Powiem szczerze, że koncert Arctic Monkeys w Berlinie to jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie imprez w moim życiu. Brytyjska kapela od lat przemawia do mnie praktycznie wszystkimi swoimi kawałkami. Jedyne, czego się obawiałem to okropny upał, jaki panował siódmego czerwca. Już przed samym koncertem ludzie mdleli, a wsparcie ochrony było praktycznie zerowe. Koncert był słabo zabezpieczony, ale nie przeszkadzało to w przedniej zabawie.
Na support zaplanowano dwie kapele (OKKID oraz The Strypes) oraz solistę i bliskiego przyjaciela Alexa Turnera - Milesa Kane' a. Pierwszy zespół zaprezentował się średnio. Co prawda poprawił nastrój ludzi, którzy byli bardzo zmęczeni czekaniem na koncert, ale jakoś niemieckie piosenki nigdy mnie za bardzo nie przekonywały. Po OKKID zaprezentowali się młodzi chłopcy z The Strypes. Pierwsze skojarzenie - The Beatles. Ich wygląd na scenie był łudząco podobny. Grali również bardzo ciekawie i byłem pod wrażeniem umiejętności muzycznych nastolatków. Trzeci w kolejności był Miles Kane. Wokalista pokazał, że nie jest początkującym muzykiem i jeszcze bardziej podkręcił atmosferę przed główną atrakcją wieczoru - Arctic Monkeys.
Już na samym początku Małpy dały znać, że na koncercie będzie się działo. Arctic Monkeys zaczęli od zagrania swojego wiodącego przeboju - ,,Do I Wanna Know" . Zagrali go z bardzo ciekawym dwuminutowym wstępem. Drugą piosenką była ,,Arabella". Tutaj również mogliśmy usłyszeć duże zmiany w porównaniu do wersji studyjnej. Przede wszystkim różniła się solówka gitarowa Jamiego Cooka. Najbardziej nieoczekiwany moment na koncercie nastąpił w trakcie wykonywanie przez Małpki utworu ,,Dancing Shoes". Nagle padła cała elektryczność i mieliśmy dziesięciominutową przerwę. Na twarzach słuchaczy widać było przerażenie, że koncert może się skończyć. Jednak AM wrócili w wielkim stylu i wielka zabawa trwała dalej. Podczas ,,No.1 Party Anthem" ludzie wyciągnęli i zapalili zapalniczki. Wyglądało to bardzo romantycznie, a Alex swoją znakomitą barwą wzruszył wielu fanów. Mnie do gustu bardzo przypadło wykonanie ,,Don' t Sit Down 'Cause I' ve Moved Your Chair" oraz ,,I Wanna Be Yours". Pierwszy kawałek został zagrany bardzo żywo i rozgrzał sympatyków Arctic Monkeys do czerwoności. Natomiast druga propozycja po raz kolejny pokazała, że Małpy potrafią grać bardzo spokojnie i melodyjnie. Na koniec Małpki zaprezentowały ,,One For The Road" oraz ,,R U Mine" . Fani AM mimo świadomości, że koncert się kończy, bawili się przy klasykach znakomicie. W ostatnim utworze widać było wielkie umiejętności perkusisty - Matta Heldersa.
Koncert był dla mnie naprawdę wyjątkowym przeżyciem. Śmiało mogę powiedzieć, że to najlepsze wydarzenie muzyczne, na jakim byłem. Arctic Monkeys to znakomita kapela i jej muzycy utwierdzili mnie w przekonaniu, że w przyszłości mogą należeć do legend muzyki rockowej.
Autor zdjęć: Iga Sokół
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz