Przeglądając mojego bloga, zdziwiłem się. Postów jest już
ponad 30, a tylko jeden o jednym z moich ulubionych zespołów. Tak, piąty tekst z serii „Legendarne Płyty” będzie
o Floydach. Kapeli, która jest synonimem dobrej muzyki. Drugi najlepiej
sprzedający się krążek w historii. Żywa reklama cudownych lat 70’. Album zna
chyba każdy, kto kiedykolwiek zabierał się za muzykę rockową.
W sumie, opisując „The Dark Side Of The Moon”, mógłbym
używać tylko synonimów słowa idealny. Ósmy album w dorobku Pink Floyd okazał
się wielkim hitem. To wydawnictwo oraz „The Wall” sprawiają, że spokojnie
możemy nazywać Floydów kapelą wszech czasów. W latach 70’ ciężko było wybić się
ze swoją muzyką. Muzycy z Cambridge poradzili sobie z tym znakomicie. Już od
samego początku jest bardzo ciekawie. W „Speak to Me” możemy usłyszeć głos…
ludzkiego serca. „Breathe” to mieszanka wszystkich numerów na płycie. W tekście
muzycy krytykują pogoń za sukcesem. Jest to spokojna piosenka połączona z gitarowym
slidem Gilmoura. Trochę awangardowa propozycja to „On The Run”. Kawałek znany
przede wszystkim z koncertów brytyjskiej grupy. Podczas wykonywania model
samolotu leci z jednego końca sali na drugi, a następnie wybucha. Pod trójką
niewiarygodny „Time”. Słuchając tego utworu można wylewać łzy wielkimi
strumieniami. Propozycja mówi o przemijaniu ludzkiego losu. Niesamowita solówka
Gilmoura i ciekawy dźwięk fortepianu sprawiają, że to jeden z najlepszych
kawałków w historii. „The Great Gig in the Sky” posiada bardzo ciekawą
historię. Przed wejściem Floydów do studia kompozycja była odgrywana na
organach. Gdy muzycy z Cambridge zaczęli nagrywać, pojawił się fortepian.
Elementy wokalne utworu należą do Clare Torry. Najpopularniejszym kawałkiem z
ósmej płyty wielkiego zespołu jest „Money”. Na początek intrygujące dźwięki kas
i darcia papieru, potem muzyka, która wprawia nas w osłupienie. Po
przesłuchaniu piątego utworu na krążku naprawdę ciężko się otrząsnąć. Jest to
dzieło zdecydowanie ponadczasowe. „Us and Them” to bardzo spokojna, wzruszająca
ballada. Ten album potrafi porządnie złapać za serducho. W tym utworze urzekają
przede wszystkim melancholijne dźwięki pianina. Świetnym, instrumentalnym
numerem jest „Any Colour You Like”. To pozycja obowiązkowa dla fanów dobrej
elektroniki. Na koniec odtwarzania ciemnej strony księżyca, jesteśmy świadkami
dwóch niesamowitych kawałków. „Brain Damage” i „Eclipse” zawierają niesamowite
teksty. Waters przedstawił tam swojego byłego kolegę z kapeli, Syda Barretta,
jako wariata. Te dwa utwory trzeba przesłuchać „od deski do deski”. Piosenki
wykonywane są bardzo podniośle. Jest to idealne zakończenie dla genialnego
albumu.
„The Dark Side of the Moon” ciężko tak naprawdę opisać
słowami. Tego trzeba po prostu posłuchać. Wszystko na tej płycie jest
fantastyczne. Od tekstów po umiejętności muzyczne Floydów. Gdy pierwszy raz
przesłuchałem tego albumu, zastanawiałem się przez chwilę co się wydarzyło. Ten
krążek naprawdę zmienia człowieka. Po przesłuchaniu tego wydawnictwa na długi
czas zostają w głowie słynne słowa „The
lunatic is on the grass”. Razem z „The Wall” są to najlepsze albumy
wybitnej grupy Pink Floyd. Jaka szkoda, że na „The Endless River” wszystko się
skończyło…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz