Kortez swoim debiutanckim albumem wywołał w polskim świecie
muzycznym spore poruszenie. „Bumerang” pokazał, że zwykły chłopak, który przez
całe swoje życie miał kłaść kafelki i naprawiać krany, może tworzyć rzeczy artystycznie piękne. Teraz przyszedł jednak
czas na poważny egzamin, a więc na zaprezentowanie słuchaczom swojego drugiego
wydawnictwa. Czy Kortez po dwóch latach poszukiwań wciąż potrafi czarować swoim
głosem?
W recenzji pierwszej płyty Łukasza Federkiewicza zalecałem
Wam, żebyście słuchali płyty w całości. Wtedy było to spowodowane niesamowitym
klimatem, który właśnie wytwarzał się przy całym „Bumerangu”. Teraz jednak
przesłuchanie „Mojego Domu” w całości to wręcz obowiązek. Wydawnictwo jest
niezwykle spójne i opowiada poruszającą historię związku. „Pierwsza”, która
otwiera płytę od razu przypomina nam Kortezowy klimat. Mamy piękne klawisze,
delikatną gitarę i głęboki stonowany wokal. Nieoczekiwanie pojawia się także
drobne przyspieszenie w środkowej części utworu. W kolejnym kawałku Kortez
przedstawia pozytywny element historii. „Dobrze, że Cię mam” to póki co chyba
najweselszy numer artysty z Krosna. Gitara akustyczna z początku przypomina
trochę twórczość Artura Rojka. Następnie Łukasz pokazuje związkowe rytuały w
propozycji „We dwoje”. Na uwagę zasługują elektroniczne wstawki, które pojawiają
się w końcowym fragmencie. Piękny, ale zarazem już dość mocno smutny jest „Film
przed snem”. Utwór opisuje miłosne wspomnienia oraz przedstawia jak dwie osoby,
w tak mocnej relacji, dobrze się znają. Świetnie wypada dość rozbudowana partia
gitarowa. Jeszcze lepiej jest w „Dobrym momencie” – kawałkowi, który od samego
początku stał się ogromnym hitem, debiutując na pierwszym miejscu Listy
Przebojów Programu Trzeciego. Piąty numer jest najważniejszy w zrozumieniu całej
historii. Nostalgiczny klimat dodatkowo podbudowuje znakomite wykorzystanie
instrumentów smyczkowych. „Nic tu po mnie” rozpoczyna się trochę kosmicznymi
dźwiękami. Mamy tutaj swoistą wędrówkę Korteza w strony ambientu. W warstwie
tekstowej głównym bohaterem targają emocje związane z dopiero co zakończonym
związkiem. Najmniej ciekawy muzycznie jest mówiący o śmierci „Dziwny sen”. Wyróżnić
można właściwie tylko minimalistyczny moment gitarowy. Album kończą dwa dość
eksperymentalne kawałki. Po przesłuchaniu „Trudnego wieku” miałem wrażenie, że
Kortez stara się tutaj niesamowicie mocno ze mną połączyć. Gitara i klawisze
zdecydowanie robią tutaj fenomenalną robotę, a zakończenie to jeden z
najmocniejszych fragmentów „Mojego Domu”. Ostatni „Wyjdź ze mną na deszcz”
momentami wydaje się trochę za długi. Syntezator natomiast został lepiej
wykorzystany w „Nic tu po mnie”. Tekstowo zakończenie można uznać za otwarte.
Kortez stawia nam w nim wiele istotnych pytań.
Trudno porównać „Bumerang” i „Mój Dom”. Na drugim krążku
widać, że Kortez niesamowicie szybko się rozwija i powoli zagłębia się w coraz
to bardziej skomplikowane muzyczne nurty. Świetnym pomysłem było przedstawienie
jednej, długiej historii, która trzyma słuchacza przy płycie do samego końca. Łukasz
Federkiewicz ponownie może liczyć na sporo nagród w rocznych rankingach
wydawnictw. Swoim kolejnym albumem pokazał, że miejsce obok największe mu się
po prostu należy.
OCENA: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz