W 2012 roku Iggy Pop wydał album „Apres”. Jego fani w tym
momencie się podzielili. Wielu uważało, że to jeden z najlepszych coverowych
albumów w historii rocka, a inni, że dziadek już się starzeje i zaczyna
nagrywać luźne, niezobowiązujące piosenki. Oczywiste więc było to, że Iggy na
nowym albumie pokaże pazur i będzie chciał udowodnić niedowiarkom swoją rockową
wielkość.
Nie sposób na wstępie nie wspomnieć o świetnej ekipie, która
stworzyła nowy album Iggy’ego Popa. Przede wszystkim fantastyczny muzyk i
producent Joshua Homme, do tego basista Dean Fertita, znany z występów w QOTSA
czy The Dead Weather oraz jeden z moich ulubieńców z Arctic Monkeys –
perkusista Matt Helders. Początek pokazuje jednak, kto jest najważniejszy na
„Post Pop Depression”. Wstęp z wokalem Popa, świetna gitara Josha i klawisze
Deana znakomicie otwierają krążek. W ucho wpada wolny, ale przebojowy riff.
Singlowa „Gardenia” to już zdecydowanie dynamiczniejszy kawałek, w którym
świetnie prezentuje się perkusja. W drugim numerze możemy się również szybko
przekonać, że głosy Popa i Homme’a razem brzmią znakomicie. Matt bardzo dobrze
gra również w „American Valhalla”, do tego możemy usłyszeć świetnie wprowadzone
instrumenty dęte (m.in. tuba i puzon). „In the Lobby” jest popisem Deana
Fertity. Jego gitara przez cały utwór brzmi po prostu nieziemsko. Pełen
wachlarz instrumentów muzycy zastosowali w kolejnym singlu – „Sunday”. Fakt, że
przy utworze pracowało 14 muzyków, podkreśla rozbudowanie piątego utworu w
kolejności. Po czterech minutach kompozycja zdecydowanie zmienia klimat i z
klasycznego rocka przenosimy się do filharmonii. Ciekawie brzmią głosy
Sharlotte Gibson i Lynne Fiddmont. "Vulture" rozpoczyna niski, dziadkowy głos
Iggy’ego. Następnie możemy wsłuchiwać się w muzykę rodem z westernu, którą
urozmaica świetne gitarowe solo. Pozycją obowiązkową jest na pewno „German
Days”. Na gitarach kolejny raz szaleją Dean z Joshem, a w tle towarzyszy im szereg
świetnie dopasowanych, nieczęsto używanych w rockowych piosenkach,
instrumentów. Na trochę zwalniamy w przedostatnim na płycie „Chocolate Drops”.
Na wyróżnienie zasługują na pewno chórki, w których głosu użyczył Matt.
„Paraguay” jest świetnym zwieńczeniem tej bardzo dobrej płyty. Z początku
myślałem, że będzie to łagodne zakończenie, ale tempo w dziewiątym kawałku
szybko rośnie. W połowie na chwilę się zatrzymujemy, by za moment przejść do
ostrego rockowego grania.
„Post Pop Depression” skończył się dla mnie niewiarygodnie
szybko. Iggy na pewno udowodnił fanom zawiedzionym „Apres”, że wciąż jest
jednym z najlepszych rockmanów w historii muzyki. Nowej płyty słucha się przyjemnie
i lekko. Kompozycje są przebojowe, ale też mocno rozbudowane i zdecydowanie dostrzega
się w nich kunszt wszystkich artystów tworzących krążek. Oceniam album na 9 i
jestem przekonany, że będzie na wysokim miejscu w „Podsumowaniu wydawniczym
2016”.
OCENA: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz