poniedziałek, 3 grudnia 2018

"Trzeba ćwiczyć, ćwiczenia do sukcesu są, prowadzą" - czyli relacja z koncertu Dawida Podsiadło w Szczecinie (1.12.2018)



Nie ma fal? A kto tak mówi? Netto Arena zapełniona do ostatniego miejsca falowała w sobotni wieczór w takt muzyki Dawida Podsiadło. To było profesjonalnie wyprodukowane widowisko, dopięte na ostatni guzik, z profesjonalnym frontmenem w roli głównej. Razem ponad dwie godziny świetnej zabawy.


Trasę koncertową Dawida Podsiadło można uznać za serię najbardziej wyczekiwanych występów w Polsce w 2018 roku. Album „Małomiasteczkowy” już po pierwszych siedmiu dniach od premiery pokrył się platyną i przez cztery tygodnie nie spadał ze szczytu Oficjalnej Listy Sprzedaży „OLiS”. Bilety na koncerty w takich miastach jak Warszawa, Kraków czy Wrocław rozeszły się w błyskawicznym tempie, a warto zaznaczyć, że najtańsze wejściówki kosztowały wcale niemało, bo 79 złotych. W sobotę, 1 grudnia, muzyk z Dąbrowy Górniczej roztańczył i wzruszył także szczecińską Netto Arenę.

Wyprzedany koncert w Szczecinie dziwić w zasadzie nie może, bo Podsiadło zdecydował się na tylko jedno wydarzenie w Netto Arenie. Dla porównania we wrocławskiej Hali Stulecia artysta z Dąbrowy Górniczej wyprzedał dwa występy, a na warszawskim Torwarze aż cztery. Fani muzyka zaczęli gromadzić się pod sceną już około godziny 19, a więc na półtorej godziny przed planowanym rozpoczęciem koncertu. Hala wypełniała się powoli, ale ostatecznie kilka minut po 20.30 na trybunach 5000 osób zajęło swoje miejsca. Podsiadło rozpoczął koncert w stylu takim jak przystało na aktualnie najbardziej rozchwytywanego muzyka w Polsce. Artysta niczym Madonna wyjechał spod sceny i zaprezentował otwierający utwór „Forest” w nieco zmienionej, polsko-angielskiej wersji językowej.

Niedługo później przyszedł czas na kompozycje z najnowszej płyty. Słuchaczy udało się rozgrzać utworami „Najnowszy Klip” oraz „Dżins”. Szczególnie zaskoczyło to pierwsze wykonanie w znacznie innej, gitarowo-organowej aranżacji. Elementem świetnie dopełniającym koncert były wyświetlane na telebimach opowieści o miłości. Własne, życiowe historie opowiadali ludzie w różnym wieku. Po nich, w zależności od tego jakie zagadnienia zostały poruszone, Podsiadło wykonywał swoje, dopasowane tematyką, utwory. Jednym z numerów najgłośniej odśpiewanych tego wieczoru były z pewnością „Trójkąty i Kwadraty”, czyli największy hit z debiutanckiej płyty muzyka. Przebój został okraszony świetną animacją na specjalnych płachtach rozwijających się z góry sceny. W kolejnym utworze Podsiadło pokazał, że coraz trudniej nazywać go tylko wokalistą, bo całkiem nieźle potrafi sobie poradzić także z grą na gitarze.

Zwycięzca drugiej edycji programu X Factor miał również gratkę dla starszych słuchaczy, których szczególnie na miejscach siedzących wcale nie było tak mało. Z dużą powagą został bowiem wykonany „Bóg” autorstwa grupy T.Love. Tym młodszym z kolei znacznie bardziej przypadł do gustu „Nieznajomy”, który w pewnym momencie przerodził się w jeden z największych przebojów tego roku – „Tamagotchi”. Nieoczekiwanie już chwilę później przyszedł czas na najbardziej wzruszający i podniosły moment sobotniego wydarzenia. Po kolejnym fragmencie ludzkich opowieści na scenie został sam Podsiadło i grając na fortepianie odegrał „Nie kłami” i „Project 19”. W Netto Arenie zapanowała wtedy cisza, trudno było znaleźć osoby zajęte nagrywaniem kolejnych kompozycji, a u niektórych widzów pojawiły się łzy.

By trochę rozluźnić atmosferę 25-latek chwilę później wrócił do tanecznych propozycji. Nie mogło zabraknąć oczywiście „W dobrą stronę”, czyli największego przeboju z płyty „Annoyance and Disappointment” czy „Nie ma Fal”, który w ostatnim czasie podbija większość stacji radiowych. Bis przyniósł również najbardziej wyczekiwany utwór tego wieczoru, a więc tytułowy szlagier z najnowszego albumu.

Wydarzenie zostało przedstawione słuchaczom na naprawdę światowym poziomie. Każdy z utworów okraszony był odpowiednią, nowatorską animacją. Oprócz wokalisty na scenie pojawił się chór oraz świetnie prezentujący się instrumentaliści, którym Podsiadło w wielu momentach dawał pole do popisu.

Koncert pokazał także niesamowity rozwój kariery Dawida Podsiadło. Muzyk coraz lepiej czuje się na scenie i ma świetny kontakt z publicznością. Cichymi bohaterami wydarzenia stały się elementy garderoby muzyka, o których co chwilę dyskutował z fanami. Urokliwa była także zmierzająca donikąd opowieść o porannym bólu gardła czy swego rodzaju mowa motywacyjna, w której Podsiadło, w typowym dla siebie stylu powiedział, że „Trzeba ćwiczyć, ćwiczenia do sukcesu są, prowadzą”. Nie ma dzisiaj w Polsce młodego muzyka, który byłby odpowiedniejszą postacią do wypowiedzenia tego zdania. Dawid ćwiczył i teraz jego sukces jest tak wielki, że trudno szukać choćby jednego biletu na 13 koncertów w naszym kraju.

PS. W relacji z koncertu brakuje zdjęć oraz materiałów video, ponieważ Dawid oraz organizatorzy nie życzyli sobie tego dla dobra kolejnych widowisk z trasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz