Teza o tym, że Megadeth jest słabą podróbką Metalliki jest tak
samo fałszywa, jak ta mówiąca o tym, że Meta skończyła się na „Kill em All”.
Dave Mustaine i jego ekipa przez ponad trzydzieści
lat utworzyli styl, który pozwala zaliczać Megadeth do wielkiej czwórki
trashmetalu. Trzeba jednak przyznać, że amerykański zespół nagrywa krążki
bardzo zróżnicowane. Potrafią nagrać płytę fantastyczną, ale też stworzyć album
nie do przesłuchania. Jak jest z „Dystopią”? Zapraszam do czytania.
Dystopia przyjmuje pesymistyczny osąd zastanego świata,
fantastyczna wizja jest zazwyczaj hiperboliczną konstatacją, negującą możliwość
odmiany w przyszłości zastanego stanu rzeczy. Tyle ze słownikowej definicji. Na
wiadomość o tym, że klimaty będą bardziej mroczne niż cukierkowe zdecydowanie się
ucieszyłem, bo lżejsze płyty do tej pory nie wychodziły Amerykanom dobrze. Długo przed premierą Dave zapowiadał, że Megadeth
gra aktualnie w najlepszym składzie a „Dystopia” ma być najlepszym longplayem w
historii grupy. Piętnasty album rozpoczynają tureckie klimaty „The Treat is
Real”. Po chwili muzyki rodem z Wielkiego Bazaru w Stambule dostajemy ostry
riff i rozbudowaną linię melodyczną potwierdzającą, że na „Dystopii” miejsca na
spokojne dźwięki raczej nie będzie. Utwór tytułowy idealnie nadaje się do
promocji nowego krążka. Druga w kolejności kompozycja przyciąga przede
wszystkim swoją chwytliwością. Fantastycznie brzmi zakończenie, w którym wielką
klasę pokazuje Chris Adler na perkusji. Troszkę gorzej słuchało mi się „Fatal
Illusion”. Do instrumentów ciężko mieć większe zastrzeżenia, ale na minus
wypada wokal. W mojej opinii głos nigdy nie był mocną stroną amerykańskiej
formacji. Szybko wyśpiewane kolejne słowa nie dodają atrakcyjności trzeciemu
kawałkowi. Z trashmetalowego schematu odrobinę wyłamuje się „Death from Within”.
To właśnie w nim pierwszy raz słyszymy porządną solówkę gitarową. Łagodniejszy
wstęp ma „Bullet to the Brain”, ale po chwili wracamy do ostrego metalowego łojenia.
Mustaine daje popis swoich umiejętności w końcówce utworu. Jeżeli miałbym
wybrać numer, w którym wokal mnie nie zawiódł to na pewno będzie to „Post
American World”. Ciężki głos idealnie wkomponowuje się w mroczny kawałek. Moim
ulubionym przebojem z „Dystopii” jest na pewno „Poisonous Shadows”. Oprócz
klasycznego Megadethu możemy tu usłyszeć
świetnie dopasowaną orkiestrę, chórki i piękne klawiszowe solo na
koniec. Propozycja bardzo chwytliwa i oryginalna. Co ciekawe najbardziej „trashowy”
utwór na nowym albumie jest instrumentalny. Dobrym pomysłem było zagranie w „Conquer…
or Die” wstępu na gitarze klasycznej. Nudno robi się trochę przy „Lying in
State” i „The Emperor”. To niestety minus muzyki trashmetalowej. Ciężko napisać
bardzo równy album, w którym w połowie nie znudzimy słuchacza ostrymi riffami i
„naparzeniem” w perkusję. Na szczęście płytę pozytywnie zamyka „Foreign Police”.
Ostatni numer jest coverem Kalifornijskiego, punkowego Fear. Szybka linia
melodyczna i agresywność doskonale pokazują w jakim kierunku powinien iść
Megadeth.
W poprzednim roku
otrzymaliśmy „Repentless” Slayera, teraz możemy wsłuchiwać się w dźwięki „Dystopii”
a za miesiąc światło dzienne ujrzy nowy longplay Anthraxu. Następny ruch należy
więc do Metaliki. Piętnastego albumu Megadeth słuchało mi się bardzo dobrze.
Zdecydowanie to ich najlepsza płyta od kilkunastu lat. Najmocniejszą stroną
krążka są przede wszystkim porządne, mroczne partie gitarowe oraz perkusja
Chrisa Adlera. Dave Mustaine wykonał w ostatnim czasie naprawdę dobrą robotę.
OCENA: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz