Ostatniego metalowego przewrotu na polskim rynku muzycznym
nie mogłem pozostawić bez komentarza. Tak, dzisiaj zajmiemy się najnowszymi
nagraniami Nocnego Kochanka. Grupa ta ma zarówno wielu zdecydowanych
przeciwników, jak i zagorzałych fanów. Bezapelacyjnie jest to jednak jeden z
najciekawszych i najzabawniejszych projektów w Polsce w ostatnich latach. Na
sam początek mogę tylko powiedzieć, że jest dużo lepiej niż na „Hewi Metal”.
Muzycy Nocnego Kochanka otwarcie deklarują, że ich muzyka to
nic zobowiązującego. Artyści tworząc i występując, bawią się doskonale, jak
zespoły rockowe i metalowe z dawnych lat. Słuchacze często potrzebują odskoczni
od przesiąkniętych grozą i smutkiem tekstów metalowych. Zespół ze Skarżyska
Kamiennej proponuje więc świetny poziom instrumentalny, ale i zdecydowaną,
rozśmieszającą do łez zabawę tekstową. Krążek „Zdrajcy Metalu” otwieramy od dźwięku
budzika. W utworze „Poniedziałek” muzycy prezentują typowy dzień po imprezie.
Gitary są dynamiczne, a Krzysiu śmiesznie pojękuje na wokalu. Nieciężko
dostrzec w tym kawałku wpływy chociażby grupy Saxon. Idealny numer na koncerty
mamy pod dwójką. „Dżentelmeni metalu” to propozycja od razu przywołująca na
myśl największą legendę heavy metalu – zespół Iron Maiden. Z każdą chwilą
przebój rozpędza się i kończy ciekawą solówką. Najbardziej wulgarna jest
zdecydowanie „Pigułka Samogwałtu”. Tego trzeba po prostu przesłuchać, aby
zrozumieć klimat utworu. W skrócie: artyści opisują imprezowe przygody
samotnego faceta. Często przy odsłuchiwaniu tego utworu na twarzy pojawia się
uśmiech. Jedna z największych parodii na albumie. Wstęp „Dziabniętego” brzmi z
kolei jak przebój grupy deathmetalowej. Znów jest niezwykle przebojowo, ciężko,
ze znakomitymi gitarami Ojca Arkadiusza i Kazona. Słowa „Jestem dziabniętyyy”
na długo pozostają w pamięci. Najmniej zapada w pamięć piąta kompozycja. W
„Łatwa nie była” muzycy grają troszkę lżej oraz przekornie śpiewają o
porzuceniu. Prawdziwą, a do tego niesamowicie śmieszną balladę dostajemy jednak
dopiero w „Dziewczynie z kebabem”. Instrumentalnie jest pięknie, wzruszająco,
ale tekst powoduje, że pewnie niejeden słuchacz przy odsłuchiwaniu zwija się ze
śmiechu. Nocny Kochanek ponownie rozpędza się w utworze „Smoki i gołe baby”. To
najszybsza propozycja na albumie, przywodząca na myśl grupę Dragonforce. Po
szybkich rytmach muzycy serwują wolniejsze wstawki. Całość brzmi świetnie
zwłaszcza po kilku przesłuchaniach. W „De Pajrat Bej” z początku możemy się
poczuć jak w tanim barze, jednakże
piosenka opowiada o facecie spędzającym dzień na ściąganiu plików z zawartego w
tytule portalu. Pierwszy raz przed szereg wychodzi Synek z ciekawą partią
perkusyjną. Warty zauważenia na pewno jest także numer tytułowy. Prześmiewczo
opowiada on historię konfliktu między ortodoksyjnymi metalami, a ich kolegami,
którzy z czasem odchodzą od ciężkich dźwięków. Ubaw ponownie jest wielki a
muzycznie, szczególnie na wokalu, ponownie słychać inspiracje Iron Maiden.
Klimat popijawy wraca w „Pierwszego nie przepijam”. W jedenastym kawałku muzycy
hołdują grupie ACDC, których styl można czuć właściwie przez całą kompozycję.
Na zakończenie grupa gra troszkę lżej. W „Gdzie jesteś” pojawia się gitara
akustyczna.
Zdecydowanie widać, że członkowie Nocnego Kochanka wspaniale
się bawią przy tworzeniu dla nas muzyki. Swoją robotę wykonują fantastycznie,
bo chyba każdy z nas potrzebuje czasem tekstowego odejścia od poważnych
tematów. Do poziomu instrumentalnego również ciężko się przyczepić. Momentami
jest bardzo dynamicznie, z ciekawymi solówkami, a czasem lekko i spokojnie jak
w największych numerach legendarnych Scorpionsów. Przy płycie świetnie się
bawiłem i zdecydowanie czekam na więcej.
OCENA: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz