W mojej ocenie każdy kolejny album Riverside był coraz
lepszy. Zespół Mariusza Dudy swój każdy projekt dopracowuje do perfekcji. Fantastycznym
„Shrine of New Generation Slaves” Warszawianie postawili sobie poprzeczkę
bardzo wysoko. Szósty krążek to mix wszystkich wydawnictw kapeli. Jest zarówno
mocno, jak i spokojnie.
Nie da się ukryć, że Riverside to zarówno jeden z
najlepszych, jak i jeden z najbardziej niedocenianych polskich bandów. Nie ma
wokół nich wielkiego szumu. Gdy pytam znajomych o warszawski zespół, mało kto
potrafi wymienić chociaż kilka kawałków grupy. Pierwszym utworem na „Love, Fear
and the Time Machine” jest „Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat)”. To
długi numer, jak na otwarcie wydawnictwa. Największy plus to klawisze Michała
Łapaja, do tego dostajemy niezłą gitarę i, jak zwykle, świetną narrację wokalną
Mariusza Dudy. „Under the Pillow” specjalnie mnie nie zachwycił. Jedynie Piotr
Kozieradzki na perkusji przykuwa uwagę słuchacza. „#Addicted” brzmi trochę jak
przedłużenie swojego poprzednika. Bardzo fajnie wypada końcówka propozycji.
Następne utwory mocniej przypominają starsze dokonania kapeli. „Caterpillar and
the Barbed Wire” to troszkę więcej partii elektronicznych i świetny bas Dudy.
Niesamowicie klimatyczna kompozycja. Ostrzejszy jest „Saturate Me”. Znakomicie
prezentują tu się przede wszystkim gitary, to właśnie w piątym kawałku w
kolejności dostajemy pierwsze zapadające w pamięć solówki. Do tego kolejna
dobra partia klawiszowa. Następne dwa numery są dość podobne. Jak dla mnie
trochę za spokojne. Riverside potrafi nagrywać dużo lepsze piosenki do
rozmarzenia się. Brzmią, jakby były troszkę nie dopracowane i miały stanowić
funkcję zapychaczy albumu. Dużo lepiej jest w „Time Travellers”. Na pewno łatwy
numer do zagrania, ale arcytrudny do stworzenia. Jeden z najlepszych fragmentów
płyty. Świetnie brzmi przede wszystkim gitara akustyczna. Najlepszą solówkę
otrzymujemy dopiero na koniec. „Found (The Unexpected Flaw or Searching)”
urzeka bogatą sekcją rytmiczną. Na wyżyny swoich wokalnych możliwości wspina
się również Mariusz Duda.
Nowy album na pewno nie jest najlepszy w historii zespołu.
Nie zmienia to faktu, że „Love, Fear and the Time Machine” słuchało mi się
bardzo przyjemnie. Na wcześniejszych krążkach nie dostrzegałem piosenek, które
by mi się nie podobały, tutaj usłyszałem dwie takie propozycje. Jednak bardzo
dobre utwory zdecydowanie przeważyły nad słabszymi fragmentami. Uważam, że
szósta płyta Riverside jest naprawdę dobra. Przyznaję jej notę 8/10 i czekam na
dalsze postępy naszych muzyków.
OCENA: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz