Nie ma fal? A kto tak mówi? Netto Arena zapełniona do
ostatniego miejsca falowała w sobotni wieczór w takt muzyki Dawida Podsiadło.
To było profesjonalnie wyprodukowane widowisko, dopięte na ostatni guzik, z
profesjonalnym frontmenem w roli głównej. Razem ponad dwie godziny świetnej
zabawy.
Trasę koncertową Dawida Podsiadło można uznać za serię
najbardziej wyczekiwanych występów w Polsce w 2018 roku. Album
„Małomiasteczkowy” już po pierwszych siedmiu dniach od premiery pokrył się
platyną i przez cztery tygodnie nie spadał ze szczytu Oficjalnej Listy
Sprzedaży „OLiS”. Bilety na koncerty w takich miastach jak Warszawa, Kraków czy
Wrocław rozeszły się w błyskawicznym tempie, a warto zaznaczyć, że najtańsze
wejściówki kosztowały wcale niemało, bo 79 złotych. W sobotę, 1 grudnia, muzyk
z Dąbrowy Górniczej roztańczył i wzruszył także szczecińską Netto Arenę.
Wyprzedany koncert w Szczecinie dziwić w zasadzie nie może,
bo Podsiadło zdecydował się na tylko jedno wydarzenie w Netto Arenie. Dla
porównania we wrocławskiej Hali Stulecia artysta z Dąbrowy Górniczej wyprzedał
dwa występy, a na warszawskim Torwarze aż cztery. Fani muzyka zaczęli gromadzić
się pod sceną już około godziny 19, a więc na półtorej godziny przed planowanym
rozpoczęciem koncertu. Hala wypełniała się powoli, ale ostatecznie kilka minut
po 20.30 na trybunach 5000 osób zajęło swoje miejsca. Podsiadło rozpoczął
koncert w stylu takim jak przystało na aktualnie najbardziej rozchwytywanego
muzyka w Polsce. Artysta niczym Madonna wyjechał spod sceny i zaprezentował
otwierający utwór „Forest” w nieco zmienionej, polsko-angielskiej wersji
językowej.
Niedługo później przyszedł czas na kompozycje z najnowszej
płyty. Słuchaczy udało się rozgrzać utworami „Najnowszy Klip” oraz „Dżins”.
Szczególnie zaskoczyło to pierwsze wykonanie w znacznie innej,
gitarowo-organowej aranżacji. Elementem świetnie dopełniającym koncert były
wyświetlane na telebimach opowieści o miłości. Własne, życiowe historie
opowiadali ludzie w różnym wieku. Po nich, w zależności od tego jakie zagadnienia
zostały poruszone, Podsiadło wykonywał swoje, dopasowane tematyką, utwory.
Jednym z numerów najgłośniej odśpiewanych tego wieczoru były z pewnością
„Trójkąty i Kwadraty”, czyli największy hit z debiutanckiej płyty muzyka.
Przebój został okraszony świetną animacją na specjalnych płachtach
rozwijających się z góry sceny. W kolejnym utworze Podsiadło pokazał, że coraz
trudniej nazywać go tylko wokalistą, bo całkiem nieźle potrafi sobie poradzić
także z grą na gitarze.
Zwycięzca drugiej edycji programu X Factor miał również
gratkę dla starszych słuchaczy, których szczególnie na miejscach siedzących
wcale nie było tak mało. Z dużą powagą został bowiem wykonany „Bóg” autorstwa
grupy T.Love. Tym młodszym z kolei znacznie bardziej przypadł do gustu „Nieznajomy”,
który w pewnym momencie przerodził się w jeden z największych przebojów tego
roku – „Tamagotchi”. Nieoczekiwanie już chwilę później przyszedł czas na
najbardziej wzruszający i podniosły moment sobotniego wydarzenia. Po kolejnym
fragmencie ludzkich opowieści na scenie został sam Podsiadło i grając na
fortepianie odegrał „Nie kłami” i „Project 19”. W Netto Arenie zapanowała wtedy
cisza, trudno było znaleźć osoby zajęte nagrywaniem kolejnych kompozycji, a u
niektórych widzów pojawiły się łzy.
By trochę rozluźnić atmosferę 25-latek chwilę później wrócił
do tanecznych propozycji. Nie mogło zabraknąć oczywiście „W dobrą stronę”,
czyli największego przeboju z płyty „Annoyance and Disappointment” czy „Nie ma
Fal”, który w ostatnim czasie podbija większość stacji radiowych. Bis przyniósł
również najbardziej wyczekiwany utwór tego wieczoru, a więc tytułowy szlagier z
najnowszego albumu.
Wydarzenie zostało przedstawione słuchaczom na naprawdę
światowym poziomie. Każdy z utworów okraszony był odpowiednią, nowatorską
animacją. Oprócz wokalisty na scenie pojawił się chór oraz świetnie
prezentujący się instrumentaliści, którym Podsiadło w wielu momentach dawał
pole do popisu.
Koncert pokazał także niesamowity rozwój kariery Dawida
Podsiadło. Muzyk coraz lepiej czuje się na scenie i ma świetny kontakt z
publicznością. Cichymi bohaterami wydarzenia stały się elementy garderoby
muzyka, o których co chwilę dyskutował z fanami. Urokliwa była także
zmierzająca donikąd opowieść o porannym bólu gardła czy swego rodzaju mowa
motywacyjna, w której Podsiadło, w typowym dla siebie stylu powiedział, że
„Trzeba ćwiczyć, ćwiczenia do sukcesu są, prowadzą”. Nie ma dzisiaj w Polsce
młodego muzyka, który byłby odpowiedniejszą postacią do wypowiedzenia tego
zdania. Dawid ćwiczył i teraz jego sukces jest tak wielki, że trudno szukać
choćby jednego biletu na 13 koncertów w naszym kraju.
PS. W relacji z koncertu brakuje zdjęć oraz materiałów video, ponieważ Dawid oraz organizatorzy nie życzyli sobie tego dla dobra kolejnych widowisk z trasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz