Do recenzji „Mamuta” zbierałem się tak długo, że aż w końcu
jej dla Was nie napisałem. Jednak przy okazji koncertu Fisz Emade Tworzywo w szczecińskim
Hormonie mogę naskrobać dla was parę zdań o nowym dziele braci Waglewskich.
Dlatego nie będzie to zwykła relacja, a opis koncertu połączony z recenzją
płyty. Według mnie to jedno z najlepszych naszych wydawnictw poprzedniego roku.
Dobór genialnych kawałków sprawił, że zabawa w Hormonie była naprawdę przednia.
Przesłuchując inne płyty Tworzywa Sztucznego miałem
wrażenie, że bracia Waglewscy nie wykorzystują
w pełni swojego potencjału. Na „Mamucie” jest zupełnie inaczej. Każdy
utwór został niesamowicie dobrze nagrany i wciąga od pierwszej do ostatniej
sekundy. Koncert rozpoczął się od numeru „Wróć”. Jest to piosenka, która
idealnie pasuje na koncertowe intro. Wywołuje u mnie skojarzenia z typową
psychodelą. W oryginale piosenka jest wykonywana z Justyną Święs (znaną z The
Dumplings), ale wiadomo, że młoda wokalista nie przyjeżdżałaby tylko po to, aby
zaśpiewać trzy kawałki. Po chwili przyszedł czas na numery hip-hopowe. Muzycy
sami twierdzą, że ich twórczość to rap, ale tak naprawdę Fisz Emade Tworzywo to
odrębny gatunek muzyczny. Nikt nie gra tak, jak oni. Jako fan muzyki rockowej
mam ogromne uprzedzenie do hip-hopu, ale w takim wykonaniu słuchać mogę go godzinami.
Świetnie wypadł przede wszystkim „Bieg”, który jest nagrany w towarzystwie DJ-
a Eproma. Bardzo chwytliwymi numerami były również „Dzień Dobry” i „Wiosna 86”,
która jest jedną ze starszych kompozycji braci. W tym drugim może się nie
podobać tekst, ale widownia i tak bawiła się wyśmienicie. Następnie przyszedł
czas na radiowe szlagiery. Najpierw cudowna ballada – „Ślady”. Nie da się
ukryć, że bracia odwalili tu kawał dobrej roboty. Fantastyczne pianino Piotrka i
głos Bartka (który brzmi, jakby opowiadał nam historię) są niesamowite.
Kapitalnie wypadły też żywsze utwory. Przebojowy „Pył” oraz „Zwiedzam Świat” to
numery, których teksty recytowała większość fanów zgromadzonych na koncercie.
Do moich ulubionych kompozycji z nowego krążka należą również nagrana z Kasią
Nosowską mroczna i typowo trip-hopowa „Wojna” oraz spokojna, przeznaczona na
długie wieczory, „Zemsta”. W obu piosenkach warto dokładnie wsłuchać się w
tekst. Zresztą cały album pod względem liryki jest znakomity. Nie obyło się
również bez instrumentalnego tytułowego kawałka i nurtującej, trochę bluesowej
„Piwnicy”. Zwłaszcza ten ostatni utwór niewiarygodnie wciąga słuchacza. Atmosfera
na koncercie była wspaniała. Bracia może nie utrzymywali z fanami zbyt dużego
kontaktu, ale od razu było widać, że bardzo czują muzykę, którą wykonują.
Nowego albumu nie będę umieszczał w spisie recenzji, bo po
pierwsze: staram się go prowadzić chronologicznie, a po drugie: nie była to tak
wnikliwa analiza płyty jak większość z nich. Jeżeli chcecie koniecznie wiedzieć,
ile gwiazdek (czy tam punktów) dałbym „Mamutowi”, to byłoby to 8/10. W moim
odczuciu bracia Waglewscy wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. Koncert
był zagrany na naprawdę wysokim poziomie. Piotrek niesamowicie operował
perkusją i samplami, a Bartek wciągał swoim głosem w każdą piosenkę. Fisz Emade
Tworzywo zdobyło już taką popularność, że Hormon musiał zorganizować dwa
koncerty. Na obu sala została wypełniona po brzegi, było naprawdę gorąco.
Warszawscy muzycy stworzyli w klubie prawdziwy spektakl i chyba każdy z
widowni, niezależnie od tego, czy wypił jedno, czy osiem piw, musiał bawić się
świetnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz