środa, 27 stycznia 2016

Pięćdziesiąta czwarta recenzja: Wielka czwórka wzięła się do roboty!

Teza o tym, że Megadeth jest słabą podróbką Metalliki jest tak samo fałszywa, jak ta mówiąca o tym, że Meta skończyła się na „Kill em All”. Dave Mustaine  i jego ekipa przez ponad trzydzieści lat utworzyli styl, który pozwala zaliczać Megadeth do wielkiej czwórki trashmetalu. Trzeba jednak przyznać, że amerykański zespół nagrywa krążki bardzo zróżnicowane. Potrafią nagrać płytę fantastyczną, ale też stworzyć album nie do przesłuchania. Jak jest z „Dystopią”? Zapraszam do czytania.



Dystopia przyjmuje pesymistyczny osąd zastanego świata, fantastyczna wizja jest zazwyczaj hiperboliczną konstatacją, negującą możliwość odmiany w przyszłości zastanego stanu rzeczy. Tyle ze słownikowej definicji. Na wiadomość o tym, że klimaty będą bardziej mroczne niż cukierkowe zdecydowanie się ucieszyłem, bo lżejsze płyty do tej pory nie wychodziły Amerykanom dobrze.  Długo przed premierą Dave zapowiadał, że Megadeth gra aktualnie w najlepszym składzie a „Dystopia” ma być najlepszym longplayem w historii grupy. Piętnasty album rozpoczynają tureckie klimaty „The Treat is Real”. Po chwili muzyki rodem z Wielkiego Bazaru w Stambule dostajemy ostry riff i rozbudowaną linię melodyczną potwierdzającą, że na „Dystopii” miejsca na spokojne dźwięki raczej nie będzie. Utwór tytułowy idealnie nadaje się do promocji nowego krążka. Druga w kolejności kompozycja przyciąga przede wszystkim swoją chwytliwością. Fantastycznie brzmi zakończenie, w którym wielką klasę pokazuje Chris Adler na perkusji. Troszkę gorzej słuchało mi się „Fatal Illusion”. Do instrumentów ciężko mieć większe zastrzeżenia, ale na minus wypada wokal. W mojej opinii głos nigdy nie był mocną stroną amerykańskiej formacji. Szybko wyśpiewane kolejne słowa nie dodają atrakcyjności trzeciemu kawałkowi. Z trashmetalowego schematu odrobinę wyłamuje się „Death from Within”. To właśnie w nim pierwszy raz słyszymy porządną solówkę gitarową. Łagodniejszy wstęp ma „Bullet to the Brain”, ale po chwili wracamy do ostrego metalowego łojenia. Mustaine daje popis swoich umiejętności w końcówce utworu. Jeżeli miałbym wybrać numer, w którym wokal mnie nie zawiódł to na pewno będzie to „Post American World”. Ciężki głos idealnie wkomponowuje się w mroczny kawałek. Moim ulubionym przebojem z „Dystopii” jest na pewno „Poisonous Shadows”. Oprócz klasycznego Megadethu możemy tu usłyszeć  świetnie dopasowaną orkiestrę, chórki i piękne klawiszowe solo na koniec. Propozycja bardzo chwytliwa i oryginalna. Co ciekawe najbardziej „trashowy” utwór na nowym albumie jest instrumentalny. Dobrym pomysłem było zagranie w „Conquer… or Die” wstępu na gitarze klasycznej. Nudno robi się trochę przy „Lying in State” i „The Emperor”. To niestety minus muzyki trashmetalowej. Ciężko napisać bardzo równy album, w którym w połowie nie znudzimy słuchacza ostrymi riffami i „naparzeniem” w perkusję. Na szczęście płytę pozytywnie zamyka „Foreign Police”. Ostatni numer jest coverem Kalifornijskiego, punkowego Fear. Szybka linia melodyczna i agresywność doskonale pokazują w jakim kierunku powinien iść Megadeth.



W poprzednim roku otrzymaliśmy „RepentlessSlayera, teraz możemy wsłuchiwać się w dźwięki „Dystopii” a za miesiąc światło dzienne ujrzy nowy longplay Anthraxu. Następny ruch należy więc do Metaliki. Piętnastego albumu Megadeth słuchało mi się bardzo dobrze. Zdecydowanie to ich najlepsza płyta od kilkunastu lat. Najmocniejszą stroną krążka są przede wszystkim porządne, mroczne partie gitarowe oraz perkusja Chrisa Adlera. Dave Mustaine wykonał w ostatnim czasie naprawdę dobrą robotę.

OCENA: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz