niedziela, 16 grudnia 2018

Sto czterdziesta siódma recenzja: Przerażający majstersztyk grupy Daughters


Przeglądając pojawiające się podsumowania wydawnicze 2018 roku i zestawiając je z recenzjami zamieszczonymi na moim blogu, stwierdziłem, że nad kilkoma tegorocznymi pozycjami muszę się bardziej pochylić. Płytą, która najmocniej przykuła moją uwagę i pojawiła się niemal we wszystkich rankingach jest najnowsze "You Won't Get What You Want" grupy Daughters. Albumu tego słuchałem już wcześniej kilka razy, ale dopiero niedawno przysiadłem do niego na spokojnie, z odpowiednim skupieniem. Na wstępie muszę napisać, że nie pamiętam kiedy jakieś dzieło mnie tak bardzo przeraziło.


Daughters po 16 latach swojego istnienia na swoim koncie mają zaledwie cztery płyty i niezwykle ciekawą historię. Wokół kapeli krąży wiele ciekawostek, jak na przykład ta, że zespół, mimo wcześniejszego burzliwego rozpadu, zdołał wydać świetny trzeci krążek zatytułowany tak samo jak nazwa formacji. Interesujące jest również to, że, jak twierdzą muzycy, wystarczyła krótka rozmowa, by po kilku latach zakończyć konflikt między Alexisem Marschallem i Nicholasem Sadlerem, czyli najistotniejszymi członkami Daughters. Do zjednoczenia doszło przez spotkanie zaaranżowane przez Andy'ego Lowa z grupy Robotic Empire. Muzyk okłamał zarówno Marschalla, jak i Sadlera ten drugi chce się z nim spotkać. Kto wie, czy przez to niewinne kłamstwo nie doczekaliśmy się jednego z najlepszych albumów w historii noise rocka.

"You Won't Get What You Want" to płyta niezwykle spójna, gruntownie przemyślana i kapitalnie wprowadzająca w świat chorego człowieka. Już od pierwszych sekund "City Song" zatapiamy się w fali powykręcanych, agresywnych i niepokojących dźwięków. Otwierający kawałek ocieka wręcz drone'owym klimatem. Mamy przede wszystkim sporadyczne uderzenia perkusji na wstępie i budujący atmosferę wokal, w którym trudno nie usłyszeć przerażenia. Do tego dochodzi potężna końcówka sprawiająca, że trudno się już potem od całego krążka odkleić. Jeszcze bardziej hałaśliwie robi się w kolejnym, typowo industialowym "Long Road, No Turns". Propozycja nie dając chwili wytchnienia gna do przodu, a w tle towarzyszy jej świetny, przejmujący głos Marschalla. Jeżeli ktoś po tych dwóch utworach nie wczuł się w klimat albumu to najlepszą receptą będzie pojawiający się chwilę później hipnotyczno-transowy "Satan in the Wait". Swoje niesamowite umiejętności grania na perkusji pokazuje w nim Jon Syverson. Jednakże kiedy wydaje się, że w tym hałasie będziemy zmierzać do końca tej siedmionutowej kompozycji, to nagle znikąd pojawia się fantastyczna partia klawiszowa, która nie tylko świetnie ujarzmia ten natłok masywnych dźwięków, ale o dziwo także idealnie wpisuje się w klimat "YWGWYW". Po tym bardzo rozbudowanym numerze przechodzimy do serii krótkich, ekstremalnie rozpędzonych kawałków. Zarówno świdrujący "The Flammable Man", jak i nieco bardziej przystępny "The Lords Song" uderzają przede wszystkim agresywnymi partiami gitar.

Coś kompletnie innego amerykańska kapela serwuje nam w rozpoczynającym drugą część płyty kawałku "Less Sex". Tym razem jest to wędrówka w bardziej synthvave'owe strony. Kompozycja bardzo przypomina utwory z "The Assasination of Julius Caesar", czyli ostatniego wydawnictwa grupy Ulver. Plusem jest tu na pewno świetnie poprowadzony wokal, który z kolei na myśl przywodzi styl Nicka Cave'a. Wyróżniającym się fragmentem albumu jest na pewno także melodyjny "Daughter", w którym mrok rysuje się zdecydowanie inaczej niż w początkowych kawałkach. Te dwa numery to jednak tylko chwilowe odejście od hałaśliwego klimatu "You Won't Get What You Want". "The Reason They Hate Me" to utwór idealnie kontynuujący dzieła z początku płyty. Jego kolejne trzaski i wrzaski są niesamowicie chwytliwe i momentalnie wbijają się w głowę. W tej propozycji znakomite są również zmiany tempa co chwilę atakujące z zaskoczenia. Ciekawie zbudowany jest również "Ocean Song", w którym poprzeplatane są spokojniejsze i mocniejsze fragmenty. Na zmianę mamy krótką przemowę i szereg potężnych uderzeń gitarowo-perkusyjnych. Za klamrę świetnie spinającą całą płytę odpowiada natomiast "Guest House". To bardzo podniosłe, momentami wręcz monumentalne zakończenie.

Uhhh. Dokładnie taki dźwięk wydałem z siebie po porządnym przesłuchaniu najnowszego albumu Daughters. "You Won't Get What You Want" miażdży, przeraża i porywa. To płyta świetnie zbudowana, która zostaje z słuchaczem na długi czas. Zdecydowanie jest to mocny kandydat do miana najlepszej płyty wydanej w 2018 roku.
OCENA: 10/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz