niedziela, 15 lipca 2018

Relacja z koncertu Arctic Monkeys na Openerze 2018 [4.07.2018] (foto+video)

Aż trudno cokolwiek napisać po tak długiej przerwie. W podsumowaniu wydawniczym poprzedniego roku zarzekałem się, że za wszelką cenę w 2018 będę starał się wrzucać więcej postów niż w i tak ubogim 2017. Rzeczywistość jest jednak taka, że pierwsze sesje i praca na studiach zdecydowanie mnie pokonały i na pisanie nie było po prostu czasu. Myślę, że dobrym momentem na swoisty powrót, próbę odświeżenia tego wszystkiego na blogu będzie relacja z wyjazdu na tegoroczny Opener.


Większość z Was, czytających tego bloga od dłuższego czasu z całą pewnością wie jakiego koncertu konkretnie będzie dotyczył ten post. Jadąc na festiwal myślałem, że skupię się tylko i wyłącznie na występie Arctic Monkeys i tylko wspomnę kto wystąpił przed nimi. Po wielkim show, jakie zaprezentowali artyści poprzedzający „Małpy”, nie mogę jednak nie poświęcić im chociażby kilku zdań.

Sporą publiczność przed główną sceną już kilka minut po godzinie 18 zgromadził Noel Gallagher. Wśród słuchaczy oczywiście nie brakowało klasycznych uszczypliwych okrzyków typu „We want Liam” bądź „Glory, Glory Man United” (Noel na koncertach wywiesza flagę Manchesteru City). Najzagorzalsi fani artysty bardzo dobrze bawili się już od pierwszych numerów wykonywanych na koncercie. Reszta jednak „Fort Knox”, „It’s a Beautiful World” czy „Dream On” spędziła na rozmowach ze znajomymi i oczekiwaniu na największe szlagiery grupy Oasis. Największe poruszenie wywołał oczywiście najgłośniej odśpiewany przez wszystkich „Wonderwall”, a więc kawałek, który przez część Brytyjczyków uznawany jest za drugi hymn Wielkiej Brytanii. Sporą niespodzianką był przebój zagrany na koniec. Gallagher postanowił sięgnąć trochę w przeszłość i zagrać… „All You Need is LoveBeatlesówRówno o 20 swój spektakl, choć to zdecydowanie za mało powiedziane, zaczął Nick Cave. Artysta od samego początku w ogóle nie sprawiał wrażenia, że może mieć już 60 lat. Niesamowity był przede wszystkim jego kontakt z fanami, z którymi co chwilę rozmawiał i wciągał ich na scenę. Emocje rosły w miarę wykonywania kolejnych utworów, ale można powiedzieć, że szaleństwo trwało od pierwszej do ostatniej sekundy koncertu. Nick rozpoczął od kompozycji „Jesus Alone”, przeszedł przez „From Her to Eternity”, „Into My Arms”, fantastycznie wykonany „The Weeping Song” i zakończył w ogóle nieplanowanym do zagrania wcześniej numerem „Rings of Saturn”. Emocji przed środowym headlinerem nie było trzeba zatem już w żaden sposób rozbudzać.

Około godziny 22 pod sceną były już wielkie tłumy. Na samym koncercie sporo ludzi stało także do sto metrów od Orange Main Stage, więc widać, że Polscy fani bardzo stęsknili się za chłopakami z Sheffield, których w naszym kraju nie było 5 lat. „Małpy” jak to na gwiazdorów przystało swój koncert rozpoczęły z kilkuminutowym opóźnieniem. Zaczęło się od charakterystycznego odliczania z utworu „For Out of Five”. Scena z napisem „Monkeys” migotała na czerwono, a po chwili pojawili się na niej artyści z Alexem Turnerem na czele. Szczególnie pamiętny będzie dla mnie moment wyświetlenia frontmana Arctic Monkeys na telebimie, bo wtedy zacząłem się zastanawiać czy dziewczyny zgromadzone na koncercie kiedyś przestaną piszczeć. Po wykonaniu największego hitu z „Tranquility Base Hotel and Casino” przyszedł czas na kilka bardziej żywiołowych kawałków. Furorę zrobiły „Brianstorm” i świetnie zagrany „Crying Lightning”. Całkiem nieźle wypadł również jedyny kawałek z płyty „Suck It and See”, a więc „Don’t Sit Down Cause I’ ve Moved Your Chair”. Kompletnym zaskoczeniem, a zarazem najlepszym fragmentem koncertu było dla mnie zagranie świetnej wersji „Teddy Picker”, w której Alex wykonał kapitalną gitarową solówkę. Nie zabrakło także innych propozycji z płyty „Favourite Worst Nightmare”, z których najciekawiej wypadł „505”. 


Po kilku szlagierach artyści postanowili wrócić do najnowszego albumu. Za sprawą filetowych i zielonych efektów świetlnych kapitalnie wyglądało wykonanie kompozycji tytułowej. Utwierdziłem się wtedy także w przekonaniu, że zwykły głos Alexa brzmi dużo lepiej niż ten lekko przekombinowany w wersji studyjnej. Z szóstego krążka później pojawiły się jeszcze odegrane kolejno „One Point Perspective” oraz „American Sports”. Największy entuzjazm u fanów wywołały oczywiście hity z „AM”, a więc „Do I Wanna Know”, „Why’d You Only Call Me When You’ re High” oraz „Knee Socks”, które artyści rozpoczęli ciekawym intro. Wielki szał był również przed bisami, bo wtedy odegrane zostały „Pretty Visitors”, z kapitalną perkusją Matta, oraz najważniejszy przebój z debiutanckiego albumu – „I Bet You Look Good on the Dancefloor”. Po długim oczekiwaniu na powrót muzyków na scenę, Arctic Monkeys zagrali na deser delikatny „Star Treatment” oraz wykonane w szaleńczym tempie „Arabella” i „RU Mine”. Szczególnie ten drugi numer wywołał wśród publiczności wielką radość, bo z tego co słyszałem to niektórzy prosili o ten kawałek od samego początku występu.

Drugi koncert Arctic Monkeys był dla mnie równie wielkim przeżyciem co ten pierwszy przed czterema laty w Berlinie. Przyczepić się można jedynie do tego, że Alex mało współpracował z publicznością, ale na koncertach „Małp” raczej wychodzenia do fanów nigdy nie było. Myślę, że setlista usatysfakcjonowała każdego, bo oprócz promocji nowego albumu, Brytyjczycy znaleźli czas na kawałki z wszystkich swoich poprzednich krążków. Na twarzach fanów widać było ogromne poruszenie, a łzy lały się strumieniami. Miejmy nadzieję, że AM nie będą kazali ponownie czekać na siebie tyle czasu, bo widać, że w naszym kraju są po prostu uwielbiani.

PS. U mnie koncert wywołał takie emocje, że stwierdziłem, że muszę pojechać na jeszcze jeden, więc prawdopodobnie za miesiąc wrzucę tutaj krótką relację z Sziget Festiwalu w Budapeszcie.


Fragment "Four Out of Five":


Fragment "Tranquility Base Hotel and Casino":

Fotorelacja:

















2 komentarze:

  1. Relacja ciekawa ale popatrz na to że w na tych koncertach w Polsce fani też mało śpiewają i reagują. Ciężko winić Alexa za to że małą interackje z publicznością, która też nie jest jakaś żywa;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz sporo racji. Dzisiaj widziałem video z Madrytu i tam widać, że fani śpiewają z zespołem praktycznie każdy utwór.

      Usuń