wtorek, 9 lipca 2019

Relacja z koncertu Lany Del Rey na Openerze 2019 [6.07.2019]



Wydawać by się mogło, że nie ma bardziej oczywistego miejsca na koncert Lany Del Rey niż gdyński Open’er. Festiwalowa atmosfera, wszechobecne wianki we włosach dziewczyn czy średnia wieku wydarzenia wręcz wskazują na to, że Amerykanka powinna grać w Gdyni co roku i raczej nikomu to się nie ma prawa znudzić. Tymczasem Lana, od początku swojej kariery, scenę gdyńskiego festiwalu sukcesywnie omijała. Przełom nastąpił w tym roku. Po koncertach w Warszawie i Krakowie, w końcu odwiedziła miejsce, w którym jest traktowana jak prawdziwa królowa.


To, że Open’erowi fani czekali na swoją ulubienicę bardzo długo podkreśla fakt, iż żeby być pod samą sceną na koncercie, trzeba było się ustawić przy bramkach w okolicach godziny 15 (Lana zaczynała o 22). Prawdziwe tłumy zaczęły gromadzić się pod sceną główną natomiast na około godzinę przed koncertem. Kilkadziesiąt sekund po 22 rozpoczęło się show, które oglądało aż 60 tysięcy osób.

Całemu wydarzeniu towarzyszyła poruszająca, romantyczna atmosfera. Na intro artystka zaserwowała „West Coast”, które szybko przeobraziło się w jeden z największych hitów, czyli „Born to Die”. Już na samym początku koncertu można było zauważyć na twarzy 34-latki radość i zdziwienie spowodowane tym, że tak dużo osób śpiewało z nią każde słowo każdej piosenki.

Po chwili odegrane zostały, okraszone bardzo ładnymi animacjami, „Cherry” oraz „White Mustang”, a także ciekawy i dość zaskakujący wybór z płyty „Ultraviolence” - „Pretty When You Cry”. Z największą aprobatą spotykały się jednak kompozycje z pierwszego wydawnictwa. Bez wątpienia to właśnie takie kawałki jak „Blue Jeans”, „National Anthem” czy w szczególności „Video Games” i „Summertime Sadness” fani odśpiewywali najgłośniej.

Nie zabrakło również utworów, które mogą znaleźć się na nadchodzącym albumie Amerykanki. Pomiędzy szlagierami, Lana zaprezentowała „Mariners Apartment Complex”, czy „Doin’ Time”, który wyraźnie przypadł do gustu polskim słuchaczom, bo to właśnie o ten kawałek prosili od początku koncertu najmocniej.

Koncert nie był może zbyt spektakularny, ale był za to urzekająco piękny w swojej prostocie. Największym szaleństwem było wykorzystanie przez Lanę huśtawki do „Video Games”. Magię zbudował jednak niesamowity kontakt artystki z ludźmi. Amerykanka, w czasie występu, schodziła do fanów, śpiewała utwory razem z nimi, a także podpisywała płyty czy robiła sobie z nimi zdjęcia.

Artystka z Nowego Jorku sobotnim koncertem poniekąd wyjaśniła mi swój fenomen. Nie tylko bardzo czysto i profesjonalnie przedstawiła swoje utwory, ale była niesamowicie naturalna i pokazała jak wiele znaczą dla niej fani. Najbardziej znamiennymi słowami wypowiedzianymi przez Lanę było „Co? Kochacie mnie? Nie tak bardzo, jak ja kocham Was!”. Z tym zdaniem Was zostawiam i czekam na kolejny polski koncert Lany, który najpewniej odbędzie się już w przyszłym roku.








1 komentarz: