Przed premierą nowej płyty grupy Coma byłem pewny tylko
jednej rzeczy. Mianowicie tego, że po opublikowaniu wydawnictwa w Internecie
znowu rozpęta się spór pomiędzy wielkimi fanami zespołu, a, wcale nie będącymi
w mniejszości, krytykantami kapeli. W Polsce chyba nie ma wokalisty, który
budziłby tak skrajne odczucia jak Piotr Rogucki. Jedni kochają go za jego
charakterystyczną manierę w głosie, a inni nienawidzą właściwie za wszystko. Co
ją sądzę o twórczości muzyków z Łodzi? Wszystko w dzisiejszym poście.
Przyznam się, że mnie nie dopadła ta moda na ocenianie Comy
jako jeden z najgorszych tworów, jakie powstały na polskiej scenie muzycznej.
Wręcz przeciwnie, bardzo lubię wracać do „Pierwszego wyjścia z mroku”, czy
„Zaprzepaszczonej siły wielkiej armii świętych znaków”, a „Leszek Żukowski”
wciąż jest jednym z moich ulubionych polskich kawałków. „Hipertofia” i „bez
tytułu” tak bardzo mnie nie porywały, ale też nie powiedziałbym, że są to
albumy bardzo słabe. Najnowszy krążek rozpoczyna kombinacyjna „Taksówka”, która
spodobała mi się dopiero za szóstym czy siódmym przesłuchaniem. Utwór zwłaszcza
w swojej drugiej części robi się melodyjny, a w pamięć zapadają powtarzane
słowa „To jaką ma dusze ludność miasta,
która tak licznie zaczęła kasłać”. Wciąż za to nie mogę przekonać się do
znajdującego się pod dwójką „Turbacza”. Przeszkadza mi w nim trochę wokal
Roguckiego, który w tym fragmencie brzmi trochę za bardzo pretensjonalnie.
Lepiej wypadają agresywniejsze instrumentalnie „Zaduszki”. Dobrze prezentuje
się szybki gitarowy riff, a także nie doznajemy uczucia, że wokalista
„przegadał” kawałek, jak mogło to mieć miejsce w dwóch pierwszych propozycjach.
Moja ulubiona kompozycja z „2005 YU55” to czwarty numer. „Dionizosowi” świetną
rytmikę nadają gitary i elektronika. Do tego emocjonalny monolog Roguckiego
jest napisany i zaśpiewany na bardzo wysokim poziomie. Fajnym pomysłem okazała
się też wstawka w języku angielskim. W „Lipcu” robi się dużo spokojniej i
delikatniej. Muzycy wprowadzają nas w dużo łagodniejszy, lekko ponury klimat.
Kolejna przemiana następuje w niezwykle agresywnej i wulgarnej „Magdzie”. Mamy tutaj ostry tekst dotyczący zbliżenia
seksualnego. Na plus na pewno wypada bas Rafała Matuszaka. Głos Roguckiego
zdecydowanie zaskakuje na sam koniec, gdzie brzmi jak wokalista bandów
nu-metalowych. Szybko jest także w utworze „W Cwał”, gdzie z kolei mamy do
czynienia z eksperymentami wokalisty w wysokich partiach głosowych. Przyjemnie
prezentują się gitary oraz perkusja
Adama Marszałkowskiego. Pod względem instrumentalnym dobrze wypada także blisko
ośmiominutowa „Łąka 1”. Jednakże kompletnie nie pasuje mi tutaj przekombinowany
głos, który czasem jest tak lekki, że możemy zastanawiać się, czy to wciąż
Rogucki. Artysta z Łodzi lepiej wypada we fragmentach, w których śpiewa
zadziornie. Piosenkarz znajduje się
także na pierwszym planie w kolejnym „Podmiocie czynności twórczych”. Wokal w
tej swoistej recytacji brzmi tak, jakby wokalista miał ze 30 lat więcej i
starał przekazać młodszym życiowe prawdy.
„Łąka 2” prezentuje się nieco gorzej niż pierwsza część. Na plus należy
ocenić kolejne dobre zastosowanie wstawek z angielskiego, a także ciekawe
dźwięki perkusji. „YU55” jest recytacją o przemianie bohatera. W monotonny
klimat wprowadza natomiast muzyka lecąca w tle. Na obudzenie dostajemy porcję
orientalnych dźwięków serwowanych w „Suchotce” oraz przyjemną, trochę kosmiczną
elektronikę połączoną z szybkimi gitarami w kawałku „Biblioteczka”. Po
przesłuchaniu „Jest to we mnie” zdziwiłem się, że muzycy nie eksponują na
płycie tak wyraźnie instrumentów klawiszowych. Fortepian wkomponowuje się w
spokojniejsze fragmenty grupy bardzo przyjemnie. Po chwili delikatnej muzyki
zaostrzają się gitary oraz perkusja. Ahh, brakuje trochę takich momentów na tej
płycie… Wydawnictwo kończą hipnotyzujące dźwięki oraz szybki wokal Roguckiego w
„Inne jeszcze obrazy” oraz dynamiczna, gitarowa „Łąka 3”.
Najnowszy album Comy jest pozycją ciężką do ocenienia.
Muzykom niejednokrotnie udało się wprowadzić mnie w kosmiczny stan, który jest
motywem przewodnim tej płyty. Na „2005 YU55” znajdujemy propozycje świetne, jak
„Dionizos”, które mogłyby się znaleźć na liście najlepszych kompozycji zespołu,
ale można się doszukać także propozycji bardzo słabych (są to szczególnie te
przegadane przez Roguckiego). Podsumowując, można powiedzieć, że piąte dzieło
łódzkiego zespołu jest naprawdę niezłe, ale przeżycia, które odczuwałem przy
pierwszym przesłuchiwaniu „Leszka Żukowskiego”, tu się nie pojawiły.
OCENA: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz