wtorek, 29 sierpnia 2017

Sto dziewiętnasta recenzja: Queens of the Stone Age połączyli swoje poprzednie wydawnictwa

Po dynamicznych i zdecydowanie świetnych albumach „Rated R” oraz „Songs for the Deaf” muzycy zespołu Queens of the Stone Age zwrócili się w stronę trochę lżejszej alternatywy. Zmiana nastąpiła w 2007 roku. W delikatniejszych klimatach artystom również szło całkiem nieźle, bo, o ile „Era Vulgaris” można krytykować pod wieloma względami, tak „… Like Clockwork” należy uznać za dobry krążek. Najnowsze wydawnictwo Amerykanów wydaje się być zatem swoistym połączeniem stylów, które serwowali nam na poprzednich płytach.

czwartek, 24 sierpnia 2017

Sto osiemnasta recenzja: Steven Wilson walczy z popowymi stereotypami

Niezależnie od tego, jakiej płyty Steven Wilson by nie wydał, to krytycy zawsze będą go uznawać za wirtuoza rocka. Artysta z Kingston upon Thames zrobił już dla muzyki tyle, że teraz może sobie spokojnie eksperymentować z kolejnymi gatunkami muzycznymi. Tym razem wziął na warsztat muzykę, która od razu może się kojarzyć z kiczem bądź tworzeniem wszystkiego mając wyłącznie na celu osiągnięcie sukcesu sprzedażowego. Tak, tak drodzy Państwo. Nowy album Wilsona to wydawnictwo popowe.

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Sto siedemnasta recenzja: David Bowie - Never Let Me Down (1987)

Na próżno szukać rzeszy osób, którym spodobał się album „Tonight”. David Bowie postanowił jednak, że nie będzie tym razem na siłę zmieniał swojego stylu. Przy tworzeniu „Never Let Me Down”, artyście ponownie towarzyszyły niezwykle silne i zdecydowanie nieprzyjemne emocje związane z wydarzeniami rodzinnymi. Ciekawostką jest, iż o siedemnastym wydawnictwie Brytyjczyka krytycy w większości nie wypowiadają się zbyt pochlebnie, ale Marek Niedźwiecki, legenda z radiowej Trójki, od lat twierdzi, że to jedna z jego ulubionych pozycji w dyskografii Bowiego. Jaka jest więc moja opinia na temat jedynego dziecka, za które wielki muzyk przeprosił swoich słuchaczy?

piątek, 18 sierpnia 2017

Sto szesnasta recenzja: Zmiany personalne w grupie Accept nie idą w parze ze zmianą stylu

Udany powrót grupy Accept w 2010 roku był z pewnością dla wielu fanów ciężkiego grania sporym zaskoczeniem.  Szczególnie intrygować mogły dwie kwestie. Pierwsza: w jaki sposób zespół zdołał nawiązać do swoich wybitnych płyt z lat osiemdziesiątych po słabym wydawnictwie „Predator” oraz druga: jakim cudem uczynili to bez swojej legendy – Udo Dirkschneidera. Od kilku lat muzycy tworzą względnie podobne do siebie albumy, aczkolwiek są one nagrywane na takim poziomie, że chyba nikt nie może narzekać tutaj na monotonię. W klimacie „nowego starego” Accept miał być nagrany również „The Rise of Chaos”. Jakie są rezultaty?

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Sto piętnasta recenzja: Iron Maiden - Somewhere in Time (1986)

Po pięciu świetnych płytach, muzycy Iron Maiden zgodnie twierdzili, że należy spróbować czegoś nowego. Dodać do stylu „Żelaznej Dziewicy” elementy, których jeszcze w dyskografii kapeli nie było. Debaty nad kolejnym wydawnictwem zespołu okazały się tak burzliwe, że z pracy nad nowym materiałem zrezygnował sam Bruce Dickinson. Fani zakochani we wspaniałym utworze tytułowym z poprzedniego krążka mogli więc kręcić nosem przed premierą „Somewhere in Time”. Czy rzeczywiście było się czego obawiać?

środa, 2 sierpnia 2017

Sto czternasta recenzja: Rewolucja w twórczości Taco Hemingwaya?

Dla mnie, a więc osoby, która rapu (szczególnie polskiego) słucha niewiele, Taco Hemingway po premierach „Trójkątu Warszawskiego” oraz „Umowy o Dzieło” był bardzo ciekawym zjawiskiem. Na wymienionych dziełach pojawiały się zdecydowanie mądrzejsze teksty w porównaniu do większości konkurencji, a do samej warstwy muzycznej nie miałem większych zastrzeżeń. Teraz przyszedł czas na kolejną weryfikację twórcy, który w naszym kraju zrobił już niemałą furorę.