Zacznę od tego, że wyjazd na Sziget Festival to jedna z
najbardziej szalonych decyzji w moim życiu. Była ona spowodowana głównie
niesamowitymi przeżyciami podczas koncertu Arctic Monkeys na Openerze.
Stwierdziłem, że ciekawie byłoby porównać sobie dwa koncerty z tej samej trasy.
Przede chciałem sprawdzić dobór kompozycji oraz różnice w ich wykonaniu.
Nurtowało mnie też pytanie jak fani w innym miejscu będą reagowali na
poszczególne utwory i czy będzie miało to wpływ na samych artystów. Dzisiejszy
post będzie prawdopodobnie jednym z krótszych w historii bloga. To po prostu
luźne porównanie dwóch koncertów tej samej formacji i parę odczuć związanych z
samym węgierskim festiwalem.
Sziget Festival to zdecydowanie największe muzyczne
wydarzenie na Węgrzech i jeden z największych festiwali w Europie. Organizowany
jest od 1993 roku, więc zdążył wyrobić już sobie sporą renomę i co roku
przyciąga artystów, którzy gromadzą na swoich koncertach mnóstwo fanów. W tym
roku, na jubileuszową, 25 edycję festiwalu, głównymi gwiazdami byli m.in.
Arctic Monkeys, Gorillaz, Kendrick Lamar czy Lana Del Rey.
Teren festiwalu właściwie bardzo trudno zwiedzić w kilka
godzin. Znaleźć można na nim to samo, co na naszych muzycznych wydarzeniach, no
może poza Langoszem, który atakuje na każdym kroku. Na piękną wyspę
przyjechałem w okolicach godziny 18 i w pewnym momencie zaszedłem tak daleko,
że stwierdziłem, że wypada wracać już pod główną scenę, aby zająć dobre miejsce
na koncert, na który oczekiwałem. Nie udało mi się zobaczyć pola namiotowego,
ale z pewnością musi być ono ogromne, bo niektórzy śmiałkowie przyjeżdżają na cały
tydzień Sziget Festivalu, a liczba uczestników przez czas trwania festiwalu
ponownie została pobita i wyniosła 565 tysięcy osób. Sama scena główna wielkiego
wrażenia nie robi. To po prostu zwykły kawałek pola prezentujący się podobnie
jak na Openerze. Plusem dla organizatorów było za to wyłożenie sporej części
przed sceną gąbką, dzięki czemu po mocno padającym deszczu nie trzeba było
taplać się w błocie.
Główni bohaterowie ostatniego wieczoru na Sziget 2018
rozpoczęli swój koncert z kilkunastominutowym opóźnieniem. Pierwszą różnicą,
która rzuciła mi się w oczy w porównaniu z Openerem było to, że na koncercie
nie było tak wielkiego ścisku, a jednak fani śpiewali dużo głośniej wszystkie
piosenki kapeli. Zdecydowanie inaczej zachowywali się też muzycy. Przede
wszystkim Alex Turner częściej rozmawiał z publicznością i wykonywał numery z
większą werwą. Artyści otworzyli ostatni koncert przed trasą po Wielkiej
Brytanii od sztandarowej kompozycji z nowego albumu – „Four Out of Five”. Do
czwartego kawałka wszystko prezentowało się tak jak na Openerze, ale wtedy
muzycy zagrali „Snap Out of It”, a więc numer, który od niedawna wrócił do
setlisty Brytyjczyków.
Kolejne zaskoczenie to „From the Ritz to the Rubble”,
które owszem zawsze było jednym z ulubionych utworów Turnera do grania na żywo,
ale np. w Gdyni zostało pominięte. Ponownie świetnie wypadły energiczne „Teddy
Picker” i „Crying Lightning”. Zdecydowanie dynamiczniej zostało zagrane także „505”,
a zupełną niespodzianką był tytułowy „Tranquility Base Hotel&Casino”
poprzedzony kapitalnym, mocno gitarowym, dwuminutowym wstępem. Znakomicie
został też wykonany „Cornerstone”, podczas którego Alex wyszedł na sam koniec sceny,
uklęknął i śpiewał patrząc w oczy płaczącym ze szczęścia fankom. Jednym z
utworów, na które z niecierpliwością wyczekiwałem był „Batphone”. Ta kompozycja
również została pominięta na Openerze, a w Budapeszcie Małpy zagrały ją
niesamowicie, w wielu momentach improwizując. Szczególnie ciekawie wypadła
partia perkusyjna Matta Heldersa, której nie spodziewał się chyba sam frontman
zespołu. Bisy to ponownie okraszone ciekawymi efektami na scenie „Star
Treatment” oraz żywiołowe „I Bet You Look Good on the Dancefloor” i „RU Mine”,
którym jak zawsze artyści z Sheffield pożegnali się z fanami.
Pierwszy raz byłem na koncercie jednego zespołu na tej samej
trasie i mogę powiedzieć, że nie żałuję. Zdecydowanie mogę
polecić taką formę wakacji, bo oprócz tego, że pojechałem na koncert to przez
kilka dni zwiedzałem Budapeszt, który również skradł moje serce. Sam koncert
znów dodał mi wspaniałych wspomnień i zostanie w mojej pamięci na
długo. Wiele kompozycji zostało rozbudowanych i zagranych inaczej, więc nie mogę powiedzieć, że obejrzałem powtórkę tego, co w Gdyni.
Wykonanie "Batphone" na Sziget 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz