czwartek, 26 marca 2015

Legendarne Płyty: 5. The Dark Side Of The Moon

Przeglądając mojego bloga, zdziwiłem się. Postów jest już ponad 30, a tylko jeden o jednym z moich ulubionych zespołów.  Tak, piąty tekst z serii „Legendarne Płyty” będzie o Floydach. Kapeli, która jest synonimem dobrej muzyki. Drugi najlepiej sprzedający się krążek w historii. Żywa reklama cudownych lat 70’. Album zna chyba każdy, kto kiedykolwiek zabierał się za muzykę rockową.



W sumie, opisując „The Dark Side Of The Moon”, mógłbym używać tylko synonimów słowa idealny. Ósmy album w dorobku Pink Floyd okazał się wielkim hitem. To wydawnictwo oraz „The Wall” sprawiają, że spokojnie możemy nazywać Floydów kapelą wszech czasów. W latach 70’ ciężko było wybić się ze swoją muzyką. Muzycy z Cambridge poradzili sobie z tym znakomicie. Już od samego początku jest bardzo ciekawie. W „Speak to Me” możemy usłyszeć głos… ludzkiego serca. „Breathe” to mieszanka wszystkich numerów na płycie. W tekście muzycy krytykują pogoń za sukcesem. Jest to spokojna piosenka połączona z gitarowym slidem Gilmoura. Trochę awangardowa propozycja to „On The Run”. Kawałek znany przede wszystkim z koncertów brytyjskiej grupy. Podczas wykonywania model samolotu leci z jednego końca sali na drugi, a następnie wybucha. Pod trójką niewiarygodny „Time”. Słuchając tego utworu można wylewać łzy wielkimi strumieniami. Propozycja mówi o przemijaniu ludzkiego losu. Niesamowita solówka Gilmoura i ciekawy dźwięk fortepianu sprawiają, że to jeden z najlepszych kawałków w historii. „The Great Gig in the Sky” posiada bardzo ciekawą historię. Przed wejściem Floydów do studia kompozycja była odgrywana na organach. Gdy muzycy z Cambridge zaczęli nagrywać, pojawił się fortepian. Elementy wokalne utworu należą do Clare Torry. Najpopularniejszym kawałkiem z ósmej płyty wielkiego zespołu jest „Money”. Na początek intrygujące dźwięki kas i darcia papieru, potem muzyka, która wprawia nas w osłupienie. Po przesłuchaniu piątego utworu na krążku naprawdę ciężko się otrząsnąć. Jest to dzieło zdecydowanie ponadczasowe. „Us and Them” to bardzo spokojna, wzruszająca ballada. Ten album potrafi porządnie złapać za serducho. W tym utworze urzekają przede wszystkim melancholijne dźwięki pianina. Świetnym, instrumentalnym numerem jest „Any Colour You Like”. To pozycja obowiązkowa dla fanów dobrej elektroniki. Na koniec odtwarzania ciemnej strony księżyca, jesteśmy świadkami dwóch niesamowitych kawałków. „Brain Damage” i „Eclipse” zawierają niesamowite teksty. Waters przedstawił tam swojego byłego kolegę z kapeli, Syda Barretta, jako wariata. Te dwa utwory trzeba przesłuchać „od deski do deski”. Piosenki wykonywane są bardzo podniośle. Jest to idealne zakończenie dla genialnego albumu.



„The Dark Side of the Moon” ciężko tak naprawdę opisać słowami. Tego trzeba po prostu posłuchać. Wszystko na tej płycie jest fantastyczne. Od tekstów po umiejętności muzyczne Floydów. Gdy pierwszy raz przesłuchałem tego albumu, zastanawiałem się przez chwilę co się wydarzyło. Ten krążek naprawdę zmienia człowieka. Po przesłuchaniu tego wydawnictwa na długi czas zostają w głowie słynne słowa „The lunatic is on the grass”. Razem z „The Wall” są to najlepsze albumy wybitnej grupy Pink Floyd. Jaka szkoda, że na „The Endless River” wszystko się skończyło…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz