niedziela, 13 września 2015

Trzydziesta dziewiąta recenzja: Riverside ciągle na wysokim poziomie.

W mojej ocenie każdy kolejny album Riverside był coraz lepszy. Zespół Mariusza Dudy swój każdy projekt dopracowuje do perfekcji. Fantastycznym „Shrine of New Generation Slaves” Warszawianie postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Szósty krążek to mix wszystkich wydawnictw kapeli. Jest zarówno mocno, jak i spokojnie.



Nie da się ukryć, że Riverside to zarówno jeden z najlepszych, jak i jeden z najbardziej niedocenianych polskich bandów. Nie ma wokół nich wielkiego szumu. Gdy pytam znajomych o warszawski zespół, mało kto potrafi wymienić chociaż kilka kawałków grupy. Pierwszym utworem na „Love, Fear and the Time Machine” jest „Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat)”. To długi numer, jak na otwarcie wydawnictwa. Największy plus to klawisze Michała Łapaja, do tego dostajemy niezłą gitarę i, jak zwykle, świetną narrację wokalną Mariusza Dudy. „Under the Pillow” specjalnie mnie nie zachwycił. Jedynie Piotr Kozieradzki na perkusji przykuwa uwagę słuchacza. „#Addicted” brzmi trochę jak przedłużenie swojego poprzednika. Bardzo fajnie wypada końcówka propozycji. Następne utwory mocniej przypominają starsze dokonania kapeli. „Caterpillar and the Barbed Wire” to troszkę więcej partii elektronicznych i świetny bas Dudy. Niesamowicie klimatyczna kompozycja. Ostrzejszy jest „Saturate Me”. Znakomicie prezentują tu się przede wszystkim gitary, to właśnie w piątym kawałku w kolejności dostajemy pierwsze zapadające w pamięć solówki. Do tego kolejna dobra partia klawiszowa. Następne dwa numery są dość podobne. Jak dla mnie trochę za spokojne. Riverside potrafi nagrywać dużo lepsze piosenki do rozmarzenia się. Brzmią, jakby były troszkę nie dopracowane i miały stanowić funkcję zapychaczy albumu. Dużo lepiej jest w „Time Travellers”. Na pewno łatwy numer do zagrania, ale arcytrudny do stworzenia. Jeden z najlepszych fragmentów płyty. Świetnie brzmi przede wszystkim gitara akustyczna. Najlepszą solówkę otrzymujemy dopiero na koniec. „Found (The Unexpected Flaw or Searching)” urzeka bogatą sekcją rytmiczną. Na wyżyny swoich wokalnych możliwości wspina się również Mariusz Duda.



Nowy album na pewno nie jest najlepszy w historii zespołu. Nie zmienia to faktu, że „Love, Fear and the Time Machine” słuchało mi się bardzo przyjemnie. Na wcześniejszych krążkach nie dostrzegałem piosenek, które by mi się nie podobały, tutaj usłyszałem dwie takie propozycje. Jednak bardzo dobre utwory zdecydowanie przeważyły nad słabszymi fragmentami. Uważam, że szósta płyta Riverside jest naprawdę dobra. Przyznaję jej notę 8/10 i czekam na dalsze postępy naszych muzyków.

OCENA: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz