeżo i zdecydowanie nie widać, że są po pięćdziesiątce. Znów świetne riffy i dużo przebojowości. „For All Kings” można nazwać utworem motywacyjnym. Teksty są mocną stroną nowego albumu. Kawałek rozpoczyna świetna partia wokalna, która w kolejnych częściach numeru brzmi równie dobrze w towarzystwie instrumentów. Scott Ian niewątpliwie odwalił kawał dobrej roboty. Jego teksty powodują, że płyty słucha się zdecydowanie bardziej uważnie i godzina łupania nie przelatuje nam jak gdyby nigdy nic. Spokojniejszą propozycją jest „Breathing Lighting”. Utwór melodyjny, ale w tym stylu muzycy lepiej zaprezentowali się w „Monster at the End”. Ciekawie brzmi przyjemny, rozmarzony, minutowy przerywnik – „Breathing Out”. „Suzerian” jest potężny od samego początku. Kapitalny wstęp, mocne zwrotki i dźwięczny refren prezentują się fenomenalnie. Gitary Iana i Donaisa brzmią z każdą kolejną sekundą coraz lepiej. W podobnie ostrym klimacie utrzymany jest „Evil Twin”. Lirycznie kompozycja krytykuje przemoc. Trzeba przyznać, że w połączeniu z tak ciężką muzyką brzmi to oryginalnie. Najdłuższy na płycie „Blood Eagle Wings” jest bardzo rozbudowany. W pewnym momencie zwalnia i brzmi nostalgicznie, wręcz wzruszająco. „Defend Avenge” ma ciekawe przejścia i marszowe tempo, ale w zestawieniu z całą płytą wypada najwyżej przeciętnie. Kolejnym agresywnym numerem jest „All of Them Thieves”. Propozycja zawiera świetne gitarowe oraz bardzo mocne, świetne zakończenie. Muzycy na tej płycie w charakterystyczny dla siebie sposób na koniec albo gwałtownie zwalniają, albo kończą z wielkim impetem. „The Battle Chose Us” to następny przebojowy kawałek. Porcja mocnych riffów i chwytliwość to zdecydowanie najmocniejsza strona jedenastego albumu studyjnego amerykańskiej grupy. Płytę kończy kolejny manifest, tym razem antyterrorystyczny „Zero Tolerance”. Jest ostro, dynamicznie i przede wszystkim bardzo miło dla ucha.


Nie spodziewałem się, że z trzech albumów „Wielkiej czwórki”, które wyszły do tej pory najbardziej będzie mi się podobał album Anthraxu. „For All Kings” to krążek bardzo równy, z przestojami w nielicznych fragmentach. Muzycy zaprezentowali się bardzo dobrze i zanotowali wyraźny postęp w stosunku do niezłego „Worship Music”. Przede wszystkim „Suzerian”, „Zero Tolerance” i „Monster at the End” są utworami, które na długo zostaną w mojej pamięci. Trzech graczy odkryło swoje karty, teraz czas na najważniejszego w stawce. Czekamy na nową Metalikę.

OCENA: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz