środa, 23 września 2015

Relacja z koncertu Artura Rojka i BOKKI w Szczecinie (19.09.2015)

Mój stosunek do Artura Rojka przez rok diametralnie się zmienił. Z każdym kolejnym odsłuchaniem jego solowego albumu coraz bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu, że dobrze zrobił, opuszczając Myslovitz. Gdy czytaliście moją recenzję „Składam się z ciągłych powtórzeń”, na pewno odczuliście, że płyta mnie nie porwała. Wtedy oceniłem ją na 7/10. Teraz byłaby to ósemka albo dziewiątka. Na występ Rojka w Szczecinie czekałem z niecierpliwością. Nie zawiodłem się.


Zacznę jednak od opisania Wam fantastycznego suportu. Od jakiegoś czasu, stopniowo, polską scenę przejmuje muzyka alternatywna. Kari, Misia Ff, The Dumplings. Wszyscy Ci wykonawcy wypłynęli bardzo niedawno. Oprócz nich przedarł się również rewelacyjny zespół BOKKA. Można powiedzieć, że to jeden z najbardziej tajemniczych bandów w historii polskiej muzyki. Mimo, że swój pierwszy krążek wydali w 2013 roku, to dalej nie ujawniają swoich personaliów. Ich koncerty to dla słuchacza niesamowite przeżycie. Muzycy porozumiewają się z publicznością za pomocą tekstów pisanych na telebimie. Oprócz tego występują w maskach, w których wyglądają jak kosmonauci albo dziwaczne stwory. Debiutancki album nosił taki sam tytuł, jak nazwa zespołu. To na pewno jedna z najlepszych polskich premier sprzed dwóch lat. Wszystkie kawałki zawarte na płycie mają w sobie cząstkę wielkiej muzyki. Szczególnie „Town of Strangers” oraz „Violet Mountain Tops”(29 tygodni utrzymywał się na Mojej Liście Przebojów) urzekają swoim fantastycznym, kosmicznym brzmieniem. Muzycy potrafią znakomicie grać zarówno cięższe, gitarowe kawałki, jak i spokojniejsze ballady Artyści pokazują, że niesamowicie szybko się rozwijają. Już drugiego października kapela wyda swoje drugie wydawnictwo. Recenzję bardzo szybko będziecie mogli znaleźć na moim blogu.

Po wszystkich suportach i ogłoszeniu wyników Festiwalu Młodych Talentów przyszedł czas na danie główne tego wieczoru. Na scenie pojawił się - niewielki wzrostem, ale za to wielki głosem - Artur Rojek. Na koncercie zaprezentował w większości kawałki ze swojej debiutanckiej, solowej płyty. Występ zapoczątkowały tradycyjnie „Krótkie Momenty Skupienia”. Jeszcze niedawno ten kawałek mi się nie podobał, a teraz staje się jednym z moich ulubionych. Mysłowiczanin bardzo wczuwa się w muzykę, którą wykonuje. Każdy utwór jest odgrywany z wielką pasją. Rojek pokazał również, że jest także świetnym gitarzystą. Ciekawie wypadł „Czas, który Pozostał” (mój faworyt, jeśli chodzi o solowe dokonania artysty). Fanom, jak zwykle, najbardziej podobała się „Beksa”. Utwór z kapitalnym tekstem i fantastyczną narracją. Poruszająco zostały wykonane również „Kot i Pelikan” oraz „Lato 76”. Szczególnie w tym drugim Artur po prostu się rozpływał, wspominając swoje przeżycia. Dwukrotnie odegrane zostały „Syreny”. Słuchacze zgromadzeni pod sceną śpiewali razem z wokalistą i genialnie się bawili. Od Rojka cały czas emanowała niesamowita skromność. To cecha w dzisiejszych czasach bardzo rzadka spotykana. Niezbyt gadatliwy muzyk grzecznie dziękował i kłaniał się po większości utworów. Swoim koncertem utwierdził mnie w przekonaniu, że to jeden z ważniejszych twórców w historii polskiej popkultury.


Wydarzenie na pewno muszę uznać za udane. Koncert był bardzo dobrze zorganizowany. Obyło się bez niepotrzebnych opóźnień. Ceny biletów zdecydowanie niskie jak na poziom większości artystów, którzy wystąpili w szczecińskiej hali Azoty Arena. Wielkim przeżyciem był dla mnie występ zespołu BOKKA. Ta grupa na pewno jeszcze mocno namiesza na polskim rynku muzycznym. Natomiast słuchanie Rojka to czysta przyjemność i idealny sposób na zagospodarowanie wolnego czasu. Jeżeli nie masz pojęcia, co zrobić z najbliższymi trzydziestoma pięcioma minutami, to włącz sobie „Składam się z ciągłych powtórzeń”.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz