czwartek, 25 czerwca 2015

Trzydziesta pierwsza recenzja: Płyta, o której dowiedziałem się przez przypadek.

Jeśli chodzi o indie-rock, to już chyba zawsze na piedestale tego wspaniałego muzycznego gatunku będę stawiał Arctic Monkeys. Muzycy z Shieffield, jak dla mnie, obrócili ten rodzaj muzyki o 360 stopni. Nie jest jednak tak, że nie widzę w indie niczego innego niż „małpeczki”. Jedną z grup, którym od dłuższego czasu poświęcam uwagę, jest The Vaccines.



Albumem „Come of Age” The Vaccines zrobili ogromny krok do przodu. Jak dla mnie to zdecydowanie lepsze wydawnictwo niż debiut Szczepionek. Tak naprawdę z „What Did You Expect from The Vaccines” spodobało mi się tylko kilka kawałków. Na nowy album muzycy kazali nam czekać prawie trzy lata. To stosunkowo długo, jak na tak młody zespół. Na początku muszę zaznaczyć, że oceniam tylko standardową wersję płyty, bo zawsze tak robiłem. Uważam jednak, że zdecydowanie warto zakupić deluxe, bo mamy tam kilka kompozycji więcej. „English Graffiti” otwiera się bardzo przebojowo. Ciekawy, charakterystyczny wokal Justina Younga i świetne bębny Pete’ a Robertsona. Zaczyna się obiecująco. Drugi numer jest dopełnieniem pierwszego. W „Dream Lover” słyszymy pierwszy znakomity riff na nowym krążku. Nastrojowa propozycja, a jednak noga pod stołem podskakuje. Lżejszym utworem jest „Minimal Affection”. Ta piosenka jakoś szczególnie nie przypadła mi do gustu. Dla mnie wokal Younga jest tu trochę nużący. Może to po prostu spadek emocji po rozbujanym „Dream Lover”. Dużo lepiej jest w „20/20”. Dynamiczne tempo, ciekawie brzmiące gitary i wokalne przeciągane „who who who” sprawiają, że na twarzy od razu pojawia się uśmiech. „(All Afternoon) In Love” to po prostu ładna kompozycja. Idealny utwór do bujania się z ukochaną na koncertach albo do wolnych tańców na dyskotekach. Pozytywna wstawka na szybkiej płycie.  Oj można się rozmarzyć przy tym kawałku. W „Denial” bardzo podoba mi się wejście kapeli w refren, który rozpoczyna się słowami „Please don’ t turn the light on”. Trochę małpkowe jest „Want You So Bad”. Nie ma jednak mowy o kopiowaniu. Szczepionki coraz mocniej wypracowują swój styl. Na plus zdecydowanie gitary. „Radio Bikini” jest zdecydowanie za krótki. Nadaje się na dyskoteki, ale nic poza tym. The Vaccines dużo lepiej prezentują się w „Maybe I Could Hold You”. Brzmią jak dobrze zgrany ze sobą band mający za sobą wiele wyczerpujących tras. Dla mnie to najbardziej wymagająca kompozycja na „English Graffiti”. W przedostatnim kawałku „Give Me a Sign” uwagę przykuwają częste zmiany tempa. „Undercover” natomiast zaczyna się w okolicach trzydziestej sekundy i gitara Cowana łudząco przypomina w nim gitarę Jonny’ ego Bucklanda z Coldplay.


Po fenomenalnym „Come of Age” niewiarygodnie trudno było wydać Szczepionkom lepszy album. Jednak „English Graffiti” bardzo mi imponuje i nie mogę powiedzieć, że jest gorszy od poprzednika. Ciekawe gitary, w końcu w stu procentach wykorzystany potencjał Robertsona na perkusji i Justin Young, na którego wokal zawsze można liczyć. Perfekcyjnie wypada „Dream Lover”. Na wielkie oklaski zasługują również „Denial” i „Maybe I Could Hold You”. Przy tej recenzji nie miałem żadnych problemów z wystawieniem noty. 8/10 jest jak najbardziej odpowiednie.

OCENA: 8/10


PS. Jak pewnie zauważyliście, czasami (choć rzadko) zmieniam ocenę przyznaną danej płycie. Będę tak czasami robił ponieważ z czasem krążek mnie przekonuje albo zniechęca i niekiedy dziwię się widząc tak wysoką lub tak niską ocenę przy danym wydawnictwie. Szalonych, rock and rollowych wakacji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz