Avenged Sevenfold zawsze był dla mnie zespołem od bardzo
dobrych utworów. Jednakże, jeśli chodzi o całe albumy, to ta grupa podchodziła
mi niespecjalnie. Przy każdym krążku w pewnym momencie, trafialiśmy na
nudniejsze fragmenty. Tytułowy singiel pokazał, że zapadające na długo w pamięć
kompozycje znów się pojawią. Pozostawało, więc istotne pytanie: czy grupie uda
się utrzymać wysoki poziom przez cały „The Stage”?
Istotną zmianą personalną na najnowszym krążku jest na pewno
zastąpienie Arina Ilejay’a przez Bruce’a Wackermana, znanego między innymi z
takich zespołów jak Bad Religion. Przesłuchując się dźwiękom perkusji
Amerykanina, na pewno nie obawiałem się, że może „położyć” najnowszy album A7X,
ale bałem się, że mogą się nie pojawić już tak świetne propozycje, jak
chociażby jeden z największych hitów grupy – „Hail to the King”. Singiel fanów
zespołu na pewno rozgrzał do czerwoności. Tytułowa, a zarazem pierwsza
kompozycja na płycie, mimo tego, że trwa prawie dziewięć minut, to nie nudzi
nawet przez chwilę. Od samego początku fantastycznie na perkusji prezentuje się
Wackerman. Niezwykle przyciągają także kapitalne, szalejące gitary. Oprócz
typowych instrumentów dla amerykańskiej grupy pojawiają się również melodyjne
dźwięki klawiszy. W intrygujący, trochę straszny klimat wprowadzają nas
złowrogie śmiechy oraz akustyczna gitara Synystera Gatesa. Z heavy metalem
spotykamy się także w „Paradigm”. Shadows śpiewa tu trochę agresywniej niż w
pierwszej kompozycji. Gitary może nie brzmią już tak wyraziście, ale wciąż są
na dobrym poziomie. „Sunny Disposition” urzekł mnie przede wszystkim ciekawą,
dźwięczną partią na trąbce połączoną z
ostrymi dźwiękami gitar Vengeance’a, Gatesa i Christa. Pozytywnie wypada też dynamiczna
końcówka utworu. Na samym początku „God Damn” możemy usłyszeć swoistą walkę
między lżejszą i cięższą gitarą. Oczywiście pojedynek wygrywa ta druga.
Następnie muzycy w towarzystwie agresywnego, charyzmatycznego głosu Shadowsa
przeplatają ostre partie z niezwykle melodyjnymi fragmentami. Pierwszym
numerem, który nie przypadł mi do gustu, jest „Creating God”. Mamy tutaj trochę
eksperymentów wokalnych w ogóle nie pasujących
do tego kawałka. Poziom kompozycji ratuje trochę niezawodny Gates. Po
chwili słabości przychodzi czas na niezwykle rytmiczny „Angels”. Gitarowo to
chyba jeden z faworytów z najnowszego krążka. Początek jest wolny i
klimatyczny. Po nim wchodzi znakomita solówka, przy której odsłuchiwaniu ciężko
się nie uśmiechnąć. „Simulation” po łagodnym wstępie zmienia się w potężny,
rozbujany metalowy przebój. Propozycja jest trochę dziwna i nieprzewidywalna za
sprawą tego, że tempo zmienia się właściwie co chwilę. Idealnym utworem na
koncerty będzie z pewnością „Higher”. Kawałek rozpoczyna chórek, a po chwili
pojawiają się rozpędzone instrumenty. Kolejny raz dobrze wypada perkusja.
Wyróżnić trzeba także kolejne dobry fragmenty klawiszowe oraz chórek, który
pojawia się w drugiej części utworu. Gdy wydawało mi się, że powoli nadchodzi
ten nieuchronny, nieciekawy moment, o którym wspominałem na początku recenzji,
dostajemy piękny „Roman Sky”. Muzycy pokazują w nim, że potrafią świetnie
tworzyć także łagodniejsze numery. Pojawiają się instrumenty smyczkowe, gitary
są lekkie, a całość swoim oryginalnym głosem spaja Shadows. Na koniec
otrzymujemy kolejną przyjemną solówkę gitarową. „Feremi Paradox” ma dwie
zupełnie różne części. Pierwsza, zwłaszcza po fenomenalnym „Roman Sky”,
prezentuje się co najwyżej średnio, natomiast w drugiej jest już zdecydowanie
lepiej. Szczególnie mocnym punktem jest dynamiczna końcówka z bardzo dobrą
perkusją, która wprowadza nas w długie zakończenie albumu. W ostatnim numerze muzycy
postanowili pójść na całość i stworzyli ponad piętnastominutowy utwór. W
kolosie nazwanym „Exist” możemy znaleźć dosłownie wszystko. Po spokojniejszym
wstępie, głównie za sprawą gitar, robi się agresywnie, momentami nawet trash
metalowo. Nieco gorzej prezentuje się środek kawałka, w którym nie podchodzi mi
zbyt delikatny wokal. Pozytywnie natomiast oceniam zabawy z elektroniką, która
trochę urozmaiciła długą kompozycję.
Niezmiernie się cieszę, że w końcu, słuchając Avenged
Sevenfold nie będę, musiał pomijać kilku utworów. Płyta jako całość prezentuje
się bardzo dobrze. Pojawiają się także numery, które mogą stać się wielkimi
przebojami. Są to np. tytułowy „The Stage”, czy łagodniejszy „Roman Sky”. Na
siódmym wydawnictwie A7X świetnie zaprezentował się także nowy perkusista –
Bruce Wackerman. Jeżeli jednak miałbym ocenić, który z muzyków najlepiej wypada
na najnowszym krążku wybrałbym tradycyjnie Synestera Gatesa. Artysta swoimi
solówkami udowadnia, że należy go zaliczać do najlepszych metalowych gitarzystów.
OCENA: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz