To chyba pierwszy rok w historii moich podsumowań
wydawniczych, w którym mogę spokojnie napisać, że to był naprawdę dobry rok dla
muzyki. Większość artystów uwodzących mnie swoją muzyką od dłuższego czasu
zaserwowała światu nowe wydawnictwa. Poznałem też wiele dzieł twórców, którzy
wcześniej nie byli mi znani (ot, chociażby pierwsze miejsce mojego
podsumowania). Bardzo płodni byli również polscy muzycy, których również nie
zabrakło na miejscach tegorocznego zestawienia.
Dla bloga jednak ten rok trudno uznać za udany. Recenzje pojawiały
się dość sporadycznie i głównie były to płyty najważniejszych dla mnie
artystów. Dzieje się tak ze względu na studia, pracę i szereg innych obowiązków,
które od 2018 roku przyszło mi pełnić. Trudno mi obiecywać poprawę w następnym
roku, ale myślę, że liczba postów w 2019 nieznośnie niska nie będzie.
10. The Dumplings – Raj
Justyna i Kuba zdecydowali się tym razem zgłębić
mroczniejsze muzyczne rejony. Najnowszy "Raj" to kolejna równa i
przede wszystkim przyjemna płyta duetu z Zabrza. Kawałek tytułowy, a także
"Frank" to przeboje, które z pewnością wpiszą się w stały repertuar
koncertowy zespołu. Młodzi artyści od debiutanckiego "No Bad Days"
trzymają wysoki poziom i mam nadzieję, że już tak zostanie.
9. Paul McCartney – Egypt Station
Solowe dokonania exBeatelsa nigdy mnie jakoś szczególnie nie
przekonywały. Na albumy McCartney'a zawsze czekałem z zaciekawieniem, ale
zazwyczaj w okolicach połowy płyty zaczynałem się nudzić. Tym razem Paul
zaprezentował krążek bardzo świeży, nie aż tak bardzo skonstruowany pod fanów
czwórki z Liverpoolu. Najbardziej kombinacyjny "Back in Brazil" to
najodważniejsze dzieło artysty od wielu lat. Wraz z kolejnymi odsłuchami
utwierdzam się w przekonaniu, że również jedno z najlepszych.
8. Jack White – Boarding House Reach
Zdecydowanie najdziwniejsza płyta w dorobku Jacka White'a.
Pierwsze kilka odsłuchów zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Jack
eksperymentuje tutaj po całej linii, więc nie dziwię się, że wielu fanów
przywiązanych szczególnie do "Lazaretto", jest z lekka zawiedzionych.
Album nieprzewidywalny, wciągający i świetnie brzmiący gdy słucha się go w
całości.
7. Behemoth – I Loved You at Your Darkest
Może "I Loved You at Your Darkest" nie jest tak
dobry jak "The Satanist", ale Behemoth wciąż nie wypada z
blackmetalowej czołówki. Na najnowszym albumie Nergala i spółki czuć, że kapela
z Gdyni chce wciąż zaskakiwać swoich słuchaczy. Mamy dziecięce chórki, mamy
również kilka całkiem przyjemnych, zwyczajnych zaśpiewów Darskiego. Poza tym
płyta, jak zwykle, przygniata swoim ciężarem wydobywającym się z gitar i
perkusji.
6. Riverside – Wasteland
Pierwszy album w dyskografii grupy bez zmarłego w 2016 roku
Piotra Grudzińskiego. Riverside wciąż radzi sobie bardzo dobrze, mimo tego, że
obszar muzyczny, w którym teraz się porusza znacznie zmienił się w porównaniu
do poprzednich płyt. Najnowszy "Wasteland" najwięcej podobieństw ma z
debiutanckim krążkiem. To jednak wciąż zdecydowanie nowy rozdział, który mam
nadzieję będzie się pisał jak najdłużej.
5. Dawid Podsiadło – Małomiasteczkowy
Dawid Podsiadło dojrzał jeszcze bardziej.
"Małomiasteczkowy" to coś zupełnie innego niż "Annoyance and
Disappointment". Tym razem Podsiadło zdecydował się na stworzenie albumu w
całości po Polsku z napisanymi przez siebie tekstami. Wyszło naprawdę
rewelacyjnie. Najnowszy krążek jest zbiorem przebojowych piosenek z wieloma
ciekawymi tekstami. Oprócz świetnej płyty, trudno nie wspomnieć o trasie
koncertowej. Bilety na całą trasę wyprzedają się w kilka minut, a ludzie
zabijają się o to, by chociaż raz zobaczyć Podsiadło na żywo. W Polsce Dawid
jest na absolutnym szczycie.
4. Arctic Monkeys – Tranquility Base Hotel & Casino
Co tu dużo mówić. Nie było w moim życiu albumu, na który czekałbym
bardziej niż na "Tranquility Base Hotel & Casino". Arctic Monkeys
spełnili moje oczekiwania. Nagrali coś zupełnie innego niż dotychczas i w
takiej stylistyce również sprawdzili się bardzo dobrze. Na nowej płycie jeszcze
bardziej widać, że Alex Turner ciągle poszukuje nowych wyzwań i konsekwentnie
się w nich realizuje. Polecam w całości, bo tylko wtedy możemy odbyć wspaniałą
podróż do tajemniczego hotelu.
3. Judas Priest – Firepower
Tutaj z kolei jedno z największych zaskoczeń 2018 roku.
Judas Priest nagrali jeden z najlepszych albumów w całej swojej historii.
"Firepower" zaszokował mnie mocą jaką wciąż potrafią z siebie wydobyć
Rob Halford i spółka. Muzycy świetnie radzą sobie również w otoczeniu
koncertowym. Na Woodstocku zaprezentowali się naprawdę rewelacyjnie.
2. Dead Can Dance – Dionysus
Nowe Dead Can Dance, czyli kolejna podróż z Dead Can Dance.
Tym razem Brendan Perry i Lisa Gerrard zabierają nas w rejony starożytnej
Grecji. Za sprawą szeregu instrumentów, które Brendan zbierał przez lata możemy
naprawdę poczuć się jak na uroczystościach z okazji święta boga Dionizosa.
Płyta bardzo krótka, ale treściwa.
1. Daughters – You Won’t Get What You Want
W tym roku wybór najlepszego albumu był prostszy niż
zazwyczaj. Najnowsze wydawnictwo grupy Daughters to prawdziwy cios emocjonalny.
Genialne ukazanie osoby chorej psychiczne. Siostry zasypują nas ogromem
trzasków, hałasów i wrzasków, przerażających jak mało które dzieła sztuki.
Nawet po kilku godzinach od przesłuchania tej płyty kolejny raz, emocje wciąż
głęboko we mnie siedzą.
Nawet Dawid się tu pojawił :)
OdpowiedzUsuń