niedziela, 26 kwietnia 2015

Legendarne Płyty: 7. In the Court of the Crimson King

Debiutancki album King Crimson obrócił o 360 stopni muzykę progresywną. Po tym krążku wszystkie kapele zaczęły tworzyć zupełnie inaczej. To niesamowite, że grupa składająca się z ludzi mających nieco ponad 20 lat nagrała tak fantastyczny i trudny album. „In the Court of the Crimson King” to, krótko mówiąc, kamień milowy nie tylko dla rocka progresywnego, ale i dla całej muzyki.



Uwielbiam muzykę z lat sześćdziesiątych. King Crimson w tym okresie nagrali tylko jeden album, ale za to jaki! Ciężko oczekiwać od młodych twórców znakomitych tekstów i bajecznych melodii. Brytyjczycy złamali pewien trend w muzyce. Zamiast rockowych nagrań z elementami bluesa nagrali wydawnictwo ze sporymi odniesieniami do kapitalnego jazzu. Płyta składa się z zaledwie pięciu utworów. Są to jednak długie kawałki. Osobiście wolę słuchać tego krążka w spokoju , leżąc wygodnie w łóżku z zamkniętymi oczami. „In the Court of the Crimson King” nie nadaje się raczej do podróży autobusem. Piękną kompozycję otwiera „21st Century Schizoid Man”. Pierwszy numer jest zdecydowanie hard rockowy. Mocna, siedmiominutowa propozycja posiada genialne solo na saksofonie w wykonaniu Iana McDonalda. „I Talk to the Wind” to świetnie zagrana, mocno fletowa piosenka. Znakomicie w tym numerze czuje się wokalista – Greg Lake. Pod trójką prawdziwe arcydzieło. Już niedługo na blogu opublikuję listę moich ulubionych kawałków wszech czasów i już teraz mogę Wam powiedzieć, że na pierwszym miejscu będzie cudowny utwór King Crimson. Nie lubię podniosłych numerów, ale „Epitaph” jest wprost niesamowity. Kompozycja jest cholernie smutna i przygnębiająca, ale naprawdę wspaniała. Epitafium ma depresyjny rytm. Cudownie operuje głosem Lake. Uwagę przyciągają również świetne organy. Przy tej piosence łzy, łzy i jeszcze raz łzy. „Moonchild” to idealny przykład nawiązywania do jazzu przez Brytyjczyków. Dwunastominutowa ballada posiada niezliczoną ilość kombinacyjnych i oryginalnych dźwięków. Na zakończenie bajkowy numer. „The Court of the Crimson King” to propozycja, w której bardzo dokładnie musimy wsłuchać się w tekst. Fantastyczne chórki powodują, że po przesłuchaniu ostatniego utworu czujemy się spełnieni.



Po pierwszy album King Crimson sięgam stosunkowo rzadko. To taka płyta na wyjątkowe okazje. Przede wszystkim „Epitaph” jest kompozycją, do której mam wielki sentyment. Bardzo ciężko się pozbierać po przesłuchaniu tego genialnego kawałka. Płyta bardzo zmienia człowieka oraz jego pogląd na muzykę. Jeśli ktoś nigdy nie słuchał gorąco polecam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz