Lady Pank to zespół, który może sobie pozwolić właściwie na
wszystko. Wiadomo, że raczej tak wielkiej płyty jak „Lady Pank”, „W transie”
czy „Na na” już nie nagrają, ale na pewno warto sprawdzić, co prezentuje jeden
z naszych najważniejszych zespołów lat osiemdziesiątych. Poprzedni album pt.
„Maraton” pokazał, że kapela z Wrocławia wciąż świetnie gra i dobrze się
sprzedaje. Jak jest tym razem? Zapraszam do czytania.
Aktualny skład grupy Lady Pank gra ze sobą już piętnaście
lat. Można więc śmiało powiedzieć, że „najnowsi” członkowie zespołu napisali
już spory kawałek historii formacji z Wrocławia. Od paru płyt kapela gra typową
dla siebie rockową i przebojową muzykę. Już początek kolejnego albumu grupy
pokazuje, że klimat będzie taki, do jakiego przyzwyczaiła nas band Jana
Borysewicza. „Miłość” to piosenka idealnie pasująca na singiel i bardzo
chwytliwa. Kontynuacją otwierającego utworu jest „Władza”. Propozycja z
ciekawym, ostrzejszym riffem i ambitnym tekstem mówiącym o charakterze Polaków.
Od pierwszego usłyszenia spodobał mi się „Trochę niepamięci”. To może być
kolejny przebój naszej legendarnej formacji. Świetnie gra Borysewicz, którego
gitara momentami przypomina lekko folkowe klimaty. Natomiast umiejętności
wokalne pokazuje niezawodny Janusz Panasewicz. Jeszcze dynamiczniej robi się w
„Lizusach”. Muzycy znów skupiają się w tekście na nowoczesnym podejściu do
życia. Lady Pank zawsze lubił nagrywać utwory, które były swego rodzaju
manifestami i trzeba przyznać, że do tej pory nieźle im to wychodzi. W
następnych dwóch kawałkach muzycy wprowadzają nostalgiczny nastrój. Pochwalić
muszę szczególnie romantyczną propozycję „Mogę sobie pójść”. Troszkę nudniej
robi się przy numerze siódmym. „Droga”, mimo kilku dokładnych przesłuchań,
wciąż niczym mnie do siebie nie przyciąga. Inaczej jest z „Momentem”, w którym
możemy usłyszeć najdłuższą solówkę na albumie. Trochę szkoda, że partii gitarowych
Borysewicza na „Miłości i władzy” jest tak mało, a kiedy już się pojawiają to są
tylko kilkusekundowe. Na wyróżnienie z końcówki albumu zasługuje jeszcze na
pewno ostatni utwór. „Czarne myśli” wciągają podobnie jak „Trochę niepamięci”.
Koniec jest znów jest bardzo przyjemny i przebojowy.
Odsłuchując album, przy właściwie każdym utworze zapisywałem
sobie przymiotnik „przyjemny”. To słowo najlepiej opisuje kolejny krążek Lady
Pank. „Miłość i władza” to na pewno dobre pół godziny muzyki. Warto zatrzymać
się trochę przy tekstach Jana Borysewicza, które jak zwykle odnoszą się do
rzeczywistości i trafiają w sedno. Radość z nowej płyty czerpać będą zarówno
starzy, ortodoksyjni fani, jak i młodzież, która jest ciekawa, jak nagrywają
dziadkowie.
OCENA: 6,5/10
Ciekawa recenzja, tyle że Jan nigdy nie pisał tekstów. Zawsze zajmował się tylko muzyką.
OdpowiedzUsuń