niedziela, 1 listopada 2015

Czterdziesta siódma recenzja: Chris Cornell wraca do klasyki.

Po porządnym, nowym albumie Soungarden przyszedł czas na dobry solowy krążek Chrisa Cornella. Wariacje na „Scream” zdecydowanie nie wyszły amerykańskiemu artyście na dobre. Przekonaliśmy się, że R&B to klimaty, które na pewno nie należą do idola takich muzyków, jak np. Duff McKagan. Na „Higher Truth” Cornell wraca do korzeni. Momentami płyta łudząco przypomina „Tracker” wydany nie tak dawno przez Marka Knopflera.



Jeden z dwóch najlepszych utworów na czwartej studyjnej płycie muzyka z Seattle znajduje się już na samym początku. W „Nearly Forgot My Broken Heart” słyszymy nawiązania do ulubionego zespołu Chrisa. Styl gitary akustycznej łudząco przypomina grę George’ a Harrisona. Do tego miłosny tekst z idealnie pasującym do niego wokalem. Kolejne dwie kompozycje to następna porcja ciekawej liryki. „Dead Wishes” i „Worried Moon” są bardzo folkowymi kawałkami. Pozycje numer dwa i trzy urzekają przede wszystkim swoją lekkością, a ich najmocniejszym punktem znów jest akustyk. Niezwykle melancholijnym przebojem jest „Before We Disappear”. To w mojej ocenie drugi najlepszy fragment „Higher Truth”. Szczególnie porusza refren czwartego utworu w kolejności. W głosie Chrisa słychać ewidentnie rockową duszę. Trochę Page’owską gitarę mamy w „Through the Window”. W wykonaniu Cornella podobają mi się jednak bardziej nawiązania do Beatlesów niż do Zeppelinów. W „Josephine” znów ujął mnie przede wszystkim refren. Odważne partie wokalne to według mnie najlepsza strona Amerykanina. Świetnie wypada kawałek tytułowy. Zdecydowanie najlepsza perkusja na albumie, mocne rockowe fragmenty dopełnione genialnym głosem. Beatlesowo brzmi również „Let Your Eyes Wander”. Na pierwszym planie śpiew oraz gitara akustyczna. Propozycja do rozmarzenia idealna na jesień. Gorzej wypada końcówka albumu, która brzmi bardzo komercyjnie i szablonowo. Tego nie lubimy.



Mimo słabego zakończenia, „Higher Truth oceniam bardzo pozytywnie. Wydawnictwo jest zdecydowanie lepsze od swojego poprzednika. W lekkich, rockowy klimatach Chris Cornell brzmi naprawdę dobrze. Oczywiście muszę zaznaczyć, że osobiście najbardziej lubię kawałki Amerykanina nagrywane z Soungarden. Uważam, że to właśnie hard rock jest najlepszym dla niego gatunkiem. Nowa płyta dostaje ode mnie notę 7,5/10. Ocenę popsuła niepotrzebna komercja zaprezentowana na koniec krążka. Do „Nearly Forgot My Broken Heart” i „Before We Disappear” należy jednak sięgać jak najczęściej, bo są to utwory najwyższej klasy.


OCENA: 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz