niedziela, 22 listopada 2015

Czterdziesta dziewiąta recenzja: Kolejny dobry, polski album

Justyna Święs i Kuba Karaś to jeden z najbardziej rozpoznawalnych debiutów ostatnich lat. The Dumplings wydali swoją drugą płytę zaledwie rok po „No Bad Days”. Dźwięki pierwszego krążka pierożków bardzo długo wybrzmiewały w moich głośnikach. Pojawiały się głosy, że nowe wydawnictwo może być niedopracowane, nagrywane na szybko przez sukces poprzedniego albumu. Obawy były jednak trochę przesadzone, bo naprawdę jest w co się wsłuchać.



Sami muzycy jeszcze przed premierą podkreślali, że są bardzo zadowoleni ze swojej pracy nad „Sea You Later”. Jednak nie chcieli doprecyzowywać, który album jest ich zdaniem lepszy. W mojej ocenie dwa dotychczasowe dzieła The Dumplings to po prostu płyty o różnych charakterach. Oczywiście dalej mamy do czynienia z urozmaiconym electropopem, jednak jest on prezentowany w innej oprawie. Nowy krążek rozpoczyna się mroczniejszym klimatem z delikatnym głosem Justyny. Linia melodyczna „Odyseusza” jest wciągająca i na pewno niejeden słuchacz przy tym kawałku na pewno się chwilę zatrzyma. „Blue Flower” na starcie prezentuje się dużo weselej. Młoda wokalistka bardzo dobrze wypada zwłaszcza we fragmentach, gdzie śpiewa wyżej. Ciekawie prezentują się bębny, które są mocną stroną całego wydawnictwa. Mniej korzystnie brzmi pierwszy „polski” numer na płycie. „Możliwość Wyspy” za bardzo mnie do siebie nie przekonuje nawet po paru przesłuchaniach. Nad tekstami muzycy muszą jeszcze troszkę popracować. Następne dwa utwory zacierają złe wrażenie po trzeciej piosence w kolejności. „Dark Side” to świetny, ciężki electropop. Nastrojowy głos Justyny idealnie łączy się z tego typu klimatami. Liczę na więcej takich perełek od TD. „Kocham być z Tobą” zawiera wszystkie elementy, których mi brakowało w „Możliwości Wyspy”. Tekst jest już dużo lepszy, a słuchaczowi robi się przyjemnie gdy słucha tej prostej i wesołej melodii. Refren tego kawałka jest bardzo chwytliwy. Może to kandydat na kolejny singiel? Na dyskoteki nadaje się „Don’t be afraid”. Na tle całego utworu najlepiej wypada wokal, ale trzeba przyznać, że młodych muzyków stać na nagrywanie dużo lepszych kompozycji. Powala natomiast siódmy numer w kolejności. „Love”, zwłaszcza w drugiej części, brzmi niesamowicie. To porządna dawka genialnej elektroniki. Aż nie chce się wierzyć, że Kuba Karaś tworzy taką muzykę w tak młodym wieku. „Nie gotujemy” to idealny kawałek na leniwe dni. Spokojna, przyjemna muzyka zdecydowanie pozwala się odstresować, czasem utulić do snu. Całkiem przyzwoicie prezentuje się „Nightmare”, ale moim zdaniem jest on troszeczkę za długi. Zresztą to zdecydowanie odróżnia oba albumy The Dumplings. Pierwsza płyta miała więcej utworów, ale była o kilkanaście minut krótsza. Fantastycznym pomysłem zespołu było zaangażowanie się we współpracę z Tomkiem Makowieckim. Głosy Justyny i Tomka bardzo dobrze się ze sobą komponują. Niesamowicie dopracowany i idealny na koncerty „Sama wkraczam w pustkę” to kolejny z moich faworytów z „Sea You Later”. „Tide of Time” wyróżnia się z pozostałych kawałków. Wokal Święs brzmi tutaj trochę jazzowo. Oryginalne zakończenie.


Z ostatnich „dwóch drugich albumów” wolę płytę Dawida Podsiadły. Oczywiście nie jest to spowodowane tym, że The Dumplings diametralnie obniżyli poziom. Po prostu uważam, że „Annoyance and Disappointment” w przyszłości może stać się jednym z istotniejszych polskich krążków. „Sea You Later” prezentuje się naprawdę dobrze, ale minimalnie bardziej cenię „No Bad Days”. Głównie jest to spowodowane zróżnicowaniem longplaya. Znalazły się na nim numery, które  mnie do siebie nie przekonały, ale również obfituje on w większą liczbę „perełek” niż studyjny debiut The Dumplings. 

OCENA: 7,5/10

PS. Niedługo zacznę recenzować starsze płyty, które niekoniecznie uważam za "legendarne". W najbliższym czasie postaram się też stworzyć spis wszystkich albumów, które oceniłem na moim blogu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz