wtorek, 18 stycznia 2022

Legendarne płyty: 19. Low




David Bowie przed wydaniem swojego jedenastego albumu twierdził, że krążek nie będzie nastawiony na komercyjne rekordy. Można jednak powiedzieć, że „Low” właściwie od samego początku był skazany zarówno na muzyczny, jak i sprzedażowy sukces. Brytyjczyk planował stworzyć kolejne niezwykłe i oryginalne wydawnictwo. Zafascynowany nurtami muzycznymi pojawiającymi się w Niemczech, postanowił przenieść się do berlińskiej dzielnicy Shoeneberg.


Iggy Pop, Brain Eno i David Bowie. Czy takie połączenie mogłoby stworzyć słabe dzieło? To pytanie nie wymaga odpowiedzi. Do pracy nad swoją kolejną płytą Bowie zaangażował muzyków bezapelacyjnie wybitnych. Artysta samym tytułem dał do zrozumienia, że nie będzie to płyta łatwa. Londyńczyk wciąż walczył z uzależnieniem od kokainy, a fatalne chwile przeżywało jego małżeństwo. „Low” ma dwie zupełnie inne części. Zaczyna się od bardziej tanecznych, krautrockowych fragmentów. Pierwszy w kolejności „Speed of Life” pokazuje, że na płycie znajdziemy wiele elektronicznych zagrań. Istotna dla otwierającego numeru jest perkusja, przy której kolejny raz zasiada rewelacyjny Dennis Davis. Troszkę więcej gitary możemy usłyszeć w „Breaking Glass”. W tym kawałku Bowie porusza swój kryzys małżeński. Krótko, ale dosadnie śpiewa o jednej z kłótni, które odbywały się pomiędzy nim, a żoną Angelą. W podobnym stylu utrzymany jest „What in the World”. Dużo dźwięków syntezatorów, oryginalności i bardzo mało przebojowości. Jest dokładnie tak, jak David chciał, czyli niezwykle zaskakująco. Jednakże, po chwili, pojawia się największy hit z jedenastej płyty Brytyjczyka. Wciąż jest kombinacyjnie, ale w „Sound and Vision” słyszymy przede wszystkim znakomity, wzdychający wokal oraz świetnie prowadzącą kawałek gitarę. Pięknym dopełnieniem utworu są saksofonowe wstawki Londyńczyka. Na pokazanie pełnego kunsztu gitarzyście – Carlosowi Alomarowi, twórcy albumu pozwolili, dopiero w piątej propozycji. „Always Crashing in the Same Car” opowiada o kolejnym przykrym wydarzeniu, w którym David uczestniczył, czyli wypadkowi w Szwajcarii. Mimo takiego smutnego tematu opowieści towarzyszy jednak leciutki, wciągający głos. Kolejnym przebojem z tej płyty jest melodyjny „Be My Wife”. Kompozycja oparta na świetnych klawiszach i przyjemnej części gitarowej, za którą również odpowiada Bowie. Ostatni numer, przy którym można spróbować potańczyć to „A New Career in a New Town”. Słyszymy w nim wychodzącą przed szereg perkusję oraz niespodziewaną harmonijkę ustną.

Po tym utworze klimat diametralnie się zmienia. Robi się niesamowicie zimno i hipnotyzująco. Przychodzi czas na zdecydowane Top 5 moich kawałków Bowiego. „Warszawa” to kompozycja niezwykle przejmująca, idealnie obrazująca naszą stolicę w latach siedemdziesiątych. Po tym, co David zobaczył w trakcie krótkiej wyprawy do mazowieckiego miasta ciężko spodziewać się innego nastroju. Po instrumentalnej części słyszymy przeszywające głosy z ludowych pieśni. Od ósmej propozycji na płycie polecam wysłuchiwać krążka z zamkniętymi oczami. Ten rodzaj muzyki całkowicie pochłania człowieka i po prostu nie można przejść obok niej obojętnie. W „Art Decade” idealnie widać wpływ legendarnego Briana Eno na „Low”. Utwór jest bardzo spokojny, hipnotyczny wzbogacony kapitalnymi dźwiękami mooga. Pojawia się również nawiązanie do miasta, w którym Bowie mieszkał w czasie tworzenia trylogii. „Weeping Wall” to kolejny niezwykle oryginalny fragment. Znajdujemy tutaj mnóstwo wciągających syntezatorów. Najważniejszym elementem tego numeru jest jednak ksylofon, którego dźwięki słyszymy długo po przesłuchaniu kawałka. Ambientowym cudem na pewno należy określić „Subterraneans”. Ostatnie dzieło na płycie brzmi niezwykle tajemniczo. Eno, poprzez wykorzystanie wachlarza pięknych instrumentów, znów pokazuje swoją niesamowitą muzyczną magię.


Powiedzieć, że to wspaniały materiał to właściwie jak nic nie powiedzieć. Nie pokuszę się o stwierdzenie, że pierwsza część „Berlińskiej Trylogii” to najlepsze dzieło w całej dyskografii Bowiego, ale „Low” to zdecydowanie album wybitny, jeden z najwspanialszych, jakie kiedykolwiek powstały. Płyta zmieniła spojrzenie twórców i słuchaczy na muzykę. Zaczęto tworzyć coraz więcej zimnych, poruszających nagrań. Dzieło za sprawą pierwszej części wydawnictwa jest kapitalne nie tylko pod względem muzycznym, ale również tekstowym. Na „Low” Bowie przelał mnóstwo swoich łez, ale przede wszystkim dorzucił tam także mnóstwo wielkiego artystycznego kunsztu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz