Do recenzji najnowszego albumu Rogera Watersa zabierałem się
bardzo długo. Wyjątkowo nie było to spowodowane moimi innymi obowiązkami. Z
piątym solowym krążkiem od legendy rocka musiałem po prostu spędzić trochę
czasu, by go odpowiednio zrozumieć. „Is this the Life We Really Want?” jest
właśnie jednym z tych wydawnictw, z których przy każdym kolejnym odsłuchaniu
wynosimy coś nowego, a nasze zdanie na temat poziomu dzieła zmienia się bardzo
często.
Nad kształtem nowego longplaya byłego członka grupy Pink Floyd
zastanawiałem się jeszcze na długo przed premierą. Z racji licznych komentarzy
artysty dotyczących przemian na scenie politycznej w Stanach Zjednoczonych
intrygowała mnie szczególnie warstwa tekstowa. Waters jest często określany
jednym z największych przeciwników Donalda Trumpa, więc odczuwałem również
lekkie obawy, że muzyka może być tylko mało znaczącym tłem dla
antyprezydenckich haseł w tekstach. Na szczęście twórca z Great Bookham pod
kątem artystycznym kolejny raz zaprezentował się świetnie. Krążek otwiera
introdukcja „When We Were Young”, która wprowadza nas w delikatny numer o
nazwie „Deja Vu”. Kolejny raz Waters potwierdza, że jego głęboki wokal brzmi
wspaniale w towarzystwie gitary akustycznej. Urzekające w tej kompozycji są
również dźwięki fortepianu. Polecam słuchać z zamkniętymi oczami. Nastrój nie zmienia się w następnym „The Last
Refugee”. Jednakże pojawia się tutaj zdecydowanie więcej zagrywek
elektronicznych. Jest nowocześniej, ale z „Watersowskim” charakterem. W kawałku
„Picture That” mamy jeden z najostrzejszych tekstów na całym albumie. Artysta
wyobraża sobie najgorsze sytuacje, które mogą spotkać Stany Zjednoczone oraz
świat przez prezydenturę Donalda Trumpa. Muzycznie jest bardzo dobrze. Przez kapitalne
organy nie sposób nie skojarzyć utworu ze starszymi dokonaniami grupy Pink
Floyd. Oprócz tego, świetne zastosowanie syntezatorów. Niczego dobrego nie
zapowiadał piąty w kolejności „Broken Bones”. Po niemrawym wstępie pojawia się
jednak świetna orkiestracja oraz jedna z najlepszych partii wokalnych. Kolejnym
wyrażeniem sprzeciwu dla przemian w USA jest tytułowa propozycja. „Is this the
Life We Really Want” rozpoczyna się od jednej z wypowiedzi niedawno wybranej
głowy państwa w Stanach Zjednoczonych. Poprzez swój nostalgiczny nastrój, numer
zdecydowanie skłania ku refleksji. Po chwili zadumy płynnie przechodzimy do „Bird
in a Gale”. To, za sprawą perkusji, jeden z najdynamiczniejszych fragmentów
wydawnictwa. Na plus także kolejne elektroniczne wstawki. Najlepsze klawisze
mamy w „The Most Beautiful Girl in the World”. Partia fortepianowa, razem z
przeszywającym wokalem brzmi po prostu obłędnie. Kolejne nawiązania do byłej,
legendarnej grupy artysty mamy w „Smell the Roses”. Dziewiąty utwór wybija się
swoim charakterem na tle całego albumu. Pochwalić należy przede wszystkim gitary,
a także syntezatory, aczkolwiek nie brzmią one już tak wspaniale jak na
przykład w „Picture That”. Przygodę z piątym solowym dziełem Rogera Watersa
kończymy odsłuchując utworowe trio – „Wait for Her”, „Oceans Apart” i „A Part
of Me Died”. Z początku jest romantycznie z przyjemnym akustykiem. Następnie
ponownie zagłębiamy się w rozmarzone dźwięki fortepianu. Całość okraszona
oczywiście wokalem na najwyższym poziomie.
Bardzo się cieszę, że pomyliłem się twierdząc, że Roger
Waters nie nagra już tak dobrego solowego albumu jak „Amused to Death”.
Najnowszy krążek, mimo iż tekstowo opiera się głównie na sprzeciwie, jest
niezwykle przyjemny w odsłuchu. Robotę robią wspaniałe syntezatory, klawisze,
akustyki oraz oczywiście wspaniały głos. Mocny kandydat do zestawienia
najlepszych krążków wydanych w 2017 roku.
OCENA: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz