W ostatnich dwóch latach zarówno muzycy, jak i słuchacze są wystawiani na próbę. Jedni i drudzy muszą uważnie obserwować to, czy ze względu na nowe obostrzenia koncerty nie są przekładane na kolejne odległe daty. Na szczęście przed wprowadzeniem nowych obostrzeń mi udało się wybrać na jedno z muzycznych wydarzeń. Zespół Molchat Doma bez wątpienia dał koncert, który będę wspominał przez cały obecny muzyczny lockdown.
Co do występu białoruskiej grupy od momentu kupna biletów
miałem bardzo duże oczekiwania. Wejściówki rozeszły się bardzo szybko i kosztowały
niemało, bo 85 złotych. Dodatkowo o kapeli z Mińska bardzo trudno było znaleźć
niepochlebne recenzje. Zapowiadało się więc duże show w warszawskim klubie „Niebo”.
Na samym początku koncertu można było zauważyć wielkie
skupienie artystów. Utwór „kletka” rozpoczynający występ został zagrany niemal
identycznie jak wersja studyjna. Po zaprezentowaniu utworu od wokalisty fani
słuchacze tylko krótkie „Thank you, we are from Minsk”. Następnie Jegor Szkutko
chyba zorientował się, że w Polsce spokojnie wszyscy zrozumieją ich w ojczystym
języku bo dziękował już tylko krótkim „Spasiba”.
Co bardzo istotne, muzycy bardzo umiejętnie dobrali setlistę
na trasę. Utwory bardziej mroczne i elektroniczne świetnie poprzeplatali
kompozycjami tanecznymi i nieco bardziej radosnymi kawałkami. Przeplatane były
wszystkie trzy dotychczasowe albumy grupy, więc muzycy nie skupiali się tylko
na promocji najnowszego materiału z płyty „Monument”.
Zgodnie z moimi przewidywaniami
Koncert, nawet jak na klubowy, był dość długi. Kapela przez
niemal 2 godziny zagrała 20 kawałków. Udało im się na tyle rozgrzać
publiczność, że wyrazy oczekiwania na bis były na tyle satysfakcjonujące, że
muzycy nie musieli schodzić ze sceny. Na dokładkę zespół zagrał swój największy
przebój – „Sudno”.
Podsumowując, należy przyznać, że występ Białorusinów był
bardzo dopracowany. Artystom zależało na tym, żeby każdy dźwięk każdego jednego
utworu wybrzmiał dokładnie tak, jak sobie zaplanowali. Być może stąd mniejsza
interakcja z publicznością. Ja na Molchat Doma bawiłem się świetnie i już
żałuję, że na żadnym z koncertów nie będzie mi dane być najprawdopodobniej do
kwietnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz