Tak jak obiecałem, zaczynam nową serię. Pomyślałem, że warto
przeplatać albumy Davida Bowiego z krążkami innego zespołu zwłaszcza, że do
końca przygody z dyskografią Brytyjczyka trochę nam zostało. Pewnie łatwo
mogliście się domyślić, która kapela w najbliższym czasie będzie gościła na
blogu. Emocje po koncercie Iron Maiden we Wrocławiu wciąż jeszcze trochę mnie
trzymają, więc stwierdziłem, że to odpowiedni moment aby przybliżyć Wam ich studyjne
krążki.
Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych słuchacze
potrzebowali czegoś nowego. Ciężko było ciągle słuchać starych płyt Zeppelinów
oraz „In Rock”, czy „Machine Head” grupy Deep Purple. Na scenę wkroczyła wtedy kapela,
która była znudzona klasycznym rockiem, bluesem i punkiem. Skład Iron Maiden
przed wydaniem debiutanckiego krążka zmieniał się wiele razy. Zmieniali się
wszyscy od wokalu po perkusję. Niezmiennie na stanowisku pozostawał jedynie człowiek legenda i założyciel Maidenów
– basista Steve Harris. W końcu jednak piątce Harris, Di’ Anno, Murray,
Stratton, Burr udało się stworzyć pierwszą długogrającą płytę.
Od razu zaczęli bardzo ostro i energicznie. „Prowler” to utwór
z niezwykle szybkim tempem, a świetny, agresywny riff nadaje mu szalony
nastrój. Albumy nagrane z Paulem Di’ Anno na wokalu poznałem dużo później niż
krążki, w których śpiewem zajmuje się Bruce Dickinson. Oczywiście jeśli
miałbym wybierać lepszego wokalistę to postawiłbym na Bruce’ a, ale Paulowi
talentu też na pewno odmówić nie można. Zwłaszcza w szybkich kawałkach, takich
jak np. „Sanctuary” (wydany tylko na wersjach
amerykańskiej i remasterowanej) spisuje się znakomicie. Troszkę gorzej
idzie mu w wolniejszych propozycjach. „Remember Tommorow” to piosenka
balladowa. Jeden z niewielu numerów na „Iron Maiden”, którego Harris nie
napisał sam. W zwrotkach struny gitar są leciutko szarpane, a przyspieszenie
następuje dopiero w porywającym refrenie. Następnie spotykamy się z dwoma
pierwszymi hitami zespołu z Londynu. „Running Free” to jedna z najbardziej
przebojowych propozycji Maidenów. Za kapitalny wstęp należy wyróżnić perkusistę
Clive’ a Burra. „Phantom of the Opera” to najdłuższy i zdecydowanie najlepszy
numer na pierwszej płycie Brytyjczyków. Utwór niesamowicie zmienny,
przepełniony fantastycznymi zagraniami gitarowymi. Zaczyna się agresywnie,
następnie mamy chwilę oddechu przy śpiewie Di’ Anno i przechodzimy do kolejnej
serii fantastycznych solówek. Niewiarygodne, że Steve Harris napisał go w wieku
zaledwie 24 lat. Ostro jest również w instrumentalnym „Transylvania”. To kolejny
niezwykle rytmiczny, ciężki i rozpędzony fragment. Nagle robi się wolniej, ale
to przez płynne przejście do kolejnej, tym razem powolnej propozycji. W tej
balladzie głos Di’ Anno brzmi już dużo lepiej. Na basie pięknie czaruje Harris.
Znów mamy niezwykle wciągające solówki. Po chwili spokoju klasyczny kawałek dla
Iron Maiden – „Charlotte the Harlot”. Ciekawym pomysłem było przerwanie rozhulanego
numeru poruszającą balladową przerwą. No i na koniec swoisty hymn kapeli do tej
pory pojawiający się na koncertach. W tym utworze świetnie spisali się Murray i
Stratton co chwile zaskakując rozbudowanymi partiami gitarowymi.
„Iron Maiden” to bez wątpienia jeden z najbardziej
przełomowych krążków w historii muzyki. Muzycy
zagrali na nim ostro i przebojowo. Ciężko znaleźć tutaj jakąś słabszą
kompozycję. Na albumie przeważa agresywny klimat, ale możemy na nim znaleźć
także spokojne, balladowe numery. Po wydaniu tego albumu w muzyce rozpoczęła
się era nowego zespołu.
OCENA: 8/10
Tak podejrzewałam że może to być IRON MAIDEN. Niemniej jednak to bardzo miła wiadomość. Zamieniamy troszkę sennego Bowiego na Maidenow :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń