Do „coverowych” płyt podchodzę z bardzo dużym dystansem.
Mogliście to zauważyć chociażby po tym, że album uwielbianego przeze mnie
Davida Bowiego z piosenkami innych artystów oceniłem najgorzej spośród jego
wszystkich zrecenzowanych albumów. W małej wojence pomiędzy fanami Beatlesów a
Stonesów zawsze trzymałem stronę czwórki z Liverpoolu. Tak więc we wstępie do
recenzji ciężko napisać coś innego niż to, że „Blue & Lonesome” był u mnie
od razu skazany na pożarcie. Jednak przy przesłuchiwaniu płyty wielokrotnie
bardzo pozytywnie się zaskoczyłem.
Ostatnie dwie płyty Stonesów niczego ciekawego tak naprawdę
nie przyniosły. Były to poprawne albumy, w sporadycznych momentach powodujące
uśmiech na twarzy. Po takim legendarnym bandzie jak The Rolling Stones oczekuje
się jednak zdecydowanie więcej. Na wieść o tym, że kolejny krążek Londyńczyków
będzie longplayem zawierającym covery, byłem niemal pewny, że czeka nas
następne przeciętne wydawnictwo. Zaczyna
się jednak bardzo ciekawie, oldschoolowo, i ciężko odczuć to, że piosenka
została nagrana w najnowszych muzycznych czasach. Za sprawą przebojowej
harmonijki spokojnie możemy sobie wyobrazić, że jesteśmy na imprezie w latach
sześćdziesiątych. Stonesi brzmią tutaj tak, jak za swoich najlepszych lat.
Podobnie szybki i przyjemny jest „Commit a Crime”. Niezwykle świeżo na wokalu
prezentuje się Mick Jagger, u którego tej świeżości na poprzednich albumach
ewidentnie brakowało. Zwalniamy odrobinę w następnych dwóch propozycjach.
Balladowy „Blue and Lonesome”, zwłaszcza przez piękną grę Richardsa, jest
idealny do wolnych tańców. W „All of Your Love” mamy natomiast powolne,
nastrojowe klawisze Chucka Leavella. Po dwóch rozmarzonych fragmentach z
nostalgicznego stanu wyrywa nas wariująca harmonijka. Warto zwrócić także uwagę
na szósty w kolejności „Everybody Knows About My Good Thing”. Fantastycznie
komponują się dźwięki z instrumentów klawiszowych oraz niebanalna melodia
charakterystycznej gitary występującego na tej płycie Erica Claptona. Sporą
dawkę energicznego, stonesowego rock and rolla dostajemy w „Ride ‘Em on Down” i
„Hate to See You Go” . Fantastycznie wypadła również interpretacja kawałka
„Little Rain” autorstwa Jimmy’ego Reda. Gitara Richardsa po prostu uwodzi, a
Jagger przez cały numer czaruje swoim w ciąż wszechstronnym wokalem. W pamięć
zapadnie mi najdłuższy na albumie „I Can’t Quit You Baby”, który jest drugą
piosenką na płycie nagraną z Claptonem i jednocześnie kończy „Blue and
Lonesome”.
Najnowszy krążek Stonesów jest jak najbardziej godny polecenia
i szczerze mówiąc to chyba największe zaskoczenie tego roku. Muzycy na
najnowszym albumie, mimo tego, że odkurzyli stare klasyki to prezentują się w
nich naprawdę świeżo. W końcu można ich ponownie słuchać z wielką
przyjemnością. Genialnie wypadła także współpraca z Claptonem, który podczas
pracy nad swoim solowym krążkiem znalazł czas by dograć się Stonesom do dwóch
kompozycji.
OCENA: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz