niedziela, 9 stycznia 2022

Legendarne koncerty: Genesis - Spodek 1998




Mówiąc Genesis – myślimy przede wszystkim o dwóch personach. Peter Gabriel i Phil Collins. To głównie przez tych dwóch panów kapela z Godalming w latach osiemdziesiątych wypełniała największe hale i stadiony na świecie. Niestety w okresie tej największej świetności grupa nigdy nie zawitała do Polski. Gdy już przyszedł czas na występ w kraju nad Wisłą rolę frontmana zespołu pełnił Ray Wilson, który co prawda umiejętnie radził sobie z prezentowaniem repertuaru Genesis na żywo, ale swoją rozpoznawalnością i charyzmatycznością nie mógł się równać zarówno z Gabrielem jak i Collinsem. Mimo tego polscy fani pragnęli w końcu usłyszeć największe przeboje Brytyjczyków i katowicki Spodek w mroźną sobotę 31 stycznia 1998 roku pękał w szwach. 


Genesis postanowili na sam początek zaserwować słuchaczom „No Son of Mine”, który był utworem najczęściej rozpoczynającym występy grupy na trasie „Calling All Stations”. Po tym krótkim wstępie przyszedł czas na właściwe rozgrzanie fanów jednym z największych przebojów w historii zespołu – „Land of Confusion”.  Na koniec kompozycji z ust Wilsona fani mogli usłyszeć głośny okrzyk „Katowiiiice”, a następnie błyskawicznie rozpoczęło się klawiszowe intro Tony’ego Banksa do „The Lamb Lies Down on Broadway”. 

Właściwe przywitanie się ze zgromadzonymi w Spodku nastąpiło przed wykonaniem kawałków z płyty promowanej na ówczesnej trasie. Ray Wilson powiedział kilka zdań i życzył słuchaczom dobrej zabawy po czym rozpoczął tytułowy utwór z piętnastego krążka brytyjskiej kapeli. Kto by pomyślał, że kilkanaście lat później te kilka zdań będzie wymawiał bez większego problemu właściwie codziennie spacerując ulicami Poznania, do którego zdecydował się przeprowadzić. Pierwsze dłuższe solo gitarowe słuchacze mogli usłyszeć przy okazji wykonywania „Alien Afternoon” – jednego z lepiej prezentujących się na żywo numerów z albumu z 1997 roku. Serię kompozycji z „Calling All Stations” muzycy postanowili przepleść z delikatnym balladowym „The Carpet Crawlers” odśpiewanym w towarzystwie zimnych ogni odpalonych na hali przez fanów. Po stosunkowo podobnym brzmieniowo „There Must Be Some Other Way” wrócili do dynamiczniejszych kawałków. Szczególnie dobrze został odebrany numer „Domino”, w którym pole do popisu miał zarówno Rutherford na gitarze, jak i Zidkyahu na perkusji. 

Przed wykonaniem kolejnego przeboju nagranego już z Wilsonem – „Shipwrecked” fani mogli usłyszeć dźwięki z polskich rozgłośni radiowych puszczone przez frontmana grupy. Większych emocji dostarczył jednak klasyk z „Selling England by the Pound”, a więc „Firth of Fifth”, który został trochę skrócony w porównaniu do dziewięciominutowej wersji studyjnej. Fanom do gustu przypadła szczególnie gitarowa solówka Rutheforda, trwająca dobre ¾ czasu wykonywania kompozycji. Przed przerwą w graniu klasycznego setu przyszedł czas na jedną z najbardziej znanych dylogii w historii muzyki rockowej, a więc kawałki „Home By the Sea” i „Second Home by the Sea”.

Następnie muzycy chwycili za gitary akustyczne i po krótkiej opowieści Wilsona o tym skąd zrodził się pomysł na granie kilku akustycznych numerów podczas trasy, wybrzmiało „Dancing with the Moonlit Knight”. Pozostałe dwa kawałki zaprezentowane akustycznie, a więc „Follow You Follow Me” i „Supper’s Ready” również pochodziły ze starszych wydawnictw Genesis. Z tych trzech propozycji fanom najbardziej przypadła ta ostatnia, która została właściwie w całości odśpiewana z wokalistą. 

Wielki wrzask nastąpił jednak chwilę później kiedy muzycy wrócili do klasycznego setu i przyszedł czas na kompozycję, na którą z pewnością większość publiczności oczekiwała najbardziej. Tak, jak można było przypuszczać największą furorę w Spodku zrobiła „Mama”, która od lat była w Polsce najpopularniejszym przebojem Brytyjczyków. Z aplauzem spotkał się także inny wielki hit – „Invisible Touch”. 

Szlagierów nie mogło zabraknąć również na bis. Po krótkim wywoływaniu Genesis zagrali „Throwing It All Away” oraz „I Can’t Dance”. Przed wykonaniem tego ostatniego numeru Wilson powiedział, że ma problem i musi zaprosić na scenę kogoś kto nauczy go tańczyć. Frontman na scenę zaprosił dziewczynę o imieniu Marta, chociaż najpierw sam myślał, że jej imię to tak naprawdę Samantha. Muzycy zaprezentowali 22 kawałek tego wieczoru, ukłonili się i zniknęli z Polski na kolejnych 9 długich lat. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz