czwartek, 6 lipca 2017

Sto dziesiąta recenzja: Iron Maiden - Powerslave (1984)

Po kolejnej bardzo długiej przerwie wracam do recenzowania wydawnictw grupy Iron Maiden. Piąty krążek w dyskografii zespołu to zarówno jeden z najwspanialszych, jak i jeden z najmniej równych albumów autorstwa kapeli z Londynu. Czy mi także otwarcie oraz zakończenie wynagradzają delikatnie mówiąc średniawe utwory spod numerów 3-5? Zapraszam do recenzji jednej z najbardziej „polskich” płyt Żelaznej Dziewicy.

Dlaczego piąte dzieło Brytyjczyków można uważać za chociażby w niewielkim stopniu nasze? No właśnie, z Polską „Powerslave” ma naprawdę wiele wspólnego. Przede wszystkim istotny jest fakt, iż artyści rozpoczęli trasę koncertową w hali na Torwarze. Oprócz tego, podczas rekordowych czterech występów w naszym kraju, Iron Maiden kręcili teledyski do swoich przebojów. Szczerze żałuję, że nie miałem okazji być na tych koncertach, bo show, w którym przy muzyce Maidenów, przenosimy się do czasów starożytnych musiał być bezapelacyjnie fantastyczny. Przechodząc do aspektów czysto muzycznych, „Powerslave” ciężko nie komplementować za niezwykle wyrazisty początek. Dzieło rozpoczyna dynamiczny, będący kwintesencją grupy kawałek „Aces High”. Utwór niesamowicie pędzi, a jednocześnie jest bardzo melodyjny. Wspaniałym gitarom, z których wybrzmiewają dźwięki pierwszych solówek, towarzyszy drapieżny wokal Dickinsona. Do tego dochodzi świetny tekst opowiadający o walkach RAF-u z Luftwaffe. Po chwili wielki hit oraz klasyka heavy metalu – kompozycja „2 Minutes to Midnight”. Numer niezwykle przebojowy, ale wciąż z wielkim pazurem, bez którego trasa po premierze płyty na pewno nie wyglądałaby tak dobrze. Tekstowo ponownie jest historycznie. Artyści wyraźnie starają się szerzyć antywojenne nastroje przypominając niebezpieczne działania Stanów Zjednoczonych oraz Związku Radzieckiego z początku lat pięćdziesiątych. Następnie przechodzimy do kilku kompozycji, z których każda mogłaby spokojnie być o połowę krótsza. Zabrzmi to banalnie, ale w instrumentalu „Losfer Words (Big ‘Orra)” brakuje po prostu zadziorności Dickinsona. Po zaprezentowaniu przez muzyków riffu w „Flash of the Blade” słuchacze na pewno liczyli na dużo lepsze rozwinięcie utworu. Natomiast nijaki „The Duellists” poza partią wokalną nie ma w sobie niczego urzekającego i mniej więcej w połowie mam ochotę przewinąć go sobie na kolejny kawałek. Poziom z początku wydawnictwa powoli wraca w „Back in the Village”. Znów jest bardzo żywo i przede wszystkim „maidenowo”. Dwa największe cuda mamy jednak pod numerami siedem i osiem. Utwór tytułowy rozkochał mnie w sobie od samego początku. Momentalnie przenosimy się do starożytnego klimatu rodem z okładki albumu. Złowrogie, szybkie gitary idealnie komponują się z przeraźliwym Brucem. Po chwili dostajemy kolejną niespodziankę, a mianowicie… balladowy fragment. Zapewne większość słuchaczy była w tym momencie bardzo zdziwiona pierwszy raz spotykając się z „Powerslave”, ponieważ przez cały album towarzyszyły nam szybkie zagrywki. Na koniec wspaniałe solo, które może konkurować do miana najlepszych w historii heavymetalu. Dzieło wieńczy rozbudowany, napisany przez Harrisa, „Rime of the Ancient Mariner”. Kompozycja, która zawiera w sobie właściwie wszystko. 14 minut z tym utworem za sprawą wielu zwolnień i przyspieszeń mijają niezwykle szybko. Równie dobrze mógłbym poświęcić osobną recenzję na opisywanie właśnie tego kawałka. Do wspaniałych szaleństw gitarowo-perkusyjno-wokalnych dochodzi jeszcze piękny tekst, który opowiada nam poemat Samuela Coleridge’a.

„Powerslave” to dzieło naprawdę trudne do oceny. Jestem pewny, że gdyby nie było na nim trzech słabszych fragmentów, o których wspomniałem, to nie byłoby się do czego przyczepić i spokojnie oceniłbym wydawnictwo na najwyższą możliwą notę. Bajeczne dwa „zamykacze” zdecydowanie jednak rekompensują chwilę nudy, którą można było odczuć w środkowej części wydawnictwa i sprawiają, że po wybrzmieniu ostatniego dźwięku „Rime of the Ancient Mariner” mamy uczucie, że spotkaliśmy się z wielką sztuką.
OCENA: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz