środa, 15 marca 2017

Dziewięćdziesiąta siódma recenzja: Iron Maiden - Piece of Mind (1983)

Skład Iron Maiden, na samym początku, nie mógł utrzymać się przez dłuższy czas. Przed „The Number of the Beast” mieliśmy zmianę na stanowisku wokalisty, a po „The Number of the Beast” przyszedł czas na wymienienie perkusisty. Genialnego, okrzykniętego jednym z najlepszych na świecie Clive’a Blurra musiał zastąpić młody bębniarz grupy Trust – Nicko McBrain. W obliczu tak istotnego przetasowania muzycy zasiadali do tworzenia kolejnego historycznego krążka w ich dyskografii.


Młodego Nicko artyści Iron Maiden spotkali po raz pierwszy podczas trasy z albumem „Killers”. Postanowili, że w związku z problemami zdrowotnymi Blurra, to właśnie artysta pochodzący z Hackney będzie idealnym kandydatem na stanowisko perkusisty. McBrain od dziecka interesował się grą na garach. Przede wszystkim inspirowały go jednak klasyczne zespoły z lat sześćdziesiątych (The Beatles, The Animals, The Rolling Stones). Na barkach trzydziestoletniego muzyka spoczęło więc arcytrudne zadanie zastąpienia Blurra, którego po „The Number of the Beast” uwielbiali właściwie wszyscy fani ostrego grania. Chciałbym zobaczyć miny sceptycznie nastawionych do McBraina słuchaczy po odsłuchaniu pierwszego kawałka z „Piece of Mind”. „Where Eagles Dare” to właśnie popis perkusisty, który ledwo co dołączył do zespołu. McBrain gra tak, jakby chciał nam się zjawiskowo przedstawić. W otwierającym numerze skrada reszcie całe show. Warto się jednak wsłuchać także w tekst, który ma smutną tematykę II Wojny Światowej. Bardziej przebojowo robi się w „Revelations”. Przy tym numerze głowa na koncertach sama się rusza. Zaczynamy mocniejszym fragmentem, ale potem co chwilę pojawiają się balladowe elementy. Dickinson świetnie wypada w trzecim „Flight of Icarus” przewrotnie opowiadającym o historii Dedala i Ikara. Napisany przez Bruce’a oraz Adriana Smitha numer mówi o buncie nastolatków w latach osiemdziesiątych. W pamięć zapada świetnie dopasowane, charakterystyczne dla Maidenów, marszowe tempo. W ucho wpada także „Die with Your Boots On” zaśpiewany na wiele głosów oraz zakończony krótką, ale genialną gitarową solówką. Największy przebój, do dziś wykonywany na koncertach, mamy pod numerem piątym. Kosmiczne tempo nadają gitary, a Dickinson fantastycznie się wydziera. Świetnie wygląda to na koncertach, gdzie wokalista dodatkowo wymachuje brytyjską flagą. „The Trooper” to zdecydowanie pozycja obowiązkowa z czwartej płyty. Steve Harris i jego bas bardzo dobrze wypadają szczególnie na szóstym „Still Life”. Kapitalnie prezentuje się zwłaszcza rozmarzony wstęp. Ostrzej robi się po wejściu agresywnej perkusji Nicko. Za niepotrzebny na tej płycie zawsze wydaje mi się nijaki „Sun and Steel”, który można pochwalić jedynie za niezłą, ale nie porywającą partie wokalną Dickinsona. Tak samo, jak wspaniale zaczęliśmy, tak kapitalnie kończymy. „To Tame a Land” to kolejna z mistrzowskich propozycji Iron Maiden. Nastrój jest trochę inny niż na całej płycie, ale zdecydowanie można tutaj odpłynąć. Ponownie na basie znakomicie gra Harris, a swoje dokładają genialny na tym albumie Bruce oraz przyspieszający szczególnie w drugiej fazie utworu gitarzyści. Na koniec wszystko nam się pięknie wycisza…

„Piece of Mind” to jeden z najbardziej przebojowych krążków Iron Maiden. Słuchacze musieli znakomicie się bawić podczas trasy promującej ten album. Nicko McBrain zastąpił Clive’a Blurra na pewno lepiej niż można było się spodziewać. Pojawiły się nawet głosy, że jest lepszy od wielkiego Brytyjczyka. Genialnie wypadają tu praktycznie wszystkie kompozycje. Wyjątek stanowi trochę niepotrzebny „Sun and Steel”. W następnym spotkaniu zmierzymy się z wydawnictwem, które powszechnie uważane jest za najlepszy longplay legend heavymetalu. 
OCENA: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz