piątek, 10 listopada 2017

Sto dwudziesta czwarta recenzja: Historia Korteza w dziewięciu częściach

Kortez swoim debiutanckim albumem wywołał w polskim świecie muzycznym spore poruszenie. „Bumerang” pokazał, że zwykły chłopak, który przez całe swoje życie miał kłaść kafelki i naprawiać krany, może tworzyć  rzeczy artystycznie piękne. Teraz przyszedł jednak czas na poważny egzamin, a więc na zaprezentowanie słuchaczom swojego drugiego wydawnictwa. Czy Kortez po dwóch latach poszukiwań wciąż potrafi czarować swoim głosem?

W recenzji pierwszej płyty Łukasza Federkiewicza zalecałem Wam, żebyście słuchali płyty w całości. Wtedy było to spowodowane niesamowitym klimatem, który właśnie wytwarzał się przy całym „Bumerangu”. Teraz jednak przesłuchanie „Mojego Domu” w całości to wręcz obowiązek. Wydawnictwo jest niezwykle spójne i opowiada poruszającą historię związku. „Pierwsza”, która otwiera płytę od razu przypomina nam Kortezowy klimat. Mamy piękne klawisze, delikatną gitarę i głęboki stonowany wokal. Nieoczekiwanie pojawia się także drobne przyspieszenie w środkowej części utworu. W kolejnym kawałku Kortez przedstawia pozytywny element historii. „Dobrze, że Cię mam” to póki co chyba najweselszy numer artysty z Krosna. Gitara akustyczna z początku przypomina trochę twórczość Artura Rojka. Następnie Łukasz pokazuje związkowe rytuały w propozycji „We dwoje”. Na uwagę zasługują elektroniczne wstawki, które pojawiają się w końcowym fragmencie. Piękny, ale zarazem już dość mocno smutny jest „Film przed snem”. Utwór opisuje miłosne wspomnienia oraz przedstawia jak dwie osoby, w tak mocnej relacji, dobrze się znają. Świetnie wypada dość rozbudowana partia gitarowa. Jeszcze lepiej jest w „Dobrym momencie” – kawałkowi, który od samego początku stał się ogromnym hitem, debiutując na pierwszym miejscu Listy Przebojów Programu Trzeciego. Piąty numer jest najważniejszy w zrozumieniu całej historii. Nostalgiczny klimat dodatkowo podbudowuje znakomite wykorzystanie instrumentów smyczkowych. „Nic tu po mnie” rozpoczyna się trochę kosmicznymi dźwiękami. Mamy tutaj swoistą wędrówkę Korteza w strony ambientu. W warstwie tekstowej głównym bohaterem targają emocje związane z dopiero co zakończonym związkiem. Najmniej ciekawy muzycznie jest mówiący o śmierci „Dziwny sen”. Wyróżnić można właściwie tylko minimalistyczny moment gitarowy. Album kończą dwa dość eksperymentalne kawałki. Po przesłuchaniu „Trudnego wieku” miałem wrażenie, że Kortez stara się tutaj niesamowicie mocno ze mną połączyć. Gitara i klawisze zdecydowanie robią tutaj fenomenalną robotę, a zakończenie to jeden z najmocniejszych fragmentów „Mojego Domu”. Ostatni „Wyjdź ze mną na deszcz” momentami wydaje się trochę za długi. Syntezator natomiast został lepiej wykorzystany w „Nic tu po mnie”. Tekstowo zakończenie można uznać za otwarte. Kortez stawia nam w nim wiele istotnych pytań.


Trudno porównać „Bumerang” i „Mój Dom”. Na drugim krążku widać, że Kortez niesamowicie szybko się rozwija i powoli zagłębia się w coraz to bardziej skomplikowane muzyczne nurty. Świetnym pomysłem było przedstawienie jednej, długiej historii, która trzyma słuchacza przy płycie do samego końca. Łukasz Federkiewicz ponownie może liczyć na sporo nagród w rocznych rankingach wydawnictw. Swoim kolejnym albumem pokazał, że miejsce obok największe mu się po prostu należy.                
OCENA: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz