sobota, 9 grudnia 2017

Sto dwudziesta szósta recenzja: U2 dalej podróżują drogą, którą obrali kilka lat temu

Poprzednie wydawnictwo grupy U2 oceniłem dość wysoko. Nie ukrywam, że po pierwszych kilku przesłuchaniach, a także w trakcie pisania recenzji, płyta bardzo mi się podobała. Szybko się nią jednak znudziłem. Przez ostatnie dwa lata sięgnąłem po ten krążek może ze dwa lub trzy razy. Kolejne utwory zaczęły się wydawać coraz bardziej banalne, a „Songs of Innocence” z każdą kolejną minutą coraz bardziej się dłużyło. Liczyłem więc na to, że swoista kontynuacja nazwana „Songs of Experience” przyniesie mi dźwięki, do których będę wracał z wielką przyjemnością.

Premiera tym razem nie była tak zaskakująca, jak w przypadku trzynastego krążka w dyskografii Irlandczyków. Jednakże U2 ponownie wywołali spore kontrowersje. Tym razem zdecydowali się opóźnić wydanie albumu po to, aby w tekstach odnieść się do przemian politycznych, które mają miejsce na świecie. Płytę przez długi czas promował, umieszczony pod trójką, singiel „You’re the Best Thing About Me”. Kompozycja ta nie powinna się szybko znudzić tylko najzagorzalszym fanom Irlandzkiego bandu. To typowa piosenka nowego U2. Jest bardzo popowo, bez większych aranżacyjnych szaleństw. Wyróżnia ją właściwie tylko interesujący motyw w końcowej fazie utworu. Zresztą cały początek wydawnictwa nie należy do najlepszych. Pierwszy kawałek kompletnie psuje irytujący autotune, który pojawia się pod koniec. Gdyby nie niepotrzebne zabiegi wokalne, to delikatne intro naprawdę pozytywnie wprowadzałoby nas w klimat „Songs of Experience”. „Lights of Home” to numer pod znakiem współpracy z kobiecym zespołem Haim. Od dziewczyn został pożyczony fragment utworu, który członkowie U2 śpiewają wspólnie z formacją z Los Angeles. Propozycja, poza krótkim gitarowym momentem, nie zachwyca. Bardzo interesowało mnie to, jak na wydawnictwie U2 zaprezentuje się Kendrick Lamar. Udzielenie się na najnowszym albumie Irlandczyków było swoistym rewanżem Amerykanina za ich wkład w piosenkę „XXX”, która pojawiła się na wydanej w kwietniu płycie „DAMN.”. O ile w „Get Out of Your Own Way” jego rola nie jest zbyt istotna, ponieważ kilkoma zdaniami kończy kompozycję utrzymaną w klimacie podobnym do początkowych numerów, tak w „American Soul” raper świetnie wprowadza słuchacza do ostrzejszego nagrania. Piąty utwór to tak naprawdę pierwszy pozytyw na nowym albumie. Wciąga szczególnie partia gitarowa z przesterami. Jest tu zdecydowanie dynamiczniej i przyjemniej niż na początku. Mocno rozbudowany jest „Summer of Love”. W tym kawałku pojawiają się zarówno niezłe momenty smyczkowe, jak i …wokal Lady Gagi. Najlepiej prezentuje się jednak uwodzący Bono. Trudno ocenić „Red Flag Day” i „The Showman”. Oba utwory mają przebłyski, głównie w warstwie rytmicznej, ale dość słabo wypadają pod kątem wokalnym. W tym pierwszym trzeba pochwalić jeszcze Larry’ego Mullena na perkusji, który w innych kompozycjach szczególnie się nie wyróżnia. Romantyczne „The Little Things That Give You Away” i „Landlady” przypominają trochę numery z „The Joshua Tree”. Oczywiście nie są to propozycje, które mogą jakoś szczególnie konkurować z utworami z 1987 roku, ale ich delikatny i momentami wzruszający klimat pozwala przenieść się do czasów świetności Irlandczyków. Nieźle prezentuje się też zamykający zwykłą wersję płyty, cichy i powolny utwór „13 (There is a Light)”. Bardzo dobrze wypada w nim Bono, chociaż muszę przyznać, że przy pierwszym odsłuchu ciągle prześladowała mnie myśl „Żeby tylko nie pojawił się ten autotune z intra”.


„Songs of Experience” to dziwny album. Prawdopodobnie, gdy w przyszłości będę do niego wracał, to będę pomijał pierwsze cztery utwory, które moim zdaniem zdecydowanie psują tę płytę. Środek albumu jest naprawdę przyzwoity, ale pod koniec też już ma się wrażenie, że w sumie posłuchałoby się czegoś innego. Powoli trzeba przyzwyczajać się do tego, że członkowie U2 mają teraz inny pomysł na siebie i raczej takich wspaniałych, rockowych emocji jak 20 lat temu już nam nie będą dostarczali.
OCENA: 6/10

2 komentarze:

  1. To już kilkanaście lat chyba mija odkąd U2 nie nagrało niczego ciekawego. Ten album tylko to potwierdza... Posłuchałem kilku kawałków jeden słabszy od drugiego...

    OdpowiedzUsuń
  2. 40 year old Help Desk Operator Phil Brumhead, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Private Parts and Drama. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Ferrari 275 GTB. przejscie do strony internetowej

    OdpowiedzUsuń