sobota, 19 marca 2016

Sześćdziesiąta pierwsza recenzja: Stary Iggy pokazuje pazur

W 2012 roku Iggy Pop wydał album „Apres”. Jego fani w tym momencie się podzielili. Wielu uważało, że to jeden z najlepszych coverowych albumów w historii rocka, a inni, że dziadek już się starzeje i zaczyna nagrywać luźne, niezobowiązujące piosenki. Oczywiste więc było to, że Iggy na nowym albumie pokaże pazur i będzie chciał udowodnić niedowiarkom swoją rockową wielkość.



Nie sposób na wstępie nie wspomnieć o świetnej ekipie, która stworzyła nowy album Iggy’ego Popa. Przede wszystkim fantastyczny muzyk i producent Joshua Homme, do tego basista Dean Fertita, znany z występów w QOTSA czy The Dead Weather oraz jeden z moich ulubieńców z Arctic Monkeys – perkusista Matt Helders. Początek pokazuje jednak, kto jest najważniejszy na „Post Pop Depression”. Wstęp z wokalem Popa, świetna gitara Josha i klawisze Deana znakomicie otwierają krążek. W ucho wpada wolny, ale przebojowy riff. Singlowa „Gardenia” to już zdecydowanie dynamiczniejszy kawałek, w którym świetnie prezentuje się perkusja. W drugim numerze możemy się również szybko przekonać, że głosy Popa i Homme’a razem brzmią znakomicie. Matt bardzo dobrze gra również w „American Valhalla”, do tego możemy usłyszeć świetnie wprowadzone instrumenty dęte (m.in. tuba i puzon). „In the Lobby” jest popisem Deana Fertity. Jego gitara przez cały utwór brzmi po prostu nieziemsko. Pełen wachlarz instrumentów muzycy zastosowali w kolejnym singlu – „Sunday”. Fakt, że przy utworze pracowało 14 muzyków, podkreśla rozbudowanie piątego utworu w kolejności. Po czterech minutach kompozycja zdecydowanie zmienia klimat i z klasycznego rocka przenosimy się do filharmonii. Ciekawie brzmią głosy Sharlotte Gibson i Lynne Fiddmont. "Vulture" rozpoczyna niski, dziadkowy głos Iggy’ego. Następnie możemy wsłuchiwać się w muzykę rodem z westernu, którą urozmaica świetne gitarowe solo. Pozycją obowiązkową jest na pewno „German Days”. Na gitarach kolejny raz szaleją Dean z Joshem, a w tle towarzyszy im szereg świetnie dopasowanych, nieczęsto używanych w rockowych piosenkach, instrumentów. Na trochę zwalniamy w przedostatnim na płycie „Chocolate Drops”. Na wyróżnienie zasługują na pewno chórki, w których głosu użyczył Matt. „Paraguay” jest świetnym zwieńczeniem tej bardzo dobrej płyty. Z początku myślałem, że będzie to łagodne zakończenie, ale tempo w dziewiątym kawałku szybko rośnie. W połowie na chwilę się zatrzymujemy, by za moment przejść do ostrego rockowego grania.



„Post Pop Depression” skończył się dla mnie niewiarygodnie szybko. Iggy na pewno udowodnił fanom zawiedzionym „Apres”, że wciąż jest jednym z najlepszych rockmanów w historii muzyki. Nowej płyty słucha się przyjemnie i lekko. Kompozycje są przebojowe, ale też mocno rozbudowane i zdecydowanie dostrzega się w nich kunszt wszystkich artystów tworzących krążek. Oceniam album na 9 i jestem przekonany, że będzie na wysokim miejscu w „Podsumowaniu wydawniczym 2016”.

OCENA: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz