Poprzednie wydawnictwo grupy U2 oceniłem dość wysoko. Nie
ukrywam, że po pierwszych kilku przesłuchaniach, a także w trakcie pisania
recenzji, płyta bardzo mi się podobała. Szybko się nią jednak znudziłem. Przez
ostatnie dwa lata sięgnąłem po ten krążek może ze dwa lub trzy razy. Kolejne
utwory zaczęły się wydawać coraz bardziej banalne, a „Songs of Innocence” z
każdą kolejną minutą coraz bardziej się dłużyło. Liczyłem więc na to, że
swoista kontynuacja nazwana „Songs of Experience” przyniesie mi dźwięki, do
których będę wracał z wielką przyjemnością.
Premiera tym razem nie była tak zaskakująca, jak w przypadku
trzynastego krążka w dyskografii Irlandczyków. Jednakże U2 ponownie wywołali
spore kontrowersje. Tym razem zdecydowali się opóźnić wydanie albumu po to, aby
w tekstach odnieść się do przemian politycznych, które mają miejsce na świecie.
Płytę przez długi czas promował, umieszczony pod trójką, singiel „You’re the
Best Thing About Me”. Kompozycja ta nie powinna się szybko znudzić tylko
najzagorzalszym fanom Irlandzkiego bandu. To typowa piosenka nowego U2. Jest
bardzo popowo, bez większych aranżacyjnych szaleństw. Wyróżnia ją właściwie
tylko interesujący motyw w końcowej fazie utworu. Zresztą cały początek
wydawnictwa nie należy do najlepszych. Pierwszy kawałek kompletnie psuje
irytujący autotune, który pojawia się pod koniec. Gdyby nie niepotrzebne
zabiegi wokalne, to delikatne intro naprawdę pozytywnie wprowadzałoby nas w
klimat „Songs of Experience”. „Lights of Home” to numer pod znakiem współpracy
z kobiecym zespołem Haim. Od dziewczyn został pożyczony fragment utworu, który
członkowie U2 śpiewają wspólnie z formacją z Los Angeles. Propozycja, poza
krótkim gitarowym momentem, nie zachwyca. Bardzo interesowało mnie to, jak na
wydawnictwie U2 zaprezentuje się Kendrick Lamar. Udzielenie się na najnowszym
albumie Irlandczyków było swoistym rewanżem Amerykanina za ich wkład w piosenkę
„XXX”, która pojawiła się na wydanej w kwietniu płycie „DAMN.”. O ile w „Get
Out of Your Own Way” jego rola nie jest zbyt istotna, ponieważ kilkoma zdaniami
kończy kompozycję utrzymaną w klimacie podobnym do początkowych numerów, tak w „American
Soul” raper świetnie wprowadza słuchacza do ostrzejszego nagrania. Piąty utwór
to tak naprawdę pierwszy pozytyw na nowym albumie. Wciąga szczególnie partia
gitarowa z przesterami. Jest tu zdecydowanie dynamiczniej i przyjemniej niż na
początku. Mocno rozbudowany jest „Summer of Love”. W tym kawałku pojawiają się
zarówno niezłe momenty smyczkowe, jak i …wokal Lady Gagi. Najlepiej prezentuje
się jednak uwodzący Bono. Trudno ocenić „Red Flag Day” i „The Showman”. Oba
utwory mają przebłyski, głównie w warstwie rytmicznej, ale dość słabo wypadają
pod kątem wokalnym. W tym pierwszym trzeba pochwalić jeszcze Larry’ego Mullena
na perkusji, który w innych kompozycjach szczególnie się nie wyróżnia. Romantyczne
„The Little Things That Give You Away” i „Landlady” przypominają trochę numery
z „The Joshua Tree”. Oczywiście nie są to propozycje, które mogą jakoś
szczególnie konkurować z utworami z 1987 roku, ale ich delikatny i momentami wzruszający
klimat pozwala przenieść się do czasów świetności Irlandczyków. Nieźle
prezentuje się też zamykający zwykłą wersję płyty, cichy i powolny utwór „13
(There is a Light)”. Bardzo dobrze wypada w nim Bono, chociaż muszę przyznać,
że przy pierwszym odsłuchu ciągle prześladowała mnie myśl „Żeby tylko nie pojawił
się ten autotune z intra”.
„Songs of Experience” to dziwny album. Prawdopodobnie, gdy w
przyszłości będę do niego wracał, to będę pomijał pierwsze cztery utwory, które
moim zdaniem zdecydowanie psują tę płytę. Środek albumu jest naprawdę
przyzwoity, ale pod koniec też już ma się wrażenie, że w sumie posłuchałoby się
czegoś innego. Powoli trzeba przyzwyczajać się do tego, że członkowie U2 mają
teraz inny pomysł na siebie i raczej takich wspaniałych, rockowych emocji jak
20 lat temu już nam nie będą dostarczali.
OCENA: 6/10
To już kilkanaście lat chyba mija odkąd U2 nie nagrało niczego ciekawego. Ten album tylko to potwierdza... Posłuchałem kilku kawałków jeden słabszy od drugiego...
OdpowiedzUsuń40 year old Help Desk Operator Phil Brumhead, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Private Parts and Drama. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Ferrari 275 GTB. przejscie do strony internetowej
OdpowiedzUsuń