Fani Papryczek na pewno odczuwali spory niedosyt przy
słuchaniu „I’m with You”. Było to spowodowane głównie tym, że pięć lat
wcześniej został wydany jeden z najlepszych albumów w historii grupy – „Stadium
Arcadium” i Amerykanom nie udało się powtórzyć tego wielkiego sukcesu. Na nowy krążek
zespołu z Los Angeles musieliśmy czekać kolejne pół dekady. „The Getaway” to
zarówno troszkę nowości od Red Hotów, ale także nawiązania do przeszłości
formacji.
RHCP należą do tej grupy zespołów, które są szanowane
zarówno w środowisku starych, ortodoksyjnych fanów rocka, jak i młodszej,
szukającej przebojowości i melodyjności publice. Ciężko jednak dogodzić jednym
i drugim. Myślę więc, że każdej z wymienionych przeze mnie grup nowa płyta
będzie podobała się mniej więcej w połowie. Zaczynamy od piosenki tytułowej.
Funkowa propozycja z naprawdę niezłym basem Flei, który na jedenastym albumie
grupy jest zdecydowanie jedną z najważniejszych postaci. Do tego utworu mam
mieszane uczucia, raz mi się podoba, a raz wydaję zbyt cukierkowy. Takich
wątpliwości nie miałem przy ocenie drugiego numeru. „Dark Necessities” jest
przede wszystkim świetnie zaaranżowany. Utwór pięknie prowadzą Klinghoffer i
Flea, a dodatkowo możemy usłyszeć ciekawy fragment z dźwiękami fortepianu. Ciekawie
zapowiadał się „We Turn Red”. Niestety później utwór robi się nijaki i wyróżnić
w zasadzie można tylko grę Chada Smitha na perkusji. Po chwili znów jest
lepiej. Głównie za sprawą gitary przy spokojniejszym „The Longest Wave” można
się rozmarzyć. „Goodbye Angels” to pierwszy numer na płycie, który mnie
porządnie zaskoczył. Mamy tutaj wyraźny powrót do „Stadium Arcadium”. Muzycy
troszkę pokombinowali i już jest dużo lepiej. No i ta świetna gitara na koniec,
palce lizać! Stworzony wspólnie z Eltonem Johnem „Sick Love” klimatem
przypomina poprzedni utwór. Zarzucić można mu jednak cukierkowość refrenu, w
którym muzycy trochę za bardzo postawili na przebojowość. Pod numerem siódmym
czeka nas spotkanie z „Go Robot”. W tym utworze muzycy za bardzo nie szaleją z
instrumentami, ale propozycja wydaje się być idealna na imprezy. „Feasting on
the Flowers” i „Detroit” to utwory gitarowe. W pierwszym przede wszystkim
znakomicie brzmi wstęp ze świetną aranżacją, a w drugim, troszkę alternatywnym
numerze, mamy jeden z najlepszych riffów na płycie. Do dziewiątego kawałka z
„The Getaway” przyciąga również szalejący na wokalu Kiedis. Hitem z nowej płyty
może stać się również „This Ticonderoga”. Jest to dynamiczny przebój ze
świetnym Klinghofferem na gitarze. Na Openerze ta propozycja zdecydowanie może
porwać polską publiczność. Fortepian wyraźnie powraca w utworze jedenastym.
„Enocore” to wstęp do łagodnego końca płyty. Leciutko brzmi również wokal
Anthony’ego. Ostatnie dwie kompozycje również urzekają fortepianem. Szczególnie
ciekawie brzmi on w „Dreams of a Samurai”. Mamy tutaj swoisty powrót do dawnych
lat RHCP. Kawałek nagle na krótko przyspiesza, wyróżnia się w nim przede
wszystkim kapitalna perkusja Smitha.
Myślę, że RHCP nowym albumem zadowolili wszystkich. Zarówno
starych, jak i nowych fanów. „The Getaway” jest zdecydowanie lepszym krążkiem
od swojego poprzednika. Kilka utworów („Dark Necessities”, „This Ticonderoga”)
mają szanse stać się nowymi przebojami grupy. Na największe wyróżnienie
tradycyjnie zasługuje Flea, którego bas urzeka w niemal każdym numerze. Jednak
pochwała należy się oczywiście całej grupie, bo razem stworzyli kolejną,
przyjemną płytę.
OCENA: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz