Grupa Kasabian kolejnymi albumami potwierdza, że należy do
czołówki światowego, alternatywnego grania. Płyta „48:13” do tej pory jest
jednym z najczęściej odsłuchiwanych przeze mnie wydawnictw. Muzycy nie chcą
tworzyć niezwykle rozbudowanych, wymagających wielkich umiejętności kompozycji,
a po prostu razem z fanami dobrze się bawić. Najnowszy album pt. „For Crying
Out Loud” miał być właśnie następną porcją doskonałej zabawy.
Jedyny niepokój dotyczący najnowszego krążka Brytyjczyków odczuwałem
po zaprezentowaniu okładki. Przyznam szczerze, że jest to jedna z najgorszych
opraw albumu, jakie widziałem. Sergio Pizzorno poinformował, że przedstawiony
na okładce mężczyzna to techniczny grupy, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu,
że można go było przedstawić znacznie korzystniej. „For Crying Out Loud”
rozpoczyna się w typowym dla Kasabian stylu. „Ill Ray (The King)” to przede
wszystkim dynamika i świetna zabawa. Energetyczna propozycja na pewno we
wspaniały sposób będzie mogła rozgrzewać publiczność podczas trasy promującej
płytę. Odrobinę zwalniamy w bardziej elektronicznym i marzycielskim „You’ re in
Love with a Psycho”. Następną porcją grania idealnego na rockowe imprezy jest „Twentyfourseven”,
który dla mnie aspiruje do miana najlepszej propozycji z albumu. Znów jest
niezwykle dynamicznie, ze świetną gitarą Pizzorno, do której idealnie dopasowuje
się Tom Meighan. Głowa przy tym kawałku sama się rusza. „Good Fight” z kolei od
razu przywołuje u mnie skojarzenia z zespołem, który w latach
dziewięćdziesiątych zmienił muzykę rozrywkową w Wielkiej Brytanii. Jest bardzo „Oasisowo”,
lekko, ale kiedy trzeba mamy też mocniejsze uderzenia. Kolejnym materiałem na
przebój jest gitarowe „Wasted”. Zdecydowanie brawa znów należą się tutaj
niezawodnemu Pizzorno. Pozytywnie prezentuje się również ostrzejszy „Comeback
Kid”. Wstęp brzmi, jak muzyka do wyjścia najlepszych bokserów i kapitalnie
buduje nastrój. Dalej mamy już typowy Kasabian – energia i przebojowość. Czego
od nich więcej chcieć?
Pod siódemką pierwsza balladowa propozycja, która na
pewno nie będzie należeć do najlepszych w historii grupy z Leicester. Po prostu
sobie leci i nie przeszkadza. Artyści troszkę przedobrzyli w „Are You Looking
for Action”. Osiem minut to dla mnie, jak na utwór Kasabian za dużo i z czasem
numer zaczyna się nudzić. Wyróżnić należy jednak ciekawą partię na saksofonie
wykonaną przez Andrew Kinsmana. Końcówka płyty porywa mniej niż otwierające
kompozycje. „All Through the Night” to średni owoc współpracy między Mieghanem,
a Pizzorno. W „Sixteen Blocks” muzycy brzmią trochę tak, jakby próbowali swoich
sił w stylu reggae, a „Bless this Acid House” to trochę gorsza wersja
przebojowego Kasabian. Album kończy „Put Your Life on It” nagrany w funkowych
klimatach.
Muzycy Kasabian na nowej płycie na pewno drastycznie nie
obniżyli lotów. Nie jest to może płyta tak dobra, jak „Velociraptor”, czy „48:13”,
ale artyści wciąż trzymają niezły poziom. Grupa z Leicester ponownie może stać
się hitem letnich festiwali i aspirować do miana bandu, który najbardziej
rozgrzał swoich fanów w 2017 roku.
OCENA: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz