David Bowie po balladowym, nostalgicznym „Space Oddity”
stwierdził, że przyszła pora na coś ostrzejszego. „The Man Who Sold the World”
rozpoczyna hardrockową przygodę londyńskiego artysty. Oprócz diametralnej
zmiany stylu na trzecim albumie w dyskografii możemy dostrzec sporo
kontrowersji. Najlepszym tego przykładem jest okładka, na której Bowie uwidacznia
powszechne zamieszanie dotyczące orientacji rockmanów w latach siedemdziesiątych.
Młody artysta wydając swój trzeci album potwierdził, że
zdecydowanie bliżej mu do kariery ostrego rockmana niż spokojnego, grzecznego
muzyka od rozmarzonych ballad. Bardzo rockowo brzmi już pierwszy numer na
krążku. Ostry, gitarowy wstęp w stylu Led Zeppelin oraz zadziorny, drapieżny
głos Bowiego dają kapitalny efekt. „The Width of a Circle” to typowy klasyk lat
siedemdziesiątych, co podkreśla świetna solówka Micka Ronsona. W „All the
Madmen” znakomicie brzmi syntezator Ralpha Mace’a. Sporą robotę zrobił też w
tym kawałku Mick Woodmansey. Warto dodać, że na „TMWStW” wokal nie wychodzi
przed szereg tak bardzo jak chociażby na poprzedniej płycie. „Blues Country
Rock” to kolejna dawka porządnej gry gitarowej Ronsona, który momentami brzmi
podobnie do Keitha Richardsa. Pierwszą balladę znajdujemy pod numerem cztery.
Jest to genialny przerywnik pomiędzy rozgrzewającymi do czerwoności rockowymi
hitami. W „After All” Bowie wraca do klimatu hitów z „Space Oddity”. Po chwili
jednak powracamy do ciężkiej muzyki. Gitarze
towarzyszą dodające uroku chórki, których na tym longplayu mamy odrobinę za
mało. Z fantastycznym wokalem Bowiego mamy do czynienia w „Saviour Machine”.
David kapitalnie przekazuje emocje brzmiąc w pewnych momentach bardzo zawzięcie
i dramatycznie. „She Shook Me Cold” to najcięższy utwór na albumie. Głos Davida
można skojarzyć z Ozzym Osbornem. Gitary są wolniejsze, ale zdecydowanie utrzymują
kompozycję w mrocznym, hardrockowym, czasem wręcz metalowym klimacie. Siódmy
numer w kolejności to kolejna dobra solówka Ronsona. Tytułowy kawałek pewnie
tak samo Wam, jak i mi dużo bardziej kojarzy się z Nirvaną niż z Davidem i w
mojej ocenie lepiej brzmi w wykonaniu ekipy z Aberdeen. Płytę idealnie
podsumowuje następny gitarowy przebój „The Supermen”.
Naprawdę wielki szacunek należy się Davidowi za to, że po
wielkim sukcesie „Space Oddity” zdecydował się na całkowitą zmianę stylu. W
moim odczuciu „The Man Who Sold the World brzmi jeszcze lepiej. Nigdy do gustu
nie przypadał utwór tytułowy, ale reszcie płyty zdecydowanie nic nie brakuje. Ogromny
wpływ na poziom trzeciego wydawnictwa ma Mick Ronson, który swoimi riffami mocno
podnosi ocenę krążka. W kolejnym tekście zajmiemy się „Hunky Dory”, który
przyniesie nam (kto by się spodziewał) kolejną zmianę stylu.
OCENA: 9/10
kiedy będzie coś nowego??
OdpowiedzUsuńOstatnio mam dużo obowiązków związanych np. z prawem jazdy, ale niedługo powinny pojawić się kolejne teksty.
OdpowiedzUsuń