Justyna Święs i Kuba Karaś to jeden z najbardziej
rozpoznawalnych debiutów ostatnich lat. The Dumplings wydali swoją drugą płytę
zaledwie rok po „No Bad Days”. Dźwięki pierwszego krążka pierożków bardzo długo
wybrzmiewały w moich głośnikach. Pojawiały się głosy, że nowe wydawnictwo może
być niedopracowane, nagrywane na szybko przez sukces poprzedniego albumu. Obawy
były jednak trochę przesadzone, bo naprawdę jest w co się wsłuchać.
Sami muzycy jeszcze przed premierą podkreślali, że są bardzo
zadowoleni ze swojej pracy nad „Sea You Later”. Jednak nie chcieli
doprecyzowywać, który album jest ich zdaniem lepszy. W mojej ocenie dwa
dotychczasowe dzieła The Dumplings to po prostu płyty o różnych charakterach.
Oczywiście dalej mamy do czynienia z urozmaiconym electropopem, jednak jest on
prezentowany w innej oprawie. Nowy krążek rozpoczyna się mroczniejszym klimatem
z delikatnym głosem Justyny. Linia melodyczna „Odyseusza” jest wciągająca i na
pewno niejeden słuchacz przy tym kawałku na pewno się chwilę zatrzyma. „Blue
Flower” na starcie prezentuje się dużo weselej. Młoda wokalistka bardzo dobrze
wypada zwłaszcza we fragmentach, gdzie śpiewa wyżej. Ciekawie prezentują się
bębny, które są mocną stroną całego wydawnictwa. Mniej korzystnie brzmi
pierwszy „polski” numer na płycie. „Możliwość Wyspy” za bardzo mnie do siebie
nie przekonuje nawet po paru przesłuchaniach. Nad tekstami muzycy muszą jeszcze
troszkę popracować. Następne dwa utwory zacierają złe wrażenie po trzeciej
piosence w kolejności. „Dark Side” to świetny, ciężki electropop. Nastrojowy
głos Justyny idealnie łączy się z tego typu klimatami. Liczę na więcej takich
perełek od TD. „Kocham być z Tobą” zawiera wszystkie elementy, których mi
brakowało w „Możliwości Wyspy”. Tekst jest już dużo lepszy, a słuchaczowi robi
się przyjemnie gdy słucha tej prostej i wesołej melodii. Refren tego kawałka
jest bardzo chwytliwy. Może to kandydat na kolejny singiel? Na dyskoteki nadaje
się „Don’t be afraid”. Na tle całego utworu najlepiej wypada wokal, ale trzeba
przyznać, że młodych muzyków stać na nagrywanie dużo lepszych kompozycji.
Powala natomiast siódmy numer w kolejności. „Love”, zwłaszcza w drugiej części,
brzmi niesamowicie. To porządna dawka genialnej elektroniki. Aż nie chce się
wierzyć, że Kuba Karaś tworzy taką muzykę w tak młodym wieku. „Nie gotujemy” to
idealny kawałek na leniwe dni. Spokojna, przyjemna muzyka zdecydowanie pozwala
się odstresować, czasem utulić do snu. Całkiem przyzwoicie prezentuje się
„Nightmare”, ale moim zdaniem jest on troszeczkę za długi. Zresztą to
zdecydowanie odróżnia oba albumy The Dumplings. Pierwsza płyta miała więcej
utworów, ale była o kilkanaście minut krótsza. Fantastycznym pomysłem zespołu
było zaangażowanie się we współpracę z Tomkiem Makowieckim. Głosy Justyny i
Tomka bardzo dobrze się ze sobą komponują. Niesamowicie dopracowany i idealny
na koncerty „Sama wkraczam w pustkę” to kolejny z moich faworytów z „Sea You
Later”. „Tide of Time” wyróżnia się z pozostałych kawałków. Wokal Święs brzmi
tutaj trochę jazzowo. Oryginalne zakończenie.
Z ostatnich „dwóch drugich albumów” wolę płytę Dawida
Podsiadły. Oczywiście nie jest to spowodowane tym, że The Dumplings
diametralnie obniżyli poziom. Po prostu uważam, że „Annoyance and
Disappointment” w przyszłości może stać się jednym z istotniejszych polskich
krążków. „Sea You Later” prezentuje się naprawdę dobrze, ale minimalnie
bardziej cenię „No Bad Days”. Głównie jest to spowodowane zróżnicowaniem
longplaya. Znalazły się na nim numery, które
mnie do siebie nie przekonały, ale również obfituje on w większą liczbę
„perełek” niż studyjny debiut The Dumplings.
OCENA: 7,5/10
PS. Niedługo zacznę recenzować starsze płyty, które niekoniecznie uważam za "legendarne". W najbliższym czasie postaram się też stworzyć spis wszystkich albumów, które oceniłem na moim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz