poniedziałek, 16 stycznia 2017

Dziewięćdziesiąta recenzja: Zdecydowana przemiana The XX?

O ile zespołów indie rockowych mogę słuchać bez przerwy, o tyle kapele indie popowe mają bardzo duży problem z przekonaniem mnie do siebie. Muzyka formacji The XX nigdy mi jednak nie przeszkadzała, a do płyt „xx” oraz „Coexist” wracam ze sporym sentymentem. Na najnowszym krążku muzycy mieli zaprezentować coś zupełnie nowego. Po singlu „On Hold” obawiałem się, że z tego „nowego” nie wyjdzie nic dobrego.

Z pozoru prosta muzyka brytyjskiego zespołu do tej pory zdecydowanie do mnie przemawiała. Można było ją odtworzyć sobie gdziekolwiek i wywoływała pozytywne emocje. Muzycy mieli oczywiście też sporo poruszających, nostalgicznych numerów, przy których wypadało przysiąść. Z najnowszym albumem jest trochę inaczej. Słucha mi się go dobrze tylko wtedy, jak się na nim porządnie skoncentruję. Być może jest to znak muzycznej dojrzałości kapeli? Rozpoczynamy od rytmicznego „Dangerous” -piosenki świetnie pasującej na imprezy. Plusem jest tu szczególnie wokalna współpraca Sima i Croft. Jamie Smith zmienia nam trochę klimat w „Say Something Loving”. Robi się bardziej marzycielsko, romantycznie. Utwór szczególnie przy wsłuchiwaniu się w partie Sima płynie bardzo szybko. Najlepszym numerem z początku płyty jest jednak „Lips”. Kompozycja rozpoczyna się od eksperymentalnej warstwy rytmicznej i chórkowego śpiewu. Całe trio w dalszej części również trzyma poziom. Trzeci przebój na płycie jest bardzo uniwersalny. Nadaje się zarówno na klubowe wyjścia ze znajomymi, jak i do spokojnego posłuchania w domu. Instrumentalnie świetnie prezentuje się także „A Violent Noise”. Nastrój jest troszkę podobny do pierwszej propozycji na „I See You”, ale tutaj mamy wrażenie, że utwór z każdą kolejną sekundą nabiera tempa. W kolejne dźwięki świetnie wkomponowuje się wokal Oliviera Sima. Kolejną zmianę mamy w poruszającym „Performance”. Za sprawą smyczków i lekkiej gitary robi się podniośle, momentami intymnie. Całość swoim delikatnym głosem idealnie dopełnia tym razem Romy Croft. Po takim skłaniającym do przemyśleń kawałku następny w kolejce, „Replica”, zdecydowanie nie porywa. Jest bardzo prosto, a utwór po prostu beznamiętnie sobie przelatuje. Mój faworyt z najnowszego krążka poświęcony jest rodzicom artystki. Piosenka niezwykle dotyka i wzrusza, szczególnie, gdy Romy wyśpiewuje słowa „I will be brave”. Instrumentalnie bardzo dobrze robi się na koniec, wcześniej zajmujemy się głównie kolejnymi przejmującymi słowami. Jak już wspominałem we wstępie do gustu zdecydowanie nie przypadł mi singlowy „On Hold”, który według mnie drażni. Mimo ciekawego początku, ósmy numer w kolejności jest zupełnie przekombinowany. W ostatnich dwóch kawałkach robi się spokojnie i nostalgicznie. Za sprawą „I Dare You” oraz „Test Me” mogą się przypomnieć The XX z poprzednich krążków. Jest po prostu ładnie. Na uwagę zasługuje szczególnie instrumentalne zakończenie.


The XX ponownie pozytywnie zaskoczyli. Polecam posłuchać płyty co najmniej kilkukrotnie, zanim zabierzemy się za ocenę. Mnie na przykład „I See You” w pełni spodobało się dopiero po trzecim spokojnym przesłuchaniu. Kapela prezentuje się coraz dojrzalej i nie jest już tylko zespołem tworzącym propozycje dobre do biegania czy sprzątania.
OCENA: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz