Zaledwie siedem lat spędziła na scenie Nirvana. To
zdecydowanie za mało. Patrząc na liczby wszystko wygląda słabo. Tylko trzy
płyty i niewiele koncertów, w porównaniu do innych ekip. Jednak jakie to były
koncerty i krążki! „Nevermind” zna chyba każdy. O wszystkich utworach można by
pisać książki. 17 najlepszy album według Rolling Stone. 26 milionów sprzedanych
egzemplarzy. To właśnie drugi album Nirvany.
Trzeba przyznać, że w okresie, w którym Nirvana wydawała
swoje drugie dzieło bardzo ciężko było się przebić. Wszyscy fascynowali się
wydaną w sierpniu 1991 roku „Czarną płytą” Metaliki. Niewiarygodnie trudno było
nagrać coś lepszego. Jednak Kurt Cobain i spółka stworzyli swoje drugie świetne
wydawnictwo. Na początek krążka, od razu, jeden z najlepszych utworów w
historii muzyki. Przy „Smells Like Teen Spirit” bawili się chyba wszyscy.
Najbardziej znana piosenka Nirvany to bardzo szybki kawałek z cudownym głosem
Kurta i niewiarygodną perkusją Dave’ a Grohla. Przy zakończeniu „a denial”
chyba każdy krzyczy i tańczy razem z wokalistą. Druga propozycja to typowy
przebój Amerykanów. Klasyczny śpiew w zwrotce, a potem wykrzykiwany refren.
Genialne! „Come As You Are” to drugi najpopularniejszy numer z „Nevermind”. Po
raz kolejny znakomita perkusja, a do tego cudowny riff. Mocniejszym kawałkiem
okazuje się „Breed”. Tutaj z kolei duże brawa dla Chrisa Noveselica za linię basu.
„Lithium” jest następnym klasycznym numerem Kurta i spółki. Słuchając go, znowu
możemy się przekonać o geniuszu wokalisty z Aberdeen. Zupełnie inna jest „Polly”.
Akustyczny kawałek daje pole do popisu Cobainowi. Podobnie szybkim, do
otwierającego album kawałka, jest „Territorial Pissings”. Kurt w tej propozycji
drze się w niebogłosy. „Drain You” zawsze kojarzył mi się trochę z Sydem
Barrettem. Jednak wiele kawałków przypomina mi taką Flodyową psychodelę, więc
oceńcie ten przebój sami. W „Lounge Act” na pierwszy plan kolejny raz wychodzi
Grohl. Muzyk z Ohio, wraz ze swoimi garami, zrobił niesamowitą robotę na tym
wydawnictwie. Bardzo podoba mi się początek „Stay Away”. Potem piosenka niestety
trochę gaśnie. Ciekawie zastosowane chórki możemy usłyszeć w „On a Plain”. W
tej propozycji rządzi jednak gitara Kurta. Na zakończenie „Something in the
Way”. Z tym utworem wiąże się pewna historia. Mianowicie Cobain pisał ten
kawałek gdy był bezdomnym. Może właśnie dlatego numer ma niepowtarzalny klimat.
Ogromnym plusem końca płyty jest wiolonczela.
„Nevermind” to dla mnie bardzo ważny album. Pierwszy raz
usłyszałem go mając kilka lat i szaleję przy nim aż do dzisiaj. Świetny,
klasyczny rockowy krążek pokazujący geniusz Cobaina, Grohla i Noveselica.
Idealna płyta na mocne rockowe imprezy zakrapiane alkoholem. Nic tylko się przy
niej bawić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz