poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Legendarne Płyty: 6. Pearl

Przedawkowanie morfinowo-heroinowe. Niestety w taki sposób pożegnała się z nami jedna z najwspanialszych wokalistek wszech czasów. Janis Joplin swoim skrzeczącym głosem potrafiła oczarować każdego. Jest symbolem ruchu hippisowskiego i fantastycznej muzyki lat sześćdziesiątych. Gdy słucham albumu „Pearl”, nierzadko pojawiają się łzy na mojej twarzy. Łzy spowodowane tym, że Janis tak szybko się z nami pożegnała.


Życie artystki z Port Arthur było pełne kontrowersji. Janis Joplin po prostu była inna. W czasach szkolnych została przez kolegów uznana za najbrzydszą dziewczynę na uniwersytecie. Jednak jej bluesowy głos jest bezsprzecznie jednym z najlepszych w historii muzyki. „Pearl” to zdecydowanie najpopularniejszy krążek artystki. Album został wydany już po tragicznej śmierci amerykańskiej wokalistki. Spory udział w wielkim sukcesie, jaki odniosła Perła, ma na pewno znakomity producent – Paul Rothchild, który wcześniej produkował wydawnictwa Doorsów. Piosenkarka, tworząc swój ostatni album, nagrywała z Full Tilt Boogie Band, co jak, się później okazało było bardzo dobrym wyborem.  Płytę otwiera napisany przez samą Janis kawałek „Move Over”. Numer jest niesamowicie chwytliwy, taneczny i zachęcający do przesłuchania dalszej części albumu. Bardzo ciekawie z wokalem komponują się perkusja i gitara prowadząca. Pod dwójką ponadczasowy, wzruszający utwór. Nikt nie jest w stanie zaśpiewać tego numeru tak jak Janis. „Cry Baby” to jedno z moich ulubionych dzieł Amerykanki. Szczególnie niesamowite jest to, jak Joplin charyzmatycznie wchodzi w refren. Skojarzenia z baśnią przywołuje „A Woman Left Lonely”. Artystka śpiewa w nim trochę spokojniej, a dodatkowo możemy usłyszeć fantastyczną partię klawiszową. Czwarta piosenka jest typowo koncertowa. Janis Joplin bawi się swoim głosem w „Half Moon”. „Buried Alive in the Blues” to świetny instrumental. Janis nie zdążyła nagrać do niego partii wokalnych. „My Baby” nie tylko tytułem może kojarzyć się z drugą propozycją na albumie. Najbardziej nastrojową kompozycją jest „Me and Bobby McGee” autorstwa Krisa Kristoffersona. Kolejny raz Joplin wspina się na swoje wokalne wyżyny. Najpopularniejszą, a zarazem najkrótszą piosenką, jest „Mercedes Benz”. Mamy tu do czynienia z popisem wokalnym w formie a capella. Album bardzo mocno kończy „Get It While You Can”. Znów dostajemy porcję znakomitego zgrania gitary z głosem.



Janis Joplin to zdecydowanie moja ulubiona przedstawicielka „dzieci kwiatów”. Jest to jedna z najbardziej kontrowersyjnych gwiazd lat 60. i 70. Amerykankę znamy nie tylko dzięki wspaniałym osiągnięciom muzycznym, ale i także przez liczne ekscesy alkoholowo-narkotykowe. Ze starych krążków, oprócz Beatlesów, najczęściej słucham właśnie jej. Za każdym razem, gdy odsłuchuję jej kolejnych kawałków, w mojej głowie przewijają się dwa słowa: „za szybko”…  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz