czwartek, 22 października 2015

Czterdziesta szósta recenzja: Zmierzamy w kierunku "Born to Die", czy "Ultraviolence?

Należę do tej grupy słuchaczy Lany Del Rey, która woli „Born to Die” od „Ultraviolence”. Mimo, że większe noty zebrał właśnie trzeci studyjny album wokalistki z Nowego Jorku, to mnie dużo bardziej porywały ciekawe nuty oraz leciutki głos na drugim longplayu artystki. Dlatego właśnie na długo przed premierą „Honeymoon” zastanawiałem się jaką drogę obierze Lana.

czwartek, 15 października 2015

Czterdziesta piąta recenzja: Pierwsza płyta bez wielkiego Jeffa.

Ciężko w to uwierzyć, że od śmierci Jeffa Hannemana minęły już dwa lata. Wiele osób zastanawiało się kto zastąpi kapitalnego gitarzystę. Amerykanin urzekał nas swoją grą między innymi na legendarnym „Reign in Blood”. Nie da się ukryć, że Slayer trochę stracił przez śmierć charyzmatycznego muzyka. Jednak nie można powiedzieć, ze Gary Holt sobie nie poradził.

piątek, 9 października 2015

Czterdziesta czwarta recenzja: Klasyczny album klasycznego zespołu.

Wielu ludzi zarzuca kapeli Motorhead, że mało eksperymentują z muzyką i ich płyty wciąż są takie same. Dla mnie to legenda lat osiemdziesiątych. Z głosem Lemmy’ego ciężko byłoby nagrywać co innego. Londyńczyków można rozpoznać po kilku pierwszych nutkach. Są najlepsi w tym co robią i za to ich kochamy.

poniedziałek, 5 października 2015

Czterdziesta trzecia recenzja: Bokka coraz bardziej mnie czaruje.

Po pierwszym przesłuchaniu „Bokki” pomyślałem, że to może być zespół, który w przyszłości zawojuje polską scenę muzyczną. Po koncercie w hali „Azoty Arena” stwierdziłem, że to już ukształtowana kapela, mogąca robić furorę zarówno w Polsce, jak i za granicą. Po kilku godzinach spędzonych z „Don’t Kiss and Tell” mogę spokojnie powiedzieć, że Bokka to jeden z moich ulubionych zespołów.

piątek, 2 października 2015

Czterdziesta druga recenzja: Najbardziej emocjonalna płyta ostatnich lat.

Uhhh, można odetchnąć... To zdanie przewija się w mojej głowie za każdym razem, kiedy kończę słuchać płyty “Bumerang”. Album  zawiera tak wielką dawkę emocji, że gdy wybrzmiewa ostatnia nuta tej pięknej kompozycji, słuchacz jest wbity w fotel i zastanawia się, co przed chwilą się wydarzyło. Taki właśnie jest najlepszy polski debiut 2015 roku. Zapraszam do podróży z piękną muzyką, ale ostrzegam, że nie będzie to łatwa podróż.