Jeśli chodzi o indie-rock, to już chyba zawsze na piedestale
tego wspaniałego muzycznego gatunku będę stawiał Arctic Monkeys. Muzycy z
Shieffield, jak dla mnie, obrócili ten rodzaj muzyki o 360 stopni. Nie jest
jednak tak, że nie widzę w indie niczego innego niż „małpeczki”. Jedną z grup,
którym od dłuższego czasu poświęcam uwagę, jest The Vaccines.
Albumem „Come of Age” The Vaccines zrobili ogromny krok do
przodu. Jak dla mnie to zdecydowanie lepsze wydawnictwo niż debiut Szczepionek.
Tak naprawdę z „What Did You Expect from The Vaccines” spodobało mi się tylko
kilka kawałków. Na nowy album muzycy kazali nam czekać prawie trzy lata. To
stosunkowo długo, jak na tak młody zespół. Na początku muszę zaznaczyć, że
oceniam tylko standardową wersję płyty, bo zawsze tak robiłem. Uważam jednak,
że zdecydowanie warto zakupić deluxe, bo mamy tam kilka kompozycji więcej.
„English Graffiti” otwiera się bardzo przebojowo. Ciekawy, charakterystyczny
wokal Justina Younga i świetne bębny Pete’ a Robertsona. Zaczyna się
obiecująco. Drugi numer jest dopełnieniem pierwszego. W „Dream Lover” słyszymy
pierwszy znakomity riff na nowym krążku. Nastrojowa propozycja, a jednak noga
pod stołem podskakuje. Lżejszym utworem jest „Minimal Affection”. Ta piosenka
jakoś szczególnie nie przypadła mi do gustu. Dla mnie wokal Younga jest tu
trochę nużący. Może to po prostu spadek emocji po rozbujanym „Dream Lover”.
Dużo lepiej jest w „20/20”. Dynamiczne tempo, ciekawie brzmiące gitary i
wokalne przeciągane „who who who” sprawiają, że na twarzy od razu pojawia się
uśmiech. „(All Afternoon) In Love” to po prostu ładna kompozycja. Idealny utwór
do bujania się z ukochaną na koncertach albo do wolnych tańców na dyskotekach.
Pozytywna wstawka na szybkiej płycie. Oj
można się rozmarzyć przy tym kawałku. W „Denial” bardzo podoba mi się wejście
kapeli w refren, który rozpoczyna się słowami „Please don’ t turn the light
on”. Trochę małpkowe jest „Want You So Bad”. Nie ma jednak mowy o kopiowaniu.
Szczepionki coraz mocniej wypracowują swój styl. Na plus zdecydowanie gitary.
„Radio Bikini” jest zdecydowanie za krótki. Nadaje się na dyskoteki, ale nic
poza tym. The Vaccines dużo lepiej prezentują się w „Maybe I Could Hold You”.
Brzmią jak dobrze zgrany ze sobą band mający za sobą wiele wyczerpujących tras.
Dla mnie to najbardziej wymagająca kompozycja na „English Graffiti”. W
przedostatnim kawałku „Give Me a Sign” uwagę przykuwają częste zmiany tempa.
„Undercover” natomiast zaczyna się w okolicach trzydziestej sekundy i gitara
Cowana łudząco przypomina w nim gitarę Jonny’ ego Bucklanda z Coldplay.
Po fenomenalnym „Come of Age” niewiarygodnie trudno było
wydać Szczepionkom lepszy album. Jednak „English Graffiti” bardzo mi imponuje i
nie mogę powiedzieć, że jest gorszy od poprzednika. Ciekawe gitary, w końcu w
stu procentach wykorzystany potencjał Robertsona na perkusji i Justin Young, na
którego wokal zawsze można liczyć. Perfekcyjnie wypada „Dream Lover”. Na
wielkie oklaski zasługują również „Denial” i „Maybe I Could Hold You”. Przy tej
recenzji nie miałem żadnych problemów z wystawieniem noty. 8/10 jest jak
najbardziej odpowiednie.
OCENA: 8/10
PS. Jak pewnie zauważyliście, czasami (choć rzadko) zmieniam
ocenę przyznaną danej płycie. Będę tak czasami robił ponieważ z czasem krążek
mnie przekonuje albo zniechęca i niekiedy dziwię się widząc tak wysoką lub tak
niską ocenę przy danym wydawnictwie. Szalonych, rock and rollowych wakacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz