wtorek, 14 grudnia 2021

Relacja z koncertu Molchat Doma w Warszawie [5.12.2021]

 



W ostatnich dwóch latach zarówno muzycy, jak i słuchacze są wystawiani na próbę. Jedni i drudzy muszą uważnie obserwować to, czy ze względu na nowe obostrzenia koncerty nie są przekładane na kolejne odległe daty. Na szczęście przed wprowadzeniem nowych obostrzeń mi udało się wybrać na jedno z muzycznych wydarzeń. Zespół Molchat Doma bez wątpienia dał koncert, który będę wspominał przez cały obecny muzyczny lockdown.

Co do występu białoruskiej grupy od momentu kupna biletów miałem bardzo duże oczekiwania. Wejściówki rozeszły się bardzo szybko i kosztowały niemało, bo 85 złotych. Dodatkowo o kapeli z Mińska bardzo trudno było znaleźć niepochlebne recenzje. Zapowiadało się więc duże show w warszawskim klubie „Niebo”.

Na samym początku koncertu można było zauważyć wielkie skupienie artystów. Utwór „kletka” rozpoczynający występ został zagrany niemal identycznie jak wersja studyjna. Po zaprezentowaniu utworu od wokalisty fani słuchacze tylko krótkie „Thank you, we are from Minsk”. Następnie Jegor Szkutko chyba zorientował się, że w Polsce spokojnie wszyscy zrozumieją ich w ojczystym języku bo dziękował już tylko krótkim „Spasiba”.

Co bardzo istotne, muzycy bardzo umiejętnie dobrali setlistę na trasę. Utwory bardziej mroczne i elektroniczne świetnie poprzeplatali kompozycjami tanecznymi i nieco bardziej radosnymi kawałkami. Przeplatane były wszystkie trzy dotychczasowe albumy grupy, więc muzycy nie skupiali się tylko na promocji najnowszego materiału z płyty „Monument”.

Zgodnie z moimi przewidywaniami, fani nie znali zbyt wielu tekstów piosenek. Najgłośniej po sali koncertowej poniósł się refren jednego z najpopularniejszych kawałków – „tantsevat’”. Nie oznacza to jednak, że na koncercie dobrze się nie bawiono. Wręcz przeciwnie, pod sceną było bardzo gorąco.

Koncert, nawet jak na klubowy, był dość długi. Kapela przez niemal 2 godziny zagrała 20 kawałków. Udało im się na tyle rozgrzać publiczność, że wyrazy oczekiwania na bis były na tyle satysfakcjonujące, że muzycy nie musieli schodzić ze sceny. Na dokładkę zespół zagrał swój największy przebój – „Sudno”.

Podsumowując, należy przyznać, że występ Białorusinów był bardzo dopracowany. Artystom zależało na tym, żeby każdy dźwięk każdego jednego utworu wybrzmiał dokładnie tak, jak sobie zaplanowali. Być może stąd mniejsza interakcja z publicznością. Ja na Molchat Doma bawiłem się świetnie i już żałuję, że na żadnym z koncertów nie będzie mi dane być najprawdopodobniej do kwietnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz