Gdy tylko usłyszałem Mary Komasę, pomyślałem: „Lana del
Rey”. Jednak wsłuchując się w debiutancki album naszej wokalistki,
stwierdziłem, że to nie jest kolejna nieudana kopia Amerykanki. Polka tworzy
bardzo ciekawą muzykę. Daje nadzieję, że z popem w Polsce nie jest tak źle.
Muzyka popowa to bardzo szeroki temat. W ostatnich latach
ten typ muzyki bardzo stracił na wartości. Kiedyś mieliśmy Michaela Jacksona, Tinę Turner. Teraz jest
Justin Bieber albo Dawid Kwiatkowski. Na szczęście pochodne gatunki popu mają
się dobrze. W ostatnich latach poznaliśmy kilka ciekawych zespołów. Furorę w
electropopie robi młodziutkie The Dumplings. Kolejną interesującą postacią jest
Mary Komasa. Siostra reżysera „Miasta 44” jakiś czas temu opublikowała swoje
single. „City of My Dreams” to trochę senna kompozycja. Powolny kawałek z
kontrowersyjnym teledyskiem niesamowicie zachęca do dalszej części albumu.
„Come” jest zdecydowanie moim ulubionym utworem z debiutanckiego krążka. Brzmi
po prostu fantastycznie. Wciągająca linia melodyczna, świetnie zastosowana
elektronika i nurtujący głos sprawiają, że od czwartej propozycji na
wydawnictwie bardzo łatwo się uzależnić. „Lost Me” to trochę podniosły numer.
Świetnie brzmią w nim perkusja oraz fortepian. Marszowe tempo ma „Point of No
Return”. Piosenka trochę przypomina swoją poprzedniczkę. „Smilling Moon” to
kawałek, który bardzo dobrze nadawałby się jako soundtrack do wielu filmów.
Idealnym miejscem dla niego jest RMF Classic. Wielkie zaskoczenie przeżyłem
przesłuchując „Oh Lord”. Byłem przekonany, że recenzując ten polski album, nie
użyję słowa riff. A jednak! Gitara w szóstym numerze brzmi świetnie. Piosenka
zdecydowanie najmocniejsza na płycie i jedna z moich ulubionych. Utworem
najbardziej przypominającym Lanę jest zdecydowanie „Sweet Revenge”. Ważne, żeby
Mary tworzyła własną historię, a nie kopiowała Amerykankę. Kolejne dwie
kompozycje przypominają klimaty retro. Przy tych spokojnych numerach można zamknąć
oczy i sobie pomarzyć. Końcówka płyty jest bardzo emocjonalna. Szczególnie
„Third River” daje do myślenia.
Po przesłuchaniu pierwszego albumu polskiej wokalistki
jestem bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie spodziewałem się, że w tym
roku doczekamy się tak świetnego debiutu. Bardzo dobrym wyborem Marysi był
język angielski. W przeciwieństwie do wielu polskich gwiazdeczek nie ma
problemu z akcentem. Wydawnictwo jest bardzo zróżnicowane i każdy znajdzie tu
coś dla siebie. Dla mnie bardzo pozytywna płyta. Trzymam kciuki za następne
krążki naszej młodej artystki.
OCENA: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz