Anthraxowi kolejny raz przyszło udowadniać, że do „Wielkiej
czwórki” jest zaliczany słusznie. Po świetnych albumach od Megadeth i Slayera
słuchacze oczekiwali, że „For All Kings” będzie przynajmniej zbliżony poziomem
do „Dystopii” i „Repentless”. Wydany w 2011 roku „Worship Music” był dobrym
krążkiem, ale na nowej płycie oczekiwałem od zespołu znacznie więcej. Jak
wyszło? Wszystko w dzisiejszym poście.
Bardzo dobrym posunięciem było ponowne nawiązanie współpracy
pomiędzy Anthraxem a Joey’em Belladoną. Nowojorczyk jest arcyważną postacią dla
grupy i można powiedzieć, że w dużym stopniu przyczynił się do powrotu kapeli
na właściwe tory. O solidność płyty byłem spokojny, zastanawiałem się tylko,
czy będziemy mieli do czynienia z genialnymi kawałkami. Świetnie jest już na
samym początku. Symfoniczny wstęp, a następnie potężne wejście gitar i pięknej
perkusji Charliego Benante. Całość pięknie dopełnia idealnie wpasowujący się
chwytliwy wokal. „Monster at the End” pokazuje, że muzycy wciąż są głodni
odkrywania nowych dźwięków. Brzmią w tym utworze bardzo świeżo i zdecydowanie
nie widać, że są po pięćdziesiątce. Znów świetne riffy i dużo przebojowości.
„For All Kings” można nazwać utworem motywacyjnym. Teksty są mocną stroną
nowego albumu. Kawałek rozpoczyna świetna partia wokalna, która w kolejnych
częściach numeru brzmi równie dobrze w towarzystwie instrumentów. Scott Ian
niewątpliwie odwalił kawał dobrej roboty. Jego teksty powodują, że płyty słucha
się zdecydowanie bardziej uważnie i godzina łupania nie przelatuje nam jak
gdyby nigdy nic. Spokojniejszą propozycją jest „Breathing Lighting”. Utwór
melodyjny, ale w tym stylu muzycy lepiej zaprezentowali się w „Monster at the
End”. Ciekawie brzmi przyjemny, rozmarzony, minutowy przerywnik – „Breathing
Out”. „Suzerian” jest potężny od samego początku. Kapitalny wstęp, mocne
zwrotki i dźwięczny refren prezentują się fenomenalnie. Gitary Iana i Donaisa
brzmią z każdą kolejną sekundą coraz lepiej. W podobnie ostrym klimacie
utrzymany jest „Evil Twin”. Lirycznie kompozycja krytykuje przemoc. Trzeba
przyznać, że w połączeniu z tak ciężką muzyką brzmi to oryginalnie. Najdłuższy
na płycie „Blood Eagle Wings” jest bardzo rozbudowany. W pewnym momencie
zwalnia i brzmi nostalgicznie, wręcz wzruszająco. „Defend Avenge” ma ciekawe
przejścia i marszowe tempo, ale w zestawieniu z całą płytą wypada najwyżej
przeciętnie. Kolejnym agresywnym numerem jest „All of Them Thieves”. Propozycja
zawiera świetne gitarowe oraz bardzo mocne, świetne zakończenie. Muzycy na tej
płycie w charakterystyczny dla siebie sposób na koniec albo gwałtownie
zwalniają, albo kończą z wielkim impetem. „The Battle Chose Us” to następny
przebojowy kawałek. Porcja mocnych riffów i chwytliwość to zdecydowanie
najmocniejsza strona jedenastego albumu studyjnego amerykańskiej grupy. Płytę
kończy kolejny manifest, tym razem antyterrorystyczny „Zero Tolerance”. Jest
ostro, dynamicznie i przede wszystkim bardzo miło dla ucha.
Nie spodziewałem się, że z trzech albumów „Wielkiej
czwórki”, które wyszły do tej pory najbardziej będzie mi się podobał album
Anthraxu. „For All Kings” to krążek bardzo równy, z przestojami w nielicznych
fragmentach. Muzycy zaprezentowali się bardzo dobrze i zanotowali wyraźny postęp
w stosunku do niezłego „Worship Music”. Przede wszystkim „Suzerian”, „Zero
Tolerance” i „Monster at the End” są utworami, które na długo zostaną w mojej
pamięci. Trzech graczy odkryło swoje karty, teraz czas na najważniejszego w
stawce. Czekamy na nową Metalikę.
OCENA: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz